Są z Islandii, kochają melancholię i mrok i przez ostatnie piętnaście lat przyczynili się do rozwoju popularności eksperymentalnego metalu w swojej ojczyźnie. Właśnie wydali swój wspólny debiut. Z imion i nazwisk w tym projekcie pozostają całkowicie anonimowi i gdyby nie Marcin Kozicki i jego "Stacja Islandia", prawdopodobnie bym ten album przeoczyła. Co chce nam przekazać tajemnicza Vofa?
Diabelski growl, przeszywający
skrzek, doom'owy ciężar, drażniące uszy niezaprawionego w metalowych
"bojach" słuchacza wściekłe przestery i przytłaczająca atmosfera -
dźwięki zawarte na albumie z powodzeniem mogłyby posłużyć do muzycznej ilustracji
najmroczniejszych zakamarków piekła, czy np. stanowić soundtrack do planowanej
właśnie zbrodni. To twórczość dopracowana w najdrobniejszych szczegółach i
oparta przede wszystkim na budowaniu atmosfery grozy i niepokoju. Na wydawnictwo
składają się trzy dwunastominutowe kompozycje, tworzące spójną historię.
Vofa to po islandzku duch, zjawa,
widmo. Nazwa ta doskonale koresponduje z przekazem i charakterem twórczości grupy.
Muzycy deklarują, że celem Vofy jest eksplorowanie ciemnej strony życia. To przepełniona
egzystencjalnym bólem opowieść o depresji, zrównoważona poszukiwaniami
eterycznego piękna w pozbawionej niejednokrotnie sensu ludzkiej egzystencji. Z
otchłani wyziera brud, wszechogarniający smutek i rozpacz, podkreślone agresywnymi
riffami, przytłaczającymi partiami perkusji i mrożącym krew w żyłach, wyjątkowo
intensywnym wokalu. Całość intryguje, niepokoi i skłania po zakończeniu odsłuchu
do ponownego zanurzenia się w gęstwinie mroku.
Słuchając Vofy w samotności, w zupełnej
ciemności można się nieźle przestraszyć. Dźwięki zawarte na albumie kipią od
emocji, wzierając się głęboko w duszę odbiorcy i pozostawiając w niej tajemniczy
cień. To muzyka dla wielbicieli mocnych wrażeń, która potrafi zahipnotyzować,
lecz jednocześnie może spotęgować stan przygnębienia i oddziaływać na
podświadomość wrażliwszych słuchaczy.
Jest w niej nuta melancholii i
nostalgicznej tęsknoty za utraconym pięknem. Co ciekawe, mimo swojego ciężaru kompozycje
zdecydowanie bardziej intrygują niż przytłaczają. To zasługa skrytych w mroku
melodii i głębokich niskich wokali czających się za growlem. Warto wsłuchać się
w nie uważnie. Ta płyta ma w sobie coś wyjątkowego, nieuchwytnego - potężną
siłę oddziaływania, której nie sposób się nie poddać. Sprawdźcie sami.
8/10
Posłuchaj: Vofa - Vofa