Nie lubię nudy. Po kilku recenzjach płyt bardziej przystępnych nadeszła pora na porcję mroku i ciężaru. Bardzo dobrym albumem podzielili się niedawno muzycy grupy Dynfari. Na piątej płycie Islandczycy kierują swój przekaz do osób zmagających się z depresją, by nie poddawały się w walce o przezwyciężenie autodestrukcji.
To muzyka, która trafi do fanów Sólstafir, a także Neurosis i Cult Of Luna. Zawieszona gdzieś pomiędzy black metalową otchłanią, post metalowym riffowaniem i klimatyczną, chłodną podstawą melodyczną. Jest tu typowo islandzka wrażliwość, specyficzna aura i tajemniczość. Niby już to słyszeliśmy, a jednak nadal wzrusza.
Mroczny śpiew-krzyk, szalejące gitary, blasty i przestrzeń, dużo przestrzeni, oddech... W tych dźwiękach rozbrzmiewa pełen wachlarz emocji targających człowiekiem przytłoczonym codziennością i nie dostrzegającym sensu istnienia - od pełnej destrukcyjnych myśli rozpaczy i smutku, aż po przejmującą złość na rzeczywistość, stan faktyczny. W tej otchłani jest jednak iskra nadziei, wyrażona poprzez melodie - nostalgiczne, piękne, post-rockowe.
To spójna opowieść, a poza tym szczera i od serca, mimo, że jak zapewnia zespół nie jest to koncept album. Ciekawostką charakterystyczną dla dokonań grupy jest wykorzystanie w kompozycjach akordeonu, co dodaje im wyjątkowości. Jest tu też chwilami garażowy, metalowy brud. W emocjonalnych tekstach znajdziecie odniesienia filozoficzne, do stwierdzeń Carla Junga i Williama Plomera.
Jak wyrwać się z więzów własnych myśli, jak nie niszczyć swojego życia myślami o jego zakończeniu, cieszyć się drobnymi rzeczami? Te i zbliżone do nich kwestie poruszane są w tekstach, świetnie komponujące się z wielowarstwową muzyką, opartą przede wszystkim na ścianach i dialogach gitar oraz rozpędzonych partiach perkusji. Niejednoznaczny jest też śpiew wokalisty Jóhanna Örna, płynnie balansującego między growlem, krzykiem i czystym wokalem.
Mimo że jest w tych utworach sporo mroku, nie jest to album dołujący i przytłaczający. Warto sięgnąć po tę płytę w chwilach zwątpienia, by uświadomić sobie, że nie jesteśmy sami, by spróbować odnaleźć sens tego, czego potrzebujemy w dźwiękach. Nic nie podnosi na duchu tak, jak słuchanie ulubionej muzyki i poczucie więzi z artystą ją tworzącym. Ten album może pełnić taką funkcję.
77%
Posłuchaj płyty: Dynfari - Myrkurs er þörf