Miłość i śmierć to zagadnienia od wieków przewijające się w sztuce i wyeksploatowane do granic możliwości. Szczególną rolę pełnią jednak w tanecznej muzyce przepełnionej mrokiem i niepokojem, zwanej rockiem gotyckim, święcącej triumfy w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, a w ostatnich latach w parze z post-punkiem powracającej do łask słuchaczy. Jeśli należysz do miłośników takich dźwięków, brakowało ci klasycznej gotyckiej płyty i lubisz poznawać nowości sięgnij po najnowszy album Astari Nite, już czwarty w dorobku grupy z Miami.
Nie będzie tu innowacji, przełomowych momentów i przypuszczeń, że przy odrobinie szczęścia zespół ma szansę zrewolucjonizować gatunek, czy powołać do życia nowy. To kolejny album dla oddanych fanów The Cure, Bauhaus i Joy Division, w zasadzie potwornie wtórny, ale nagrany w taki sposób, że przyswaja się go z prawdziwą przyjemnością.
Wokalista obdarzony jest ciekawą, niską barwą głosu, dzięki czemu muzyki grupy słucha się bardzo dobrze i pasuje ona do tajemniczo-mrocznej podstawy instrumentalnej. Sprawdza się zarówno jako towarzysz codziennych zajęć jak i popołudniowe czy wieczorne podłoże do relaksu. Oczywiście tylko w przypadku, gdy zanurzenie w mroku jest dla słuchacza raczej podłożem do radości niż pogłębienia stanu depresyjnego.
Właściwie klasycznie cure'owo brzmi rozpoczynający całość "Leave The Winter On The Ground". Dalej mamy urokliwe i rozmarzone "Paint The Stars Tonight", tajemnicze oraz pulsujące post punkową energią "Pretty Something, Never Was". Tanecznie i tajemniczo płynie "Capulet Loves Montague", romantycznie odnoszący się do bohaterów szekspirowskiego dramatu "Romeo i Julia". Chwytliwą partią gitary uwagę zwraca "Gloomy Witch", rozwijający się z minuty na minutę.
W "Disease Of The Divine" robi się bardziej refleksyjnie i hipnotycznie. Tańczyć będzie się dobrze do "Dearly Beloved" z przyjemnym refrenem. Na tym kończą się premierowe kompozycje. Co ciekawe, zespół zawarł na albumie jeszcze dwa remiksy, moim zdaniem niekoniecznie potrzebne i nieco burzące spójność materiału. Bardziej interesujący jest ten drugi, z wykorzystaniem "Dearly Beloved", atakujący szybkością i zdecydowanie bardziej dynamiczny niż wersja pierwotna.
Warto posłuchać tego wydawnictwa, ale tylko w określonych okolicznościach. Gdy uświadomisz sobie, że nie chcesz szukać brzmień odkrywczych, a po prostu posłuchać tego, co gra ci w duszy, będzie to dobry czas na sięgnięcie po ten album. W innym wypadku może okazać się, że materiał szybko się znudzi.
65%
Posłuchaj płyty: Astari Nite - Here Lies