Podobno miała wystąpić w ramach festiwalu Soundrive, jednak nie pasowały terminy. W końcu jednak udało się dopiąć szczegóły i przyjechała do Gdańska, by zagrać w Drizzly Grizzly. Amerykańska wokalistka Tamaryn odwiedziła przystoczniowy klub w towarzystwie berlińskiego twórcy występującego pod pseudonimem Some Ember.
W poniedziałkowy wieczór w gościnnych niedźwiedzich progach
spotkali się miłośnicy klimatycznej elektroniki z odrobiną melancholii. Królowały
silne głosy i muzyczny minimalizm. Na przekór przesądnej dacie koncerty
rozpoczęły się zgodnie z planem i odbyły się bez większych technicznych
problemów. Wieczór był jednak nieco pechowy pod względem frekwencyjnym. Pod
sceną bawiło się niecałe pięćdziesiąt osób, co nie jest wynikiem niesamowicie
wysokim biorąc pod uwagę przystępność dźwięków płynących ze sceny.
Zapowiadany jako bardzo nastrojowy zarówno pierwszy jak i
drugi koncert okazał się dodatkowo bardzo energetyczny i taneczny. Some Ember
zabrał słuchaczy w darkwave'ową podróż zabarwioną mrocznym, melancholijnym,
głębokim wokalem. Czuł się na scenie bardzo swobodnie, miksując swoje
atmosferyczne kompozycje i świetnie się przy tym bawiąc. Jego radość udzieliła
się publiczności, która przyjęła go bardzo entuzjastycznie.
Artystka wyszła na scenę tuż przed dwudziestą
pierwszą w oparach mgły i promieniach subtelnego światła. Muszę przyznać, że
słuchając jej studyjnych dokonań łączących inspiracje
dream-popowo-shoegaze'owym graniem spod znaku Cocteau Twins, Slowdive i This
Mortal Coil, spodziewałam się, że będzie towarzyszył jej zespół. Pojawiła się
jednak tylko w towarzystwie Some Ember, który akompaniował jej na gitarze.
Reszta dźwięków, łącznie z pogłosami wokalnymi i chórkami rozbrzmiewała z
wcześniej przygotowanych komputerowo ścieżek. Gdyby nie jego żywe, ciekawe
partie, prawdopodobnie odpuściłabym sobie słuchanie po piętnastu minutach.
Przyjemność sprawiało natomiast oglądanie poruszającej się w
subtelnym świetle wokalistki, która śpiewając kołysała się w rytm dźwięków.
Wykonała kilka utworów ze starszych wydawnictw, jednak w dużej mierze skupiła
się na promocji swojej czwartej, ubiegłorocznej płyty "Dreaming The
Dark". Dźwięki z taśmy nie przeszkadzały publiczności, która
ochoczo poddała się płynącym rytmom i radośnie podrygiwała, oklaskując
artystów. Był to świetny pomysł na relaks dla tych, którzy chcieli odreagować
po ciężkim dniu tańcząc, lecz także alternatywna wersja odpoczynku
dla osób, które lubią wyjść z domu i spędzić czas w przyjemnym miejscu z muzyką
na żywo. Drizzly Grizzly jest stworzone właśnie do takich wydarzeń.
Zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć.