Małe, kameralne koncerty są najlepsze - to już wiecie, bo daję to do zrozumienia, ilekroć wspominam występy odbywające się w niedużych klubach, gromadzące kilkudziesięcioosobową publiczność. Jest to doskonała okazja do wymiany bezpośredniej energii z muzykami, nieskrępowanego tańca/szaleństwa pod sceną, komfortowego odbioru dźwiękowego przekazu i sympatycznych rozmów po występach. Dokładnie tak było w piątek w gdańskiej Plamie, gdzie wystąpiły dwa bydgoskie składy - zwariowana Javva i przewrotny Good Night Chicken.
Bezkompromisowy indie rock i brzmienie przywołujące na myśl wakacyjne wspomnienia - tak pokrótce prezentuje się muzyka tria Good Night Chicken. W listopadzie ukazał się album "Eudajmonia", którego można było posłuchać na żywo w Plamie. Radosne gitarowe dźwięki i teksty z dużą dozą humoru przypadły do gustu publiczności - w pierwszych rzędach znalazło się spore grono pląsających w rytm muzyki osób i żywo reagujących na zachęty do wymiany energii. Jednak zabawa na całego rozpoczęła się nieco później, gdy na scenę wkroczyły gwiazdy wieczoru...
Javva to kwartet, który nie boi się ryzyka, eksperymentów, nie uznaje gatunkowych granic i uwielbia bawić się dźwiękiem. Szalone partie klawiszy, perkusyjne galopady, basowy puls i świetne partie gitar, dopełnione nieco zwariowanym wokalem - wszystko to łączyło się w wyjątkowe brzmienie zespołu, który najlepiej czuje się na scenie i tego nie ukrywa.
Artyści zrzeszeni w ramach kolektywu Milieu L'Acéphale rozgrzali publiczność do czerwoności, serwując im wybuchową mieszankę psychodelii, tanecznej elektroniki, punku, jazzu, indie-rocka i rytmów afrykańskich zawartą na ubiegłorocznym, doskonałym debiucie "Balance Of Decay", o którym opowiadałam na łamach soundrive.pl. Na żywo utwory z płyty zabrzmiały jeszcze mocniej, jeszcze bardziej wyraziście i z jeszcze większym twórczym luzem.
Muzycy szaleli na scenie, dając się ponieść energii płynącej od wspierającej ich publiczności. Nieduża klubowa sala umożliwiła niemal bezpośredni kontakt z artystami. Wokalista Łukasz Jędrzejczak skakał po scenie i przed nią, tańczył, a nawet wspinał się po scenicznej konstrukcji. Dzielnie wtórowali mu perkusista Bartek Kapsa, gitarzysta Piotr Bukowski i basista Mikołaj Zieliński, którzy dali z siebie wszystko. Było hałaśliwie, zgrzytliwie, melodyjnie, a przede wszystkim nie brakowało dobrej zabawy po jednej i drugiej stronie. Wyraźnie wyczuwalna była pasja w grze i czysta radość wspólnego grania, a także szczera afirmacja zespołowych dokonań po stronie słuchaczy.
O to właśnie w tym wszystkim chodzi - muzycy po energetycznym bisie zeszli ze sceny spełnieni, a publiczność opuszczała Plamę z uśmiechami na ustach. Warto dodać także, że koncert był świetnie nagłośniony - brzmiał selektywnie i przestrzennie, za co organizatorom należą się serdeczne podziękowania.
Jak koncert wyglądał, możecie zobaczyć poniżej: