Na ten album czekało wielu miłośników ambitnych dźwięków, nie tylko w naszym kraju. Mariusz Duda postanowił niewesoły 2020 rok przeznaczyć na rozpieszczanie swoich fanów - po absolutnie zaskakujących solowych dokonaniach i zapowiedzi koncertowego wydawnictwa Riverside, wraca z kolejną odsłoną projektu Lunatic Soul. Dzięki temu, że jest doskonałym obserwatorem rzeczywistości, idealnie trafia w czas, gdy tworzone przez niego muzyczne opowieści mogą przynieść odrobinę radości wszystkim tym, którzy jej potrzebują. W tym trudnym, pełnym wyzwań i niepokoju czasie zaprasza na wycieczkę do lasu, by tam poszukać harmonii i wyciszenia i choć na chwilę zapomnieć o dołującej codzienności.
Tym razem lunatyczne brzmienia zdominowała zieleń - barwa nadziei, spokoju i ukojenia. Ten piękny kolor kojarzy się automatycznie z naturą, przestrzenią i świeżością, z rodzącym się życiem. Takie przesłanie skrył w melodiach Mariusz Duda. Artysta umieścił "Through Shaded Woods" w lunatycznej chronologii - tzw. "Cyklu Życia i Śmierci" po ciemnej stronie, jako trzeci, kolejno po czarnym i białym albumie, przed "Fractured". To niejako za pośrednictwem tej płyty bohater skierował się ku życiu. Warto zwrócić też uwagę na nowy, wężowy symbol - jego leśną, zbudowaną z zaplecionych gałęzi odsłonę zaprojektowała bardzo zdolna i obdarzona niezwykłą wrażliwością Julia Malec.
To najcieplejsza i najbardziej pozytywna propozycja Lunatic Soul, zdecydowanie bliższa brzmieniom organiczno-akustycznym, niż elektronicznym, które dominowały na ostatnich wydawnictwach. Jak zawsze wszystko łączy się tu w spójną całość, pełną zwrotów akcji, ale wpisującą się w konkretną koncepcję. Tu artysta czerpie przede wszystkim z folkowych dokonań między innymi norweskiej, wielbionej w Polsce Wardruny i tradycji słowiańskiej, ale przetwarza je przez własną wrażliwość, nadając im osobisty charakter, nawiązując przy okazji chwilami też do twórczości Riverside. To też pierwsza z płyt Lunatic Soul bez udziału gości, w całości nagrana przez Mariusza, za co tym bardziej należą mu się ogromne wyrazy uznania.
Skojarzenia z "Wasteland" nie powinny tu dziwić, gdyż obie płyty łączy ten sam basowy instrument, który chwilami brzmi jak gitara. To bas picollo, którym Mariusz pochwalił się kilka tygodni temu w mediach społecznościowych. Wyraźnie słychać je w ostrzejszych fragmentach singlowego "The Passage", zawieszonych gdzieś pomiędzy pagan czy folk metalem a progresywną odsłoną tego gatunku.
Choć dźwięki lśnią od radości, nie mogło oczywiście zabraknąć sporej dawki melancholii i subtelnego mroku. Dominuje ona w przepięknym nagraniu tytułowym, z którego chyba najbardziej będą zadowoleni fani akustycznej odsłony projektu z dwóch pierwszych płyt, choć zwrócą na nią uwagę też wielbiciele zabawy z elektroniką. Świetny wokalny przester buduje tu tajemniczy, nieco złowrogi klimat. Pięknie brzmi także wieńczący utwór szelest jesiennych liści.
"Navvie" jest pełen przebijającego między cieniem drzew światła, a jego
rytm skłania do niekontrolowanego, radosnego podrygiwania. To pochwała wolności i czystego szczęścia. Tańczyć można też do opartego na zapętleniach "Oblivion", choć jest to tym razem bardziej hipnotyczne kołysanie się w rytm oplatającej duszę melodii.
Urokliwie płynie pierwsza część "Summoning Dance", w którym dialogi toczy akustyczna gitara i fortepian. Później następuje zwrot w kierunku mroczniejszym, zmienia się nastrój i rośnie napięcie. Można tańczyć dalej, tylko bardziej intensywnie. Wyciszenie przynosi wzruszający, a jednocześnie niosący nadzieję, oparty na brzmieniu fortepianu "The Fountain". To fragment, wobec którego obojętnie nie przejdzie żaden wrażliwy odbiorca. Łzy gwarantowane.
Czy to wszystko? Niekoniecznie... Tak naprawdę pełna historia zawarta jest w dwóch odsłonach, na podwójnym wydaniu kompaktowym. Druga część opowieści dopełnia tę podstawową skocznym i energetycznym "Vyraj", z wyraźnie zaznaczonym pulsem oraz niemal metalowym, lecz bardzo przebojowym, opartym na ostrych riffach "Hylophobia", który chwilami sprawia wrażenie, że gdyby nie charakterystyczne wokalizy Mariusza i folkowa aura, mógłby z powodzeniem odnaleźć się na którymś z albumów Metalliki, podobnie zresztą jak ostra, mroczna partia w "The Passage".
Oddani miłośnicy twórczości Lunatic Soul, którzy są w stanie przywołać poszczególne fragmenty z dotychczasowych płyt projektu na wyrywki o każdej porze dnia i nocy docenią z pewnością wielowątkową suitę "Transition2", na której w niespełna pół godzinie twórca zaprezentował historię LS w pigułce. Wnikliwi odnajdą tu odniesienia do rozdziałów, które już się ukazały, jak i bardzo subtelne zapowiedzi nadchodzących. Dźwięki meandrują i zahaczając o kolejne wspomnienia, wywołują wzruszenie i ciarki na plecach. To fantastyczna gratka dla fanów, a także okazja dla osób, które dotąd nie trafiły na te dźwięki, aby poznać je w telegraficznym skrócie i być może sięgnąć po ich rozszerzenie w przyszłości.
Na "Through Shaded Woods" Mariusz Duda znów zrobił swoje. Choć podał historię w nieco innej formie, niż można było się spodziewać, zrobił to jak zawsze bardzo precyzyjnie, z wyczuciem i w swoim stylu. Warto też przypomnieć, że twórca kieruje się w swojej pracy pewną przekorą, za każdym razem nagrywając coś innego niż dotychczas, co jednocześnie wpisuje się w charakter i klimat całości. Jeśli więc odbiorca polubi szczególnie którąś z odsłon, w kolejnej może spodziewać się zupełnie nowych wrażeń. Również dzięki temu muzyka Lunatic Soul prędko się nie znudzi.
85%