Ósmy marca to ważny dzień w kalendarzu - wiedzą o tym wszyscy mężczyźni, którzy kiedykolwiek zapomnieli swojej ukochanej złożyć życzenia tego dnia. Dobrym pomysłem by spędzić go trochę bardziej niestandardowo jest wizyta w ciekawym miejscu i udział w wydarzeniu kulturalnym - na przykład w gościnnych "niedźwiedzich" progach. Tym razem Drizzly Grizzly, ku uciesze fanów mroku, na kilka godzin zamienił się w kolebkę dark i coldwave'u.
To, że Berlin jest stolicą muzyki klubowej wiadomo już od dawna. Właśnie stamtąd przyjechali pierwsi bohaterowie niedzielnego wieczoru. Kilkanaście minut przed dwudziestą w świat pulsujących wściekle świateł i mrocznego techno przeniósł przybyłych duet NNHMN, współtworzony przez artystów o pseudonimach Lee i Laudarg, którzy niegdyś działali w Warszawie i postanowili spróbować swoich sił zagranicą. Ciekawie wpasował się w ten zimny klimat głos wokalistki, która ponadto poruszała się zwiewnie w rytm hipnotyzujących dźwięków. Muzycy porwali sporą część publiczności do tańca i rytmicznego kołysania.
Wiele osób czekało jednak na to, co zaprezentują Niemcy z Bleib Modern. W oparach subtelnych tylnych świateł i dymnej mgły pięcioro muzyków zagrało tak, jak można było oczekiwać - chłodno i bardzo klimatycznie. Początkowo nieco wycofani badali teren, sprawdzając reakcje publiczności i grając trochę zachowawczo, z utworu na utwór jednak nabierali więcej pewności siebie. Zagrali godzinny przekrojowy koncert, który miał szansę przypaść do gustu zarówno fanom dźwięków spod znaku The Cure i Joy Division jak i wielbicielom tanecznej energii. Była to doskonała kontynuacja "smutnej" dyskoteki, którą rozpoczął duet NNHMN. Melodie płynęły, przyjemnie kołysząc, a o sile poszczególnych kompozycji stanowiły nihilistyczne teksty zaśpiewane zimnym, pozornie pozbawionym emocji głosem wokalisty.
Brzmiało to wszystko naprawdę świetnie. Szkoda tylko, że stawiło się w klubie zaledwie kilkadziesiąt osób, które nie do końca chyba zrozumiały, co zespół miał do przekazania - nie było spodziewanego bisu ani owacji, na którą muzycy zdecydowanie zasłużyli. Mam nadzieję, że publiczność w Warszawie i Wrocławiu, dla której zespół zagra na kolejnych koncertach okaże mu więcej zrozumienia i serdeczności.
Brzmiało to wszystko naprawdę świetnie. Szkoda tylko, że stawiło się w klubie zaledwie kilkadziesiąt osób, które nie do końca chyba zrozumiały, co zespół miał do przekazania - nie było spodziewanego bisu ani owacji, na którą muzycy zdecydowanie zasłużyli. Mam nadzieję, że publiczność w Warszawie i Wrocławiu, dla której zespół zagra na kolejnych koncertach okaże mu więcej zrozumienia i serdeczności.
Zapraszam do obejrzenia zdjęć :)