Są takie dni, gdy potrzebujemy wyciszenia i czasu dla siebie, by poświęcić się całkowicie pasji, oderwać od codzienności i nie zastanawiać się, co będzie dalej. To dobry czas, by w spokoju posłuchać muzyki i skupić się na emocjach zawartych w dźwiękach. Właśnie takiej atmosferze sprzyja drugi album projektu ARRM.
To trzecia tegoroczna propozycja
wytwórni Instant Classic, która podzieliła się ze słuchaczami w tym roku nowymi
płytami projektów Alameda 5 i Innercity Ensemble. Podobnie jak wspomniane
wydawnictwa nowa propozycja ARRM to atmosferyczna wędrówka w świat dźwięków
nieoczywistych, tajemniczych i psychodelicznych, które hipnotyzują i intrygują
od pierwszej do ostatniej minuty.
ARRM to projekt - odskocznia
muzyków zespołów Thaw, Mentor i Furia, którzy aby odpocząć od metalowych,
mrocznych brzmień postanowili zgłębić tajniki drone'owo - ambientowego grania. Po
splicie z Lonker See i autorskiej "jedynce" na "dwójce"
proponują psychodeliczny odjazd w krainę jazzowych improwizacji i
gitarowo-elektronicznych, kołyszących melodii o folkowym zabarwieniu. Jest w
nich nostalgia, odrobina tajemniczości, charakterystyczny mrok, lecz przede
wszystkim spokój. To muzyka, która koi nerwy, relaksuje, wprowadza w trans.
Jest w niej pewna doza mistyczności i duchowości.
Jak wspomina gitarzysta projektu
Artur Rumiński dźwięki zawarte na płycie powstały w większości podczas sesji w
studiu, gdzie członkowie grupy przez dwa lata spotykali się, by wspólnie
poimprowizować i wymieniać się pomysłami. Muzycy poszli za ciosem, połączyli
wzajemne inspiracje, wykorzystali nieużywane wcześniej instrumenty i
dopracowując szczegóły stworzyli przepiękną, płynącą lekko i naturalnie
opowieść. Oprócz gitar, basu, perkusji i elektroniki znajdziecie tu kontrabas i
klarnet.
"II" to kolejny dowód
na to, że eklektyczne podejście do nagrywania i pozostawanie w zgodzie z
własnymi muzycznymi pomysłami ma sens. To płyta nie dająca się jednoznacznie
zaklasyfikować. Pośród inspiracji towarzyszących nagraniom można wyróżnić jazz
lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, folk, afrobeat, drone'owe zgrzyty i
delikatną elektronikę spod znaku ambientu i dubu.
Połączenie tych wpływów w
logiczną całość wymagało czasu, cierpliwości, osłuchania i nie lada
umiejętności. Arturowi Rumińskiemu, Maciejowi Śmigrodzkiemu, Rafałowi
Micińskiemu i Michałowi Leksowi, z gościnnym wsparciem Wacława Zimpla udało się
to zrobić rewelacyjne i za to należą im się szczere gratulacje.
8/10