Przetrwanie w zespole kilkanaście lat to nie lada wyzwanie. Płyty, trasy koncertowe, znoszenie siebie wzajemnie podczas podróży, różne życiowe potrzeby - zdecydowanie nie jest łatwo i kolorowo. Z takich czy innych powodów wielu muzyków rozwiązuje swoje projekty, by zająć się "normalnym życiem" czasem na zawsze, innym razem na jakiś czas. Taka przerwa spotkała między innymi grupę Pure Reason Revolution. Chloë Alper i Jon Courtney postanowili jednak zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę. Wrócili pełni nowych pomysłów. Na czwarty długogrający album duetu fani czekali niemal... dekadę.
Inspiracje twórczością Tool i Muse, o których wspomniano w materiałach prasowych dołączonych do płyty nie są tu tak wyraźne, jak na poprzednich dokonaniach grupy - pojawiają się sporadycznie. To album będący dla zespołu otwarciem nowego rozdziału - intrygującego, a jednocześnie bardzo ryzykownego. Czy próba połączenia dawnych muzycznych wyróżników z tym, co bliższe współczesnym trendom się powiedzie?
To płyta, która angażuje słuchacza powoli, odkrywając w trakcie odsłuchu swoje tajemnice stopniowo - raz eksplorując post-rockową niszę, innym razem zahaczając o rejony indie-rockowe spod znaku Royal Blood, czy urzekając balladową, niemal popową lekkością albo intrygując trip-hopowymi odjazdami. Głosy Chloë i Jona ciekawie uzupełniają się. Mrok równoważy urokliwe ciepło, energia i moc spotykają pejzażowość, a popowa przystępność rywalizuje ze zdecydowanie nieradiową długością utworów. Ta pozornie niebezpieczna dla spójności albumu różnorodność dodaje mu uroku i sprawia, że jego słuchanie się nie nudzi. To progresywny album w pozytywnym tego słowa znaczeniu - sześcioutworowa, wielobarwna i pełna emocji opowieść.
W początkowych taktach "New Obsession" dominują post-rockowe partie gitar i dialogi wokalne, dalej napięcie narasta budując galopującą ścianę dźwięku, gdzie elektro-popowa przystępność przeplata się z alt-rockową rytmiką. To wszystko dzieje się w ciągu pięciu minut...
Dwa razy dłuższy "Silent Genesis" rozpoczyna się od trip-hopowego, tajemniczego wstępu spod znaku Archive, który po kilku taktach nabiera post-rockowej mocy. Urokliwa partia gitary przywodzi na myśl dokonania Pink Floyd. Całości towarzyszą piękne chórki. Po kilku minutach utwór atakuje klawiszową mocą, którą równoważy kołyszący dialog wokalny. Pod koniec uwagę zwraca zaś basowo-perkusyjny odjazd może i zainspirowany Muse, lecz brzmiący niemal bliźniaczo jak w utworach Royal Blood.
"Maelstrom" to chwytliwa i urokliwa ballada oparta na dialogu wokalnym, zwieńczona gitarowym odjazdem. Zdecydowanie bardziej kontrastowy jest "Ghosts & Typhoons" z kołyszącymi dream-popowymi partiami zderzającymi się z mocną rytmiką - raz niemal metalową, a za chwilę bliższą stylistyce lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Tytuł nagrania zdecydowanie oddaje jego charakter. "Beyond Our Bodies" natomiast może spodobać się fanom amerykańskiego alternatywnego rocka. Tu zdecydowanie górę bierze chwytliwość. Album wieńczy nagranie tytułowe - trzynastominutowa, rozwijająca się stopniowo, progresywna opowieść. Są jak przystało na tego typu kompozycję zmiany tempa, instrumentalne solówki i dialogi, jest też sporo malowania dźwiękami.
Ryzyko w tym przypadku się opłaciło - "Eupnea" to udany powrót zespołu. Nowa płyta Pure Reason Revolution ma szansę sprostać wymaganiom fanów poprzednich płyt grupy, lecz także zaintrygować poszukiwaczy nowych dźwięków - sympatyków nie tylko rocka progresywnego, czy post-rocka, lecz także szeroko pojętej muzyki alternatywność. Ta uniwersalność i przystępność jest największą siłą tej płyty.
73%
Posłuchaj fragmentu: Pure Reason Revolution - Ghosts & Typhoons