Trafiają do fanów ciężkich brzmień, lecz także ceniących melodyjne, przystępne utwory. Raz usłyszani zapisują się w pamięci słuchacza dzięki charakterystycznemu, niepodrabialnemu wokalowi Chino Moreno, który potrafi swoim głosem niesamowicie przekazywać emocje. Deftones to jeden z najbardziej znanych i cenionych zespołów alternatywnych na całym świecie. Po czterech latach od premiery "Gore" nadeszła wreszcie pora na wyczekany, dziewiąty album grupy. Co skrywają tajemnicze oczy z okładki płyty?
Amerykanie od początku działalności wymykali się gatunkowym szufladkom, wypracowując stopniowo własny styl na pograniczu metalowego uderzenia, melodyjnych rockowych ballad i alternatywnego sznytu. Dziesięć nowych kompozycji grupy ukazuje to, z czego grupa słynie w jeszcze bardziej przystępnej formie. Produkcją płyty zajął się Terry Date, z którym muzycy współpracowali na początku kariery, nad przełomowymi "Adrenaline", "Around The Fur" czy "White Pony" - albumu, który obchodzi w tym roku swoje dwudziestolecie.
"Ohms" to album, który przyniesie fanom Deftones masę radości i uniesień. Spodoba się jednak też miłośnikom szeroko pojętej alternatywy, czy brzmień spod znaku zarówno Alice In Chains jak i np. Muse. Znajdziecie tu to, za co uwielbiacie zespół, czyli zarówno ballady, jak i sporo zmian tempa i siarczystych riffów. Nastrój fantastycznie podkreśla oczywiście Chino Moreno, dwojąc się i trojąc za mikrofonem, budując napięcie raz krzykiem czy growlem, innym razem delikatnym, czystym śpiewem. Mimo upływu lat brzmi to wciąż bardzo świeżo.
Album jest równy i słucha się go właściwie jednym tchem. Zgrabnie balansuje między tajemniczością, niepokojem i nieokiełznaną energią. Emocje zostały doskonale zbilansowane. Mocne, zgrzytliwe gitary, niebanalne partie bębnów i psychodeliczna, hipnotyczna, momentami wręcz duszna aura sprawiają, że słuchacz lubujący się w takich dźwiękach może zatracić się w nich całkowicie. Jej przebojowy potencjał decyduje o tym, że jest to płyta, do której można wracać często, niezależnie od nastroju. Najlepiej brzmi jednak w pochmurny dzień lub po zmroku.
Harmonie wokalne na tle ostrej, wielowarstwowej warstwy instrumentalnej dodają muzyce lekkości i klimatyczności. Jest też sporo brzmieniowych smaczków, jak hardrockowe riffowanie w "Urantia", urokliwa gitarowa solówka w "Error", mroczne, ambientowe outro w "Pompeji", czy walka wokalu i gitary w "This Link Is Dead". Słuchając większości fragmentów aż chce się szaleć w ich rytm niemal do całkowitego zapomnienia się. To muzyka, która działa jak narkotyk, oplatając uszy, umysł, serce i duszę.
Om to z fizycznego punktu widzenia jednostka oporu. Warto zwrócić na to uwagę, gdyż znaczenie tego tytułu może okazać się istotne dla koncepcji płyty. Deftones stawiają opór nie tyle sytuacji na świecie, lecz przede wszystkim upływowi czasu i obecnym trendom, konsekwentnie robiąc swoje. Ta płyta to powrót grupy na alternatywny szczyt.
89%