czwartek, 1 października 2020

Zaginione płyty 2020 - LIPIEC - WRZESIEŃ

Upływ czasu jest nieubłagany - nawet w wirusowej rzeczywistości. Mimo pandemicznych zawirowań ten nieszczęsny rok okazuje się być obfitym w ciekawe wydawnictwa. Poniżej kilka słów o albumach większych i mniejszych, o których chciałam szerzej opowiedzieć, ale się nie wyrobiłam :)

 


 

W międzyczasie portalu soundrive.pl ukazały się następujące teksty: 

Black Orchid Empire - Semaphore

Protomartyr - Ultimate Success Today

Wędrowcy Tułacze Zbiegi - Berliner Vulkan 

Batushka - Raskol

Baasch - Noc

Sutari - Siostry Rzeki

CLT DRP - Without The Eyes


Ketoret - Ketoret (1.07.2020)

Ketoret - Ketoret

Są z Izraela, ale ich muzyczna wrażliwość bliższa jest Skandynawii i dziewiczym terenom wyspiarskim. Kwartet z Jeruzalem na swoim debiucie gra mroczne, powoli rozwijające się kompozycje, na pograniczu post rocka, shoegaze'u i post metalu. Coś dla siebie znajdą w tych dźwiękach fani Alcest i Deafheaven.





Hjatalin - Hjatalin (3.07.2020)


Długo ich nie było, ale wracają ze zdwojoną siłą. Ich muzyka ewoluowała, meandrowała w kierunku międzygatunkowej różnorodności. Utwory zawarte na czwartym albumie Hjatalin przed publikacją przeszły złożony proces zmian, poprawek i rearanżacji. Przyjaciele postarali się, by brzmiały jeszcze bardziej eksytująco i niezwykle. To ciekawy album pełen zaskoczeń. Sprawdźcie.

 

 

Marissa Nadler - Moons (3.07.2020)


Piękne pejzaże, eteryczny głos Marissy i klimat - to wyznaczniki tej małej płyty. Szkoda jedynie, że jest tak krótka…W nagraniach wsparł artystkę Milky Burgess. Ich wokalne improwizacje poruszają duszę i pozwalają odlecieć w zaświaty. Ta EPka najlepiej brzmi późno w nocy. Idealnie kołysze do snu i rozbudza marzenia.

 

 

 

 

Thyrant - Katabasis (17.07.2020)

Melodyjne riffy, black metalowe growle i skrzeki i klimat - tajemniczy i angażujący. Tak brzmi na nowym albumie Thyrant, dodając gdzieniegdzie nieco hardrockowej skoczności i dynamiki, by dobrze słuchało się muzyki poruszając głową, czy tupiąc nóżką w jej rytm. Hiszpanie nie szczędzą słuchaczowi mroku, ale dodają do niego nieco kolorów, chwilami uciekając nawet w kierunku progresywno - balladowym, wyróżniając się z tłumu podobnych do siebie zespołów, a co więcej, technika gry poszczególnych członków zespołu budzi podziw.

 

Kamaal Williams - Wu Hen (24.07.2020)


 Kamaal Williams robił już w swoim muzycznym życiu naprawdę wiele, udzielając się w różnych międzygatunkowych projektach. Niedawno wystąpił tez w gdańskim Klubie Żak. Na swojej drugiej solowej płycie zaproponował spokojną, wyważoną muzykę, będącą pomostem między jazzową tradycją, a muzyką współczesną bliską grupom wydającym swój materiał pod szyldem wytwórni Ninja Tune. Nie jest to sztuka nowatorska, ale słucha się jej bardzo dobrze.

 

 

 

Tigran Hamasyan - The Call Within (31.07.2020)

Pochodzi z Armenii, ale mieszka w Ameryce. Znają go dobrze słuchacze audycji Artura Orzecha i miłośnicy orientalnych brzmień. Doskonały pianista Tigran Hamasyan wraca z nową, fantastyczną płytą. To jazz najwyższej próby, pełen improwizacji, lecz także połączeń międzygatunkowych. Jest tu sporo zabawy z dźwiękiem, trochę orientalnych nawiązań, a nawet rockowych odjazdów. Dzieje się tu mnóstwo. Są fortepianowe improwizowane fragmenty, jest elektronika, są hipnotyczne wokalizy, gościnnie udziela się chór, a wszystko łączy się w niezwykłą, wciągającą całość. To szalona, pełna uniesień i zaskoczeń podróż w głąb ludzkiej wrażliwości.

 

Clan Of Xymox - Spider On The Wall (6.08.2020)


 Holenderska legenda gotyckiego rocka powraca. Fani The Cure i Bauhaus, strzeżcie się! Na nowej płycie Clan Of Xymox znajdziecie to, za co pokochaliście ten zespół - duszny klimat, elektroniczno-gitarową energię i mrok. To jedno z najlepszych wydawnictw grupy w karierze. Co z tego, że wszystko to już było, jak wciąż brzmi dobrze i chce się tego słuchać w nieskończoność? No właśnie…

 

 

 

Steve Von Till - No Wilderness Deep Enough (7.08.2020)

Znacie go z Neurosis, gdzie ujawnia swoją mroczną, post-metalową odsłonę. Na swojej piątej solowej

płycie pokazuje to bardziej romantyczne, nostalgiczne oblicze. Folkowo-akustyczno-jazzowe kompozycje koją i wprowadzają w refleksyjny nastrój. To przepiękna płyta pokazująca, że Von Till to bardzo wrażliwy i otwarty na różne gatunki twórca. "No Wilderness Deep Enough" to sześcioczęściowa, tajemnicza opowieść pełna niejednoznaczości i nieoczywistości, zupełnie jak kondycja współczesnego świata, w którym człowiek żyjąc zadaje sobie z dnia na dzień coraz więcej pytań. Ta muzyka spodoba się fanom Nicka Cave'a, czy Wrekmeister Harmonies. Warto po nią sięgać szczególnie wieczorami.

 

 

Rope Sect - The Great Flood (12.08.2020)


Tajemnicze monologi i hard rockowa energia, fajne melodie, rozkręcające się utwory - mniej więcej to znajdziecie na albumie Rope Sect. Trochę tu post punkowego wykopu, trochę zgrzytliwych gitar, kilka delikatniejszych momentów. Słucha się tego dobrze, z każdym kolejnym odsłuchem jeszcze lepiej.

 

 

 

 

Black Marble - I Must Be Living Twice (14.08.2020)

Lubimy to, co już znamy - taka prawda. Wiedzą o tym członkowie Black Marble, którzypostanowili zebrać na EPce utwory innych artystów, które grali przez lata na koncertach. To zbiór bardzo fajnych coverów, pięknie ukazujący wieloletnie inspiracje amerykańskiej grupy. Choć słucha się tego świetnie szkoda, że tym razem nie otrzymaliśmy od zespołu nowego autorskiego materiału. Poczekamy.

 

 

 

KOJ - Home (21.08.2020)


Lubisz muzyczne pejzaże, ale też chętnie zanurzasz się w lekkości indie rocka? Ta płyta jest w takim razie dla Ciebie. Jest tu coś z solowych dokonań Stevena Wilsona, jest eteryczny żeński wokal, trochę zabawy z gitarami i elektroniką. Krótko pisząc jest to bardzo udany album grupy rozkochanej w brzmieniach lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.

KOJ to trio złożone z dwóch braci i jednej pary. Tworzą razem piękne piosenki pełne kontrastów, w których zgrzyty spotykają urokliwe melodie, ciemność zderza się z jasnością, a minimalizm z rozbudowanymi aranżacjami. Warto przysłuchać się tej muzyce uważnie.

 

Archive - Versions (28.08.2020)

Album z nowymi wersjami flagowych kompozycji grupy to prawdopodobnie kolejny etap obchodów

dwudziestopięciolecia działalności artystycznej kolektywu. To przekrojowy materiał przedstawionych w nowych, odświeżonych aranżacjach, w tym dwoma świeżymi, z ubiegłorocznej jubileuszowej składanki. Brzmi to wszystko fantastycznie, lekko i intrygująco, jednak mam nieodparte wrażenie, że to pozycja obowiązkowa jedynie dla fanów grupy. Tak, należę do nich i bardzo mi się ten materiał podoba. No chyba, że jest jeszcze ktoś, kto Archive nie zna i chciałby posłuchać ich twórczości w pigułce, to te 73 minuty będą w tym momencie dobrym startem…

 

 

Rome - The Lone Furrow (28.08.2020)

Luksemburska, działająca od 15 lat formacja powraca ze świetnym albumem na pograniczu bluesa, country i mrocznego rocka. Jerome Reuter zaprosił do współpracy znanych gości - lidera Primordial, Alana Averilla, znanego z Harakiri For The Sky J.J. oraz Adama Darskiego, czyli Nergala. Sama muzyka ma wiele wspólnego z twórczością Me And That Man. Jak informuje zespół w materiałach prasowych nowy album to mroczna krytyka współczesnego świata, ale podana w delikatny sposób. Reuter określa tę płytę jako "podróż przez opustoszałe krajobrazy historii; duchowe poszukiwanie i jednocześnie zaproszenie do europejskiej tradycji myśli literackiej: od Hermanna Hesse do Nietzschego, od Tacyta do Orwella, od Owidiusza do Eddy, od Yeatsa do Baudelaire." Znajdziecie tu teksty po angielsku, po niemiecku i francusku, co dodaje materiałowi wyjątkowości. Zdecydowanie warto posłuchać.

 

Gyda Valtysdottir - Epicycle II (28.08.2020)

Niezwykła Islandka powraca z drugą częścią interpretacji klasycznych kompozycji i robi to w sposób

niezwykły, emocjonalny, ujmujący. Czaruje swoją grą na wiolonczeli i urzekająco pięknym głosem. Wsparli ją goście, w tym Jónsi i to aż w dwóch kompozycjach, współprodukując wraz z artystką "Safe To Love" Olófa Arnaldsa oraz rearanżując własny "Evol Lamina". To płyta niezwykła, a jednocześnie bardzo wymagająca. Musi poczekać na odpowiedni dzień i nastrój, a wtedy odwdzięcza się słuchaczowi za poświęcony czas ogromem doznań.

 

 

 

Cult Of Lilith - Mara (4.09.2020)


Są z Islandii, mają masę pomysłów, jak grać black metal i łączyć go sprytnie z innymi gatunkami, by nie był wtórny. Czasem wychodzi im to lepiej, czasem gorzej, ale bardzo intrygująco. Cult Of Lilith jeńców nie biorą i jeśli macie ochotę na ekstremalną jazdę bez trzymanki, to będzie album dla was. Warto sprawdzić. Są hardcore'owe krzyki, zmiany tempa, chóralne śpiewy, słowem wszystko czego poszukująca dusza zapragnie.

 

 

 

Frett - The World As A Hologram (4.09.2020)

To niezwykła opowieść pełna mrocznej elektroniki, niesamowicie klimatyczna, nieco tajemnicza i

bardzo intrygująca. Hipnotyzuje, wprowadza w trans, wciąga. Nie daje o sobie zapomnieć. Maciej Frett wie, jak zaangażować słuchacza i sprawić, by zgłębiał jego twórczość doszukując się ukrytych znaczeń. Taneczność łączy się tu z mroczną mistycznością. Poszczególne fragmenty przenikają się i tworzą spójną całość, którą chłonie się jednym tchem, najlepiej w nocy.

 

 

 

Hurts - Faith (4.09.2020)


Znacie ich dobrze, przynajmniej z takiego słuchania bez skupienia, bo chyba nie było stacji radiowej, która nie grałaby kilka lat temu ich utworów balansujących na pograniczu popu i przystępnej elektroniki. Światową rozpoznawalność zapewnił im singiel "Wonderful Life". Piąty album duetu to piękne ballady i trochę inspiracji elektroniką rodem z twórczości Depeche Mode. Theo Hutchcraft i Adam Anderson udowodnili, że nadal potrafią pisać piękne i bardzo uniwersalne popowe piosenki.

 

 

 

Jupiterian - Protosapien (11.09.2020)


Brazylijczycy wracają z trzecim albumem. Jeszcze bardziej mrocznym, ciężkim i pełnym niepokoju. Dominuje tu slugde i doom, nie brakuje specyficznego klimatu. Słucha się tego świetnie pod warunkiem odpowiedniego na takie granie nastroju. Zdecydowanie warto.

 

 

 

Everything Everythng - Re-Animator (11.09.2020)


Były takie czasy, że oglądało się po szkole MTV2. Tam poznałam będąc kilkunastolatką Muse, Arctic Monkeys. Franz Ferdinand, popularny wtedy Bloc Party, Kasabian, a także ten zespół, który później miałam okazję usłyszeć na żywo przed koncertem Muse w Atlas Arenie w 2012 roku. Tak się składa, że Everything Everything grają razem już od kilkunastu lat i wychodzi im to świetnie. Ich najnowsza płyta to potwierdza. Sporo tu zabawy z brzmieniem, gitarowych odjazdów, emocjonalnych wokali i eksperymentów z elektroniką. Pop, rock, elektronika, indie - wszystko się przenika w optymalnych proporcjach. Odnajdą się w tym brzmieniu fani muzyki z lat osiemdziesiątych, pierwszej XXI-wiecznej fali indie rocka i po prostu fajnych, ambitnych piosenek. Panowie rozwinęli się bardzo.

 

Kairon; Irse! - Polysomn (11.09.2020)

Jeśli masz ochotę na kosmiczny lot w nieznane i dryfowanie w międzygwiezdnej przestrzeni, świetny

soundtrack to tego typu rozrywki zapewni ci muzyka Kairon; IRSE!. Finowie wracają z czwartym albumem.

Co tym razem zaproponował słuchaczom zespół? Nowa płyta to połączenie shoegaze'owych gitar, snujących się nieco sennie melodii i klimatycznej klawiszowej psychodelii, czyli tego, co już słyszeliśmy w ich wykonaniu, ale w nieco innej formie.

Muzycy nie boją się eksperymentować i próbować nowych brzmień, ale tym razem postawili na dźwięki, w których czują się dobrze, rozwijając pomysły z poprzednich wydawnictw. W całości album brzmi wybornie, zarówno pod kątem aranżacyjnym, jak i produkcyjnym. To muzyka, która chwyci za serce miłośników psychodelii i space rocka, lecz także tych zainteresowanych szeroko pojętą alternatywą. Być może natrafią na niego też miłośnicy metalu - w tym zespole jak już kiedyś wspominałam gra dwóch członków Oranssi Pazuzu.

 

Vatican Shadow - Persian Pillars Of The Gasoline Era (18.09.2020)


Projekt Dominika Fernowa zmienił kierunek -  po noise'owych szaleństwach przyszedł czas na muzykę, która balansuje gdzieś pograniczu post rocka, ambientu i elektroniki. Słucha się tego bardzo dobrze, bo nastrój pozostał tak samo niepokojący i tajemniczy, jak dotychczas.

 

 

 

Napalm Death - Throes Of Joy In The Jaws Of Defeatism (18.09.2020)

Są legendą, to nie ulega wątpliwości. Nie muszą nic nikomu udowadniać, bo i tak wszyscy miłośnicy

metalu cenią ich za dotychczasowe dokonania i przesunięcie granicy ciężaru do poziomu niewyobrażalnego dla wielu grup. Tym razem nagrali album jak zwykle mocny brzmieniowo, ale różnorodny, z mniejszym udziałem przeszywających wrzasków i powalających na kolana ścian dźwięku. Za potężnymi galopadami pobrzmiewają inspiracje innymi gatunkami i składa się to na interesującą całość. Warto posłuchać tej płyty nawet jeśli nie do końca gustuje się w tego typu dźwiękach.

 

 

 

Las Trumien - Las Trumien (18.09.2020)


Sludge i doom mają się w Polsce świetnie. Potwierdza to Las Trumien,  nowe, obiecujące wydawnictwo od Piranha Music. To co prawda tylko 15 minut muzyki, ale z potencjałem. Warto zapamiętać tę nazwę, bo pewnie niedługo doczekamy się koncertów i debiutanckiej płyty.

 

 

 

Idles - Ultra Mono (25.09.2020)

Zgrzyty i hałasy sprawiają Ci radość? Lubisz wściekłość i bezpośredniość w muzyce? To będzie dobry

album dla Ciebie. Idles na nowym albumie nie bawią się w półśrodki, idą na całość. Charakterystyczny wnerwiony wokal, ważne teksty, punkowe gitary, prosty rytm i rozpierająca energia - tak to brzmi w skrócie. Wchodzi świetnie, o dowolnej porze, w dowolnym miejscu. Warto sprawdzić.

 

 

 

UADA - Djinn (25.09.2020)


Muzycy spróbowali pomieszać hard-rockowe riffy z black metalem i indie rockową przebojowością. Co z tego wyszło? Kombinacja nietuzinkowa, ale chwilami jakby kiczowata? Odnoszę wrażenie, że nie zawsze wszystko tu do siebie pasuje, ale nie zmienia to faktu, że pod kątem technicznym jest to bardzo dobre wydawnictwo, choć też nieco zbyt długie. Oceńcie sami, ja nie jestem pewna, co o tym myśleć. 

 

 

Moor Mother - Circuit City (25.09.2020)

To może powiem od razu, żeby nie było później szoku - to nie jest typowy album, to eksperyment, który

zdecydowanie wypadnie na żywo, w scenicznej oprawie. Artystka łączy poezję z awangardowym jazzem i elektroniką, zderzając improwizację z hałasem i aktorstwem. Jak wspomina na facebookowych łamach Noise Magazine: "Circuit City” to futurystyczny traktat o prawie własności, postępie technologicznym a także samej sztuce." Czy da się tego wysłuchać z płyty? Oczywiście i jest to nieprawdopodobne doznanie, tylko trzeba się do tego dobrze przygotować - odłączyć wszystkie urządzenia przeszkadzające, zgasić światło i wsłuchać uważnie.

 

 

Krause -  Outlines of Almost Recognisable Shapes​/​The Fraternity of Lost Men​-​Children (26.09.2020)

Noise i sludge to muzyka, którą cenisz najbardziej? Zwróć uwagę na grecki zespół Krause. Debiutowali w 2017 roku, teraz wracają z nowym, dwuutworowym singlem. Czy to zapowiedź dużej płyty zobaczymy, ale zdecydowanie warto posłuchać tej muzyki. Jest mocna, treściwa i bardzo zgrzytliwa. W sam raz dla miłośników hałasu. 

 

PS. Wybaczcie ten format - nowy interfejs bloggera ma swoje humory...