Psychodeliczna, a jednocześnie trochę kiczowata okładka tej płyty chciała skutecznie zniechęcić mnie do jej wysłuchania, na szczęście jednak zwyciężyła ciekawość. Po wysłuchaniu kilku taktów zaczęłam zastanawiać się, kto gra tak intrygująco na gitarze, śpiewa z takim zaangażowaniem, w taki sposób uderza w bębny i dodaje całości mocy na basie. Okazało się, że za te dźwięki odpowiedzialne jest pewne trio z Niemiec…
120 Minds założony został w 2014
roku przez dwóch imigrantów z Tadżykistanu i ich przyjaciela. Wokalistą i
gitarzystą okazał się być Kamran Inaiat, który zapragnął tworzyć własne
kompozycje po to, by grać je na żywo. Wspomogli go basista Ferhat Catay oraz
perkusista Steven Glab. Tak powstała grupa łącząca różne inspiracje i wpływy, nie
bojąca się czerpać garściami z dźwięków uwielbianych przez wielu, a jednocześnie
stworzyć coś zupełnie nowego.
Prawdopodobnie spodoba Ci się ta
płyta, jeśli jesteś fanem dźwięków spod znaku Tool, lubisz emocjonalność muzyki
Deftones, punk-metalową energię Rage Against The Machine i czerpiesz
przyjemność z psychodelicznych smaczków w stonerowych strukturach. 120 Minds
dodali do tej mieszanki odrobinę orientalizmów i dzięki temu uzyskali oryginalne
brzmienie.
To jedna z tych płyt, która angażuje
bez reszty od pierwszego odsłuchu i nie pozwala o sobie zapomnieć. Słucha się
jej z zapartym tchem, energicznie machając głową i czekając na rozwój wydarzeń.
Hipnotyzuje, wprowadza w trans, urzeka pięknem i pomysłowością aranżacji oraz tajemniczą
atmosferą. Taka, którą trudno zatrzymać w trakcie odtwarzania, a po jego
zakończeniu chce się włączyć ponownie, by znów zanurzyć się w tych wielowarstwowych
strukturach dźwiękowych, chwytliwych riffach i wpadających w ucho pejzażowych
melodiach. W idealnych proporcjach łączy to, co znane i lubiane przez fanów
rocka i metalu z nowoczesnym brzmieniem.
Opowieść rozpoczyna się od instrumentalnego
"Otash", powoli wprowadzającego w klimat albumu. "Return To
Mind" atakuje wściekłym, szalonym riffem. Poszatkowana struktura utworu,
pulsowanie basu i maniera wokalna przywodzi na myśl twórczość Tool. Słucha się
tego fantastycznie. "Sound Of Origin" ujmuje orientalnymi,
bliskowschodnimi smaczkami i psychodeliczną, totalnie wciągającą aurą.
Wokalista daje w tym utworze z siebie wszystko, zręcznie balansując między punkowym
krzykiem a niskim śpiewem.
"Mongolian Suit"
wprowadza w trans riffowaniem i partiami perkusji. "Divide and Rule" wycisza
emocje spokojniejszą, nie mniej chwytliwą melodią. Pierwsze skrzypce gra tu
charakterystycznie brzmiący bas. Lżejszy jest też "Parasitism".
Doskonały jest "Black Wings" - początkowo mocno "tool'owy",
później zaś rytmika zostaje przełamana "kwaśnymi", odjechanymi przesterami.
Drone'owy "Ki" ma niespełna dwie minuty i pełni funkcję wprowadzenia
do kolejnej kompozycji - mrocznego, atmosferycznego "God Of Destruction".
Wokalista Kamran Inaiat brzmi tu jak Maynard James Keenan. Historię kończy zaś instrumentalny
"Now Be With The Gods", pełen soczystych riffów i mocnej, wyrazistej perkusji.
120 Minds na swoim debiucie grają
szczerze, z pasją i zaangażowaniem. Wyraźnie da się wyczuć, że nagrywaniu tej
płyty towarzyszyła pozytywna twórcza energia. Dziesięć albumowych kompozycji ma
ogromny potencjał, by obronić się w wersji koncertowej, a muzycy grupy by już
wkrótce znaleźć swoją własną muzyczną drogę. Trzymam mocno kciuki!
Posłuchaj płyty: 120 Minds - Sound Of Origin