W obecnych czasach kontakt z muzyką na żywo stał się prawdziwym rarytasem. Jeszcze kilka miesięcy temu wszyscy fani koncertów bombardowani wirusowymi informacjami spoglądali w przyszłość z ogromnym niepokojem, zastanawiając się, czy kiedykolwiek powrócą czasy wyprzedanych do ostatniego miejsca klubów, radosne tańce pod sceną, czy bezpośrednie spotkania zespołów z fanami.
Nadzieję na powrót do koncertowej normalności wlały w serca artystów, organizatorów i publiczności lipcowe i sierpniowe wydarzenia plenerowe, które zgromadziły spore grono słuchaczy. Mając jednak na uwadze sezonowość i zależność od pogody tych imprez kolejne miesiące nadal pozostawiają sporą dozę niepewności. Sygnałem, że tegoroczna jesień może nie będzie dla koncertowej branży czasem straconym stał się niedzielny koncert w warszawskiej Hydrozagadce, podczas którego wystąpiły trzy fantastyczne składy - tajemniczy projekt This Is Dark Occult Funk / -S-, warszawski Rosk i sosnowiecki Arrm. Każda z grup zaprezentowała własną wersję muzycznej hipnozy.
Był to pierwszy od czasów początku pandemii koncert z prawdziwego zdarzenia. Odbył się w klubie, a publiczności pozostawiono dowolność odbioru muzyki - na stojąco lub siedząco. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania - wydarzenie wystartowało zgodnie z planem, dzięki czemu uniknięto problematycznej kolejki przed wejściem, na miejscu dostępne były wszystkie potrzebne środki ochrony, a do klubu wpuszczono bezpieczną liczbę widzów, dostosowując się do wytycznych dotyczących dystansu społecznego. Warto też zaznaczyć, że dźwięk pozostawał przez wszystkie trzy koncerty bez zarzutu.
Już po pierwszych dźwiękach rozpoczynającego wieczór koncertu debiutującego duetu S, zdałam sobie sprawę, jak bardzo tęskniłam za koncertowymi doświadczeniami, które w ostatnich latach były praktycznie na wyciągnięcie ręki i zostały brutalnie zatrzymane, pozbawiając paliwa niezbędnego do zmagania się z codziennością. Dotkliwie odczułam brak oczekiwania na występ przed klubem i przy scenie, słuchania płynących ze sceny dźwięków bez konieczności bezwzględnego pozostania na wykupionym miejscu, pokoncertowych rozmów i atmosfery wspólnego przeżywania wyjątkowego wydarzenia. Ten wieczór zapewnił mi pokaźną dawkę tak bardzo potrzebnych emocji.
Tuż po godzinie dziewiętnastej na kameralnej scenie Hydrozagadki zameldował się tajemniczy zespół, którego muzyka właściwie dopiero ujrzy światło dzienne. Był to jeden z tych występów, które są prawdziwą gratką dla odkrywców i totalną wycieczką w nieznane. Na chwilę obecną dostępne w sieci są dwie minuty zespołowego materiału z debiutanckiego albumu "Zabijanie Czasu", który ujrzy światło dzienne 25 września. Każdy, kto zjawił się w niedzielę w klubie odpowiednio wcześnie, miał więc możliwość przedpremierowego odsłuchu pokaźnych fragmentów płyty pełnej brzmieniowych eksperymentów i improwizacji, dla których punktem wyjścia stało się pojęcie czasu.
-S- to nowy projekt basisty i perkusisty Licha. Razem tworzą bardzo zgrany duet. Między muzykami wyraźnie wyczuwalna była chemia i głód wspólnego grania. Dali z siebie maksimum zachwycając słuchaczy niebanalnymi instrumentalnymi dialogami pełnymi psychodelicznej aury, basowych melodii i post metalowych perkusyjnych galopad.
W nieco inne rejony muzycznej świadomości zabrali słuchaczy muzycy Rosk, którzy przez ostatni rok dali się poznać jako miłośnicy dark-folkowych klimatów. Zaprezentowali w całości swój drugi album "Remnants" pełen mrocznej melancholii i przejmującego smutku, który tak bardzo docenili fani Tides From Nebula, których zespół supportował podczas ostatniej polskiej trasy.
Niespodzianką dla obecnych w niedzielę w Hydrozagadce była zmiana w składzie grupy - do sekstetu męskiego dołączyła skrzypaczka, która na potrzeby kilku kompozycji zmieniała się z jednym z gitarzystów zespołu. Czterdziestopięciominutowa podróż do krainy melancholii i łagodności przypadła do gustu publiczności, która od początku ochoczo zareagowała na zachętę wspólnego "smucenia się" i zbliżenia się do sceny, by kontakt zespołu z fanami był jeszcze bliższy i bardziej bezpośredni. Nie obyło się oczywiście bez stałych rekwizytów - sześciu świec symbolizujących sześć kompozycji z płyty oraz różańca. Jak przystało na powagę materiału, muzycy zagrali na siedząco, kontemplując atmosferę. Nostalgiczne dialogi wokalne i oszczędne, sugestywne dźwięki instrumentów poruszyły serca słuchaczy.
Ten niezwykły wieczór dopełnił godzinny występ kwartetu Arrm, który zaprezentował materiał ze świetnej płyty "II", wprowadzając publiczność w trans hipnotycznym połączeniem jazzu, drone'u, ambientu, muzyki filmowej i krautrocka. Kołyszące zapętlenia i muzyczne dialogi fantastycznie relaksowały i w połączeniu z zapachem kadzidłowego dymu pozwalały przenieść się do ukrytych zakamarków wyobraźni i marzyć. Dwugryfowa gitara, perkusja marki Sonor, rozbudowany zestaw klawiszowy, bas i kontrabas oraz specjalnie zaprojektowane przez muzyków przeszkadzajki i instrumenty perkusyjne zbudowały nietuzinkową ścianę psychodelicznych dźwięków, wciągającą i pozwalającą dryfować w nieznane. Było to najlepsze możliwe zwieńczenie koncertowych wrażeń tego wieczoru.
Niedzielna wizyta w Hydrozagadce była fantastycznym dowodem na to, że nie byłam jedyną osobą spragnioną przeżywania koncertów w pełnej formie i warunkach stworzonych dla tego rodzaju sztuki. Przybyła publiczność słuchała muzyki w skupieniu, a każdy z trzech zespołów zebrał gorące owacje i szczere wyrazy uznania za swój występ. Po koncertach jeszcze przez długi czas toczyły się między uczestnikami rozmowy. Trzymam mocno kciuki, by takich chwil było tej jesieni jak najwięcej.Zapraszam do obejrzenia galerii.
-S-
ROSK
ARRM