Co się odwlecze, to nie uciecze - to znane powiedzenie idealnie wpasowało się w obecną sytuację koncertową na świecie. Wydarzenia są przenoszone po kilka razy, zmieniane są ich lokalizacje oraz terminy. Nie inaczej stało się z koncertem Misi Furtak, która miała zagrać dla trójmiejskiej publiczności w sopockim Teatrze Na Plaży. Cierpliwość fanów została nagrodzona - zaplanowany na kwiecień koncert odbył się w minioną niedzielę w przytulnej sali Polskiej Filharmonii Kameralnej, nieopodal Opery Leśnej i było to bardzo emocjonalne spotkanie.
Delikatność, subtelność, naturalne ciepło - te trzy określenia trafnie opisują zarówno osobowość artystki jak i charakter jej występu. Misia zachwyciła słuchaczy niezwykłą wrażliwością i umiejętnością zgrabnego balansowania pomiędzy gatunkami. Zabrała publiczność do swojego muzycznego świata, który trudno przypisać do jakiejkolwiek muzycznej szufladki. Urokliwe, balladowe melodie z elementami rocka i jazzujących partii klarnetu zapewniły odbiorcom pełen wachlarz emocji.
Był to wieczór pełen uśmiechów i wzruszeń. Misia miała świetny kontakt z publicznością, która wypełniła kameralną salę niemal do ostatniego miejsca. Spragniona spotkań twarzą w twarz podkreślała potrzebę bezpośredniej relacji ze słuchaczem, której nie da się osiągnąć poprzez live streamy, które zdominowały kilka ostatnich miesięcy. Dziękowała ciepło i szczerze za przybycie i dostosowanie się do wymogów sanitarnych i związanych z tą sytuacją wszelkich niedogodności.
Godzinny set wypełnił przekrojowy materiał z repertuaru artystki, z przewagą kompozycji z ubiegłorocznego, fantastycznego albumu "Co Przyjdzie?". Przepełnione mrokiem, niepokojem, ale i iskrą nadziei teksty utworów skłaniały do refleksji, nabierając w kwarantannowo-wirusowym wymiarze nowego znaczenia. Nie zabrakło też pandemicznej piosenki "Energia" z bardzo mądrym i bezpośrednim przesłaniem: "nie wolno energii marnować na głupie rzeczy". Utwory zyskały też nowe aranżacje oparte na urokliwych, wyciszonych dialogach instrumentalno-wokalnych i delikatnych pulsach.
Na scenie śpiewającą i grającą na przepięknej gitarze basowej o motylim kształcie Misię wsparło troje doskonałych muzyków - w chórkach zaśpiewały i zagrały na klawiszach Pola Atmańska i Michalina Bieńko, na gitarze zagrał zaś Tomasz "Serek" Krawczyk. Druga z pań dodała utworom jazzowego sznytu klarnetowymi improwizacjami. Przepięknie wybrzmiały też śpiewy na głosy. Fantastyczna akustyka sali umożliwiła odbiór pełni płynących ze sceny wrażeń. Była to sztuka na najwyższym poziomie.
Tęsknota za muzyką na żywo jest ogromna - publiczność dała to odczuć
artystom bardzo wyraźnie, chłonąc występ z zapartym tchem, dbając, by
nie zakłócić jego biegu niepotrzebnymi szmerami i oklaskując gorąco muzyków po wykonaniu każdego utworu. Zespół Misi Furtak odwdzięczył się
publiczności pełnym zaangażowaniem i szczerością wykonania. Wokalistka i autorka kompozycji chętnie rozmawiała po koncercie z fanami, podpisując płyty, pozując do wspólnych zdjęć i dzieląc się z nimi wrażeniami. Był to przepiękny wieczór, który z pewnością zapadnie głęboko w pamięci jego uczestników.
Zapraszam do obejrzenia galerii z tego niezwykłego wieczoru.