Myslovitz, Lenny Valentino, a później kariera solowa. Masa sprzedanych płyt, koncerty, kluby pełne fanów, wspólnie śpiewane piosenki, które dla wielu osób miały znaczenie szczególne. Artur Rojek od dawna lubił ryzykować, co niejednokrotnie kończyło się sukcesem, o czym dobitnie świadczy jego działalność w ramach katowickiego Off Festivalu i multum fantastycznych odkryć muzycznych. Teraz, gdy wielu już zwątpiło w jego chęci do autorskiej twórczości, po sześciu latach nieobecności na wydawniczym rynku (z wyłączeniem koncertowej płyty z NOSPR z 2017 roku) powraca z nowymi nagraniami. Czy przypadkiem nie za późno?
Wspomniana kariera solowa rozpoczęła się od "Składam się z ciągłych powtórzeń", a "Kundel" jest fabularno-muzyczną kontynuacją tej płyty. Na swoim drugim autorskim wydawnictwie Rojek bierze pod lupę życie
codzienne w drugiej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku. Muzycznie
zaś postanawia pójść z duchem czasu i postawić na elektronikę i pop.
Czy jest to wydawnictwo szczere i osobiste? Mam nieodparte wrażenie, że tylko częściowo. Lirycznie jak najbardziej tak - teksty są bezkompromisowe i zawierają bardzo trafne obserwacje na temat zagubienia człowieka w świecie pełnym sprzecznych informacji, natłoku różnych, niekoniecznie prawdziwych wiadomości, a przede wszystkim poszukiwania w tej rzeczywistości własnej tożsamości, czynników, które pomogą pozbyć się depresyjnych nastrojów oraz osób, które okażą się wsparciem w trudnych momentach. Rojek śpiewa o sile miłości, bycia z drugą osobą, a jednocześnie trafnie puentuje medialną papkę stwierdzeniem, że "wszystkich nas czeka to samo - chu*owy hip-hop". Muzycznie zaś jest to zagranie zdecydowanie pod odbiorcę kultury masowej - utwory są instrumentalnie bardzo zachowawcze i większość z nich spokojnie wpisze się w ramy playlisty komercyjnych stacji. Ale przecież wiadomo, że był to celowy zabieg...
Kompozycyjnie jest to spójna całość - rozpoczynająca się miniaturą w postaci "Intra" i kończąca równie niedługim "Outrem". "Bez końca" atakuje wdzierającym się w umysł dość typowym, skocznym rytmem. Ratuje ten utwór świetny tekst traktujący o znaczeniu uczuć i relacji z drugim człowiekiem. Nie do końca rozumiem sens pomysłu niemieckiego tytułu i części tekstu fortepianowej ballady "Fur Meine Liebe Gertrude". Autobiograficznym zdaje się być "Sportowe Życie", także zapadającym w pamięć prostym klawiszowym rytmem i chwytliwymi chórkami. Moim absolutnym faworytem na płycie jest "A Miało Być Jak We Śnie", rozpoczynający się tajemniczo i stopniowo rozwijający się w kołyszącą, eksperymentalną jak na standardy tej płyty melodię, z doskonałym tekstem o upadku wartości i kultury oraz tego, że należy zacząć doceniać to, co wartościowe zanim zniknie bezpowrotnie.
Słuchając podkładu w "Układzie" mimowolnie tupie się nogą. Fajnie kołysze zaś "Chwilę błyśniesz, potem zgaśniesz" z kolejnym fenomenalnym tekstem o współczesnym konsumpcjonizmie i rejestrowaniu i promowaniu własnego, zapewne bardzo ciekawego życia na portalach społecznościowych. Pytanie tylko, jaki w tym sens i kogo ono obchodzi. Do nagrania tytułowego też można tańczyć. Można również go słuchać na kanapie i wielokrotnie analizować jeszcze jeden dobry tekst o poszukiwaniu swojego "ja". Ciekawym dodatkiem jest tu wykorzystanie sekcji dętej. Całość kończy "W nikogo nie wierzę tak jak w Ciebie" - piękna ballada, bliska starszym dokonaniom artysty jeszcze w ramach Myslovitz - jednocześnie bardzo osobista i uniwersalna oraz wspomniane "Outro" z wymownym tekstem: "chodźcie, bo mamy mało czasu".
Rojek postąpił trochę wbrew współczesnym trendom - wydał płytę po sześciu latach przerwy, nie stosując się do mody na EPki, często publikowane single, pozostawanie w stałym kontakcie z fanami dzięki portalom społecznościowym i umieszczanie wszystkiego, co się stworzy na serwisach streamingowych. Skupił się na tym, co ważne - własnej rodzinie, miłości, życiu oraz realizacji pasji, którą jest dla niego praca nad festiwalem. Przez ten zabieg z pewnością wielu odbiorców, szukających muzyki właśnie w sieci poprzez proponowane im przez "dopasowanie do gustu" wybory automatycznych wyszukiwarek zapamiętało go jako dyrektora Off Festivalu, jednocześnie zapominając o jego artystycznym istnieniu. Pewnie przypomną sobie, gdy wypromowana w tych samych serwisach i na tych samych portalach zostanie ta płyta - uniwersalna, bo skierowana do każdego uważnego i wrażliwego słuchacza, niezależnie od lubianego/cenionego gatunku muzyki.
To ważny album, który skłania do refleksji nad kondycją współczesnego świata w kontekście codziennego życia oraz tego, czym w dzisiejszych czasach jest sztuka i jaka jest jej przyszłość. Tak się składa, że zależy ona nie tylko od jej twórców, ale przede wszystkim od odbiorców i tego, czy będą chcieli grać "hymn ze smartfona za 1 zł", czy będą oczekiwali czegoś więcej. Warto się nad tym zastanowić.
82%
Zamiast słuchać tej płyty na portalu streamingowym kup wersję fizyczną ;)