Przysłowiowa, przez wielu wymarzona i wyśniona "miłość od pierwszego wejrzenia" to jedno z najbardziej intensywnych uczuć, jakich można doświadczyć w życiu. Brzmi nieprawdopodobnie, a wręcz trywialnie? A jednak takie doznanie ma miejsce wcale nie tak rzadko. Co więcej, może ulegać modyfikacjom w zależności od preferencji… U wielbicieli muzyki zdecydowanie częściej pojawia się stan analogiczny, który dotyczy ich pasji, zwany "miłością od pierwszego przesłuchania". Wlaśnie takiego uczucia doświadczyłam słuchając nowej EPki Holy Fawn i z każdym kolejnym odtworzeniem zawartych na niej dźwieków to uwielbienie staje się coraz silniejsze.
"The Black Moon" to zaledwie trzy
utwory i trzy kwadranse muzyki - niewiele, a zarazem bardzo dużo. Amerykanom
udało się zmieścić w nich ogrom emocji sprawiający, że gdy wybrzmi ostatni takt
wieńczącej całość kompozycji, odbiorca ma ochotę ponownie zanurzyć w
tajemniczej, niepokojącej, a zarazem nieco nostalgicznej atmosferze.
Poznałam Holy Fawn przy okazji premiery
"Death Spells" – płyty wyrazistej, będącej kwintesencją stylu
arizońskiej grupy – łączącej post-rockową melodyjność, shoegaze'owe brzmienie
przesterowanych gitar i black-gaze'ową moc dialogu eterycznego, czystego wokalu
i emocjonalnego krzyku. 'The Black Moon" utrzymany jest w zbliżonej
stylistyce. Łączy mrok i czyste piękno, zachwycając przestrzennością i
dbałością o produkcyjne detale.
Minialbum niesamowicie intryguje – snuje się
nieco sennie, kołysząc i hipnotyzując, by za chwilę uderzyć z impetem metalową
galopadą. Takie zmiany tempa z pewnością przypadną do gustu fanom
post-rockowych, przestrzennych pejzaży, jest to jednak też świetna okazja dla
osób, które nie słuchały dotąd takiej muzyki, by ją dla siebie odkryć. Piętnaście
minut to akurat tyle, by zaryzykować kontakt z bardziej eksperymentalnym
materiałem i nie zmęczyć się słuchaniem.
Niby to
wszystko już było – Holy Fawn korzystają przecież z podobnych patentów jak
Mono, czy Explosions In The Sky, Alcest i Deafheaven, a jednak brzmi to świeżo.
Artyści doskonale wiedzą, jak budować napięcie i prowadzić muzyczną narrację
tak, by słuchacz nie mógł oderwać się od dźwięków.
Każdy z trzech utworów jest wyjątkowy i dotyka
nieco innych obszarów. "Candy" urzeka emocjonalną shoegaze'ową
eterycznością skontrastowaną black metalową mocą. Jest w tych dźwiękach
niepokój. Rozładowuje do nieco delikatniejszy, instrumentalny
"Tethered" utrzymany na pograniczu post rocka i dream popu. Ostatni, najdłuższy "Blood Pact"
zahacza o estetykę ambientową, łącząc elektroniczne partie przywodzące na myśl
emocjonalne, eksperymentalne dokonania Son Lux z gitarowymi sprzężeniami.
"The Black Moon" to przepiękny
rozdział w zespołowej historii – zwięzły, lecz bardzo treściwy, poruszający
duszę. Holy Fawn wydali go zaskoczenia, bez żadnej zapowiedzi, jako
niespodziankę dla fanów. Właśnie takie prezenty przynoszą najwięcej radości.
88%
Posłuchaj EPki: Holy Fawn - The Black Moon