O osobistych wyrazach uznania dla samodzielnych twórców wspominałam już kilkukrotnie na łamach tej strony. Tym większy podziw budzą Ci, którzy oprócz komponowania i własnoręcznego wydawania nagrań są w stanie zaaranżować całość tak, by zagrać na wszystkich instrumentach i maksymalnie wykorzystać własny potencjał twórczy. Takim artystą jest Jean Christophe-Bournine, działający pod szyldem Merakhaazan, który niedawno podzielił się na łamach serwisów streamingowych swoją drugą solową płytą.
Pandemia pokrzyżowała zamiary wielu twórców, niezależnie od kraju pochodzenia. Francuski kontrabasista, o którym usłyszałam dzięki festiwalowi Jazz Jantar i wizycie w ramach tego wydarzenia w Polsce kolektywu The Thing With Five Eyes, miał w planach trasę koncertową i fizyczne wydanie albumu, na które jak wiadomo trzeba będzie w tym wypadku poczekać nieco dłużej. Słuchając już jednak wersji cyfrowej da się wyraźnie odczuć zaangażowanie i pasję, które towarzyszyły nagraniom. Jean wykorzystał swój pięciostrunowy kontrabas do granic możliwości, eksperymentując z brzmieniem tak, by zawrzeć w dźwiękach maksimum emocji i inspiracji różnymi gatunkami. To dzieło eklektyczne, eksplorujące nie tylko sferę neoklasyki i jazzu, lecz także post-rocka, czy metalu. Dzięki tej różnorodności ma szansę trafić do szerszej grupy odbiorców, nie tylko dźwięków spod znaku Resiny, czy Hildur Guðnadóttir.
Rozpoczyna się bardzo dynamicznie, od rozpędzonej partii kontrabasu. Energetyczna kompozycja płynie lekko, angażując narastającym napięciem i budując tajemniczą atmosferę albumu. W "Erethisme" robi się niemal tanecznie za sprawą pulsującej podstawy rytmicznej. Jak przystało na album różnorodny, później następuje chwila wyciszenia w postaci kołyszącej, delikatnej melodii. Niepokojąco robi się w kompozycji czwartej, której bohaterem jest chyba najbardziej znany wampir, Nosferatu, skradający się ukradkiem do swojej ofiary. To fantastyczny utwór, o filmowym potencjale, bardzo klimatyczny i rozwijający się przepięknie.
Przestery i pulsy rytmicznego uderzania w obudowę kontrabasu, budujące post-rockową aurę dominują w "Morsures", chwilami udając się w rejony post-metalowe. Spokojniej jest w kolejnej odsłonie. Bardzo przejmujący jest zaś "Souffle" z przepełnioną melancholią partią smyczkową. "Venin" atakuje zaś niemal metalową energią, generowaną przez efekty gitarowe, które w połączeniu z partiami kontrabasu tworzą wyjątkowe brzmienie. Delikatne, eteryczne "Haiku" jest natomiast wprowadzeniem do finałowego "Dermiere danse", które swoją intensywnością pięknie podsumowuje całość.
"Veines" to porcja nietuzinkowej, pełnej emocji muzyki, płynącej prosto z serca. Takiej, obok której nie można przejść obojętnie. Wszystko tu do siebie pasuje i tworzy fantastyczny klimat - nieco mroczny i niepokojący, a z drugiej strony urzekający melancholią i ciepłem. To album bardzo przystępny, który z odsłuchu na odsłuch staje się coraz bliższy odbiorcy, by ostatecznie oczarować go całkowicie.
88%
Posłuchaj płyty: Merakhaazan - Veines