Sekcja dęta, gitarowe solówki, zmiany tempa, długie kompozycje, kilkoro wokalistów, goście - brzmi to jak zapowiedź kolejnej płyty progresywnej supergrupy, która spotkała się, by coś nagrać niekoniecznie z pobudek czysto artystycznych. W tym przypadku mamy jednak wyjątek potwierdzający regułę - Crippled Black Phoenix nagrali progresywną płytę z prawdziwego zdarzenia, na miarę naszych czasów. Mimo różnych przeciwności losu i perturbacji składowych kolektyw, nad którym od lat pieczę sprawuje Justin Greaves znów nie zawodzi.
Poważne zmiany w tym przypadku wywołała sytuacja losowa. Wiadomość o rezygnacji wokalisty i klawiszowca Daniela ze swojej ważnej dla zespołu roli zastała Justina podczas pracy nad płytą w studiu, gdy była gotowa już znaczna część materiału. Co zrobić w takiej sytuacji? Jeśli samemu nie czuje się na siłach, by podołać wokalnemu zadaniu, nie ma innej opcji, jak liczyć na pomoc przyjaciół. Greaves ma ich sporo i na szczęście przyjęli oni zaproszenie do współpracy, co dodało muzyce kolorytu i sprawiło, że stała się jeszcze bardziej różnorodna i wyjątkowa.
"Ellengæst" to kolejna mocna, równa i ciekawa płyta w dyskografii zespołu. Tu nie ma miejsca na nudę - jest ważny, bardzo szczery przekaz i fantastyczna muzyka. Niech was nie zmyli okładka, złowrogie brzmienie trąb i wściekłe przesterowane gitary na początku "House Of Fools" - to nie jest album z ekstremalnym metalem ;). Tam dzieje się dużo więcej. Są tu elementy, za które fani cenią grupę, czyli świetne rockowe ballady o przebojowym potencjale i bardziej złożone - artrockowo - post-rockowe dłuższe formy z dyskretnymi cytatami z klasyków na czele z Pink Floyd, jak i nowe inspiracje, oscylujące gdzieś na pograniczu folku, post punku, czy black metalu, odwołując się miejscami do dokonań The Cure i Sólstafir.
Wśród wokalistów, oprócz dobrze znanej z CBP Belindy Kordic można usłyszeć Vincenta Cavanagha z Anathemy, Kristiana Espedala z Gaahls Wyrd, Jonathana Hultena z Tribulation, który niedawno wydał świetny album solowy, Suzie Stapleton, czy Ryana Pattersona, basistę koncertowego Crippled Black Phoenix, udzielającego się także w Coliseum i Fotocrime. Imponujący skład, prawda? Mimo różnorodności gatunkowej, wszystkie kompozycje układają się w spójną całość.
Łączy je niezwykła wrażliwość i szczerość kompozytora. Justin potrafi wyrażać emocje poprzez dźwięki, składając je tak, by oddawały w pełni to, co leży mu na sercu. Gdy doda się do tego wypowiedzi na tematy bliskie mu bezpośrednio i osobiste teksty, które własnoręcznie napisał do poszczególnych partii każdy z wokalistów, otrzymamy album ważny i kompletny.
Depresja, próby samobójcze, nieodłączny niepokój i stres związany z codziennymi zmaganiami - te zagadnienia są bliskie wielu z nas czy to bezpośrednio, czy też dotykając naszych znajomych i przyjaciół. Na tę paskudną chorobę cierpi też Justin Greaves, o czym mówi od kilku lat otwarcie, chcąc uczulić ludzi na ten globalny problem. W tekstach przewijają się także tematy ogólnospołeczne, związane z obecną sytuacją na świecie, która swoją drogą bardzo łatwo może pogłębiać symptomy dolegliwości psychicznych..., ale jest też... piosenka o kotach, które są Justinowi i przyjaciołom z zespołu bardzo bliskie.
Na płycie mrok przeplata się z nostalgią, a z drugiej strony z nadzieją na to, że kolejny dzień przyniesie jednak pozytywne wieści. Słucha się tego bardzo dobrze, a każdy kolejny odsłuch dostarcza nowych wrażeń, nawet, jeśli odbiorca w danej chwili nie jest w nastroju, by zagłębiać się w teksty. W warstwie muzycznej dzieje się tyle, że można odkrywać smaczki w nieskończoność. Album wieńczy przewrotny cover jednego z najpopularniejszych utworów
Bauhaus. Czy faktycznie potrzebny? Moim skromnym zdaniem szczery, choć
trochę jednak "na doczepkę". Nie należy jednak dyskutować z zamysłem autora i przyjąć tę koncepcję taką, jaka jest. Nie zmienia to też faktu, że jest to materiał świetny i zdecydowanie warty szerszej uwagi.
87%
Posłuchaj płyty: Crippled Black Phoenix - Ellengæst