Jak dobrze być na festiwalu! Tak z pewnością pomyślało wielu uczestników tegorocznej Globaltiki, która po rocznej przerwie powróciła do gdyńskiego Parku Kolibki. Edycja 2021 była przede wszystkim okazją do bliższego przyjrzenia się różnym obliczom polskiego folku, choć nie zabrakło miejsca dla kilku zagranicznych akcentów.
Pierwszy weekend lipca dostarczył uczestnikom festiwalu wielu wrażeń, zarówno na poziomie muzycznym, jak i towarzyskim czy...pogodowym. Był to czas licznych spotkań, uśmiechów od ucha do ucha, serdecznych pozdrowień i wspólnej zabawy pod sceną mimo niekiedy trudnych okoliczności. Pogoda jak przystała na pomorskie lato, pokazała swoje kaprysy, okraszając piątkowe festiwalowe początki potężną ulewą, w wyniku czego wydarzenia rozpoczęły się z opóźnieniem. Gdy dobiegał końca pierwszy koncert tego wieczoru, deszcz jednak odpuścił i pozwolił głęboko odetchnąć. Z występu na występ przejaśniało się coraz bardziej, a sobota przywitała festiwalowiczów pięknym słońcem.
Artystą, który musiał zmagać się z deszczem był Portugalczyk mieszkający od dekady w naszym kraju Joao de Sousa, o którym niedawno wspominałam na łamach tej strony przy okazji recenzji czwartej płyty Bastardy. Joao zaprezentował w Gdyni swoje solowe kompozycje z dwóch wydanych albumów, w tym najnowszego "Furacao". Między utworami toczył z publicznością sympatyczny dialog, a uroku scenicznym wydarzeniom dodawał zacinający z nieprawdopodobną intensywnością deszcz. Towarzyszyli mu wybitni muzycy - perkusista Macio Moretti, klawiszowiec Grzegorz Tarwid i basista Igor Nikiforow. Pełne emocji kompozycje przypadły do gustu publiczności, która wytrwale dodawała artystom otuchy pod sceną. Był to występ zdecydowanie niezapomniany i moim zdaniem najlepszy tego wieczoru.
Po nostalgicznych i nieco mrocznych muzycznych pejzażach Joao nadszedł czas na prawdziwy taneczny wykop. Fanfara Awantura porwała do szalonych pląsów publiczność spragnioną festiwalowej beztroski. Proste rytmy grane przez orkiestrę dętą stanowiące w istocie swoistą mieszankę muzyki cygańskiej, weselnej i techno wprowadziły słuchaczy w nastrój iście imprezowy i przegoniły deszczowe chmury. Dla osób poszukujących melancholii i głębszych emocji w dźwiękach był to świetny czas, by rozejrzeć się po bogatej ofercie stoisk w miasteczku festiwalowym i np. zajrzeć do księgarni czy oficjalnego sklepu festiwalu.
Dagadana to ekipa znana i ceniona na polskiej ziemi. Dowodzony przez dwie znakomite wokalistki Dagę Gregorowicz i Danę Vynnytską kwartet, zaprezentował publiczności nowoczesne podejście do muzyki ludowej, zgrabnie łącząc elektroniczne podkłady z folkową lekkością. Tu także nie brakowało okazji do tańca. Finał tego wieczoru należał zaś do Rasm Almashan, artystki o polsko-jemeńskich korzeniach, wychowanej w Lipnicy Wielkiej. Wokalistka zgromadziła pod sceną licznych fanów, którzy gorąco ją dopingowali od pierwszych minut występu. Muzycznie dominowały tutaj rytmy orientalne i afrykańskie, okraszone ciemną barwą głosu. Nie był to dla Rasm dzień łatwy, o czym informowała ze sceny z wyraźnym wzruszeniem, wspominając zmarłego przyjaciela i mentora. Mimo to poradziła sobie fantastycznie - tańczyła i śpiewała z zaangażowaniem i zebrała zasłużone owacje.
Drugi dzień Globaltiki przyniósł upragnioną, słoneczną pogodę. Rodzinna atmosfera, sobotni relaks, dużo pozytywnej energii i uśmiechnięta publiczność - tak można podsumować wydarzenia, które miały miejsce na Kolibkach. Tym razem udało się rozpocząć zgodnie z planem. Po jak zawsze trafnych, ciekawych i nietuzinkowych zapowiedziach redaktora Wojciecha Ossowskiego pierwsi na scenie zaprezentowali się MLDVA, którzy zgrabnie połączył inspiracje klasyką muzyki pop i ludowymi tradycjami z brzmieniami tureckich winyli z lat 60 i 70. Była to pierwsza okazja dla polskiej publiczności, by posłuchać autorskiej propozycji zespołu. Muzycy są jeszcze przed wydaniem debiutanckiej płyty. Był to ciekawy koncert i dobre wprowadzenie do dalszych wydarzeń tego dnia.
Energią i nieprawdopodobnym napięciem emanował występ Dikandy. Wokalistka zespołu
Anna Witczak-Czerniawska uwodziła publiczność swoim tańcem, śpiewem i grą na bębnach i akordeonie. W towarzystwie świetnych muzyków, między innymi grającego na trąbce Szymona Bobrowskiego i skrzypka Dominika Bieńczyckiego porwała do szaleństwa publiczność, która równie entuzjastycznie reagowała na zachęty do wspólnej zabawy, jak i momenty skłaniające do refleksji. Wyraźnie dało się także odczuć ogromną radość muzyków, którzy nie ukrywali, że jest to dla nich moment ogromnie ważny.
Szczególne i niezwykłe chwile przeżyli tego wieczoru także członkowie Kapeli Ze Wsi Warszawa, którzy właściwie powinni wystąpić na Globaltice już dawno, a udało się to dopiero w tym roku. Grupa, która rozsławiła polską muzykę ludową na świecie zaprezentowała się fenomenalnie, skupiając się w koncertowym secie na ostatnim albumie "Uwodzenie", który świetnie wpisał się w nadmorski pejzaż festiwalowy. Pełne melancholii, nastrojowe i emocjonalne kompozycje przenosiły do innego wymiaru za sprawą śpiewu trzech wokalistek i urokliwie płynącej muzyki, która wypełniała serca wrażliwych odbiorców. Niestety nie wszyscy uczestnicy festiwalu uszanowali potrzebę ciszy i skupienia. Szczególnie w dalszych rzędach dało się słyszeć niepotrzebne rozmowy, które utrudniały pełny odbiór koncertu, ale takie są uroki festiwali.
Wieczór zakończył się radosnym kołysaniem i pląsami do afrykańskich rytmów, które zaserwowali festiwalowiczom Mamadou &
Samayoon. Najwytrwalsi bawili się jeszcze do późnych godzin nocnych przy muzyce prezentowanej przez członków MLDVA, którzy przygotowali na tę okazję specjalny dj set. Oczywiście oprócz koncertów nie brakowało wydarzeń towarzyszących, jak spotkania z twórcami czy warsztaty dla dzieci. Po tak długiej przerwie udział w dwudniowej, kilkukoncertowej imprezie cieszył podwójnie. Z pewnością te 2 dni wypełnione muzyką zostaną w pamięci niejednego uczestnika i w trudnych chwilach przyniosą radość i ukojenie.