Nie będzie żadnym zaskoczeniem, jeśli napiszę, że jest to płyta, o której będą się rozpisywać praktycznie wszystkie portale i gazety muzyczne. Utwory z tego wydawnictwa grane będą w stacjach radiowych na całym świecie, wyświetlenia na serwisach streamingowych będą osiągały szczyty statystyk. Billie Eilish to sensacja, która zdobyła światową popularność i stała się wyznacznikiem nowych trendów w muzyce pop jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności, otwierając uszy na to, co nowe, ekscytujące i świeże. Na swojej drugiej płycie udowodniła, że pokładane w niej nadzieje nie były bezpodstawne.
Przyznaję, mam czasem tak, że do tych najbardziej popularnych zjawisk w muzyce podchodzę jak do jeża. Wolę trochę odczekać, posłuchać na spokojnie niż dać się porwać pełnym zachwytów opiniom w ciemno. Dlatego też posłuchałam Billie Eilish dopiero kilka miesięcy po debiucie, gdy szał trochę ucichł. Eilish to najmłodsza artystka, która otrzymała nominacje i nagrody Grammy w
czterech najważniejszych kategoriach: Najlepszy nowy artysta, Album
roku, Nagranie roku, Piosenka roku. Dodatkowo stała się zwyciężczynią
kategorii Najlepszy album wokalny pop. To zaowocowało kolejnym oszałamiającym sukcesem - została najmłodszą autorką kompozycji do filmu o przygodach Jamesa Bonda.
Takie osiągnięcie w wieku niespełna dwudziestu lat może przytłoczyć. Presja, oczekiwania, stres... Czy w tym wypadku można być szczęśliwym? Eilish ma niewątpliwie powody do radości, ale postanawia niezmiennie dzielić się z fanami mroczną melancholią. Druga płyta artystki to wypowiedź zdecydowanie bardziej dojrzała, choć tekstowo wciąż skierowana przede wszystkim do odbiorców w wieku artystki lub trochę młodszych. Jest w tych dźwiękach i słowach jednak coś uniwersalnego. Jeśli lubisz nowoczesny, ambitny pop z nutą melancholii, śmiało sięgnij po ten materiał.
Słuchacze poszukujący czegoś więcej niż podkreślonych basowym pulsem refleksyjnych ballad też znajdą tu coś dla siebie. Jest trans, jest rap, jest elektronika, ale przede wszystkim jest klimat, szesnaście utworów i prawie godzina muzyki. Naprawdę dobrze słucha się głosu Billie, która obdarzona jest głęboką, wyrazistą i ciepłą barwą i świetnie ją wykorzystuje do podkreślania emocji.
Artystka wprowadza w trans w "Oxytocin", skłania do nieskrępowanego tańca w "Goldwing", rozwala system w "NDA", rozczula w "Halley's Comet" i "Everybody Dies". Jednak tak naprawdę każdy z 16 utworów z płyty ma coś w sobie. Każdy jest indywidualny, a jednocześnie pasuje do atmosfery całego albumu, który z odsłuchu na odsłuch coraz bardziej wchodzi w głowę.
Billie, podobnie jak w przypadku debiutu, napisała ten materiał razem z bratem Finneasem, który został też producentem płyty. Jak przyznaje, marzyła, by nagrać ponadczasowy album dla fanów i siebie samej. Dlatego tworząc tę muzykę czerpała inspiracje z twórczości artystów z dawnych lat, jak Frank Sinatra, Peggy Lee i Julie London. Jednocześnie postanowiła pozostawić odbiorcy dowolność interpretacji, pisząc teksty w taki sposób, by mogły stać się uniwersalne. Oczywiście są tu odniesienia do obecnej sytuacji, w której znalazła się artystka oraz wydarzeń toczących się na świecie. To także osobista wypowiedź artystki, która stała się bardziej pewna swoich umiejętności i świadoma siebie.
"Happier Than Ever", choć niektórym pewnie będzie ciężko w to uwierzyć, to szczera płyta, nie nastawiona na komercyjny sukces. Co sprawia jednak, że Eilish bez wątpienia go osiągnęła i trafia do tak wielu osób? Jest po prostu sobą, jest autentyczna, nie udaje. Mówi, co myśli i to jest fajne. Na koniec przytoczę jeszcze jej wypowiedź na temat tego, jak należy tej muzyki słuchać.
"Możesz słuchać w najdogodniejszy dla ciebie sposób. Ale gdybym mogła coś zasugerować… jeśli twój samochód ma dobre głośniki, albo samochód twojego znajomego je ma… Pada deszcz, jesteś w tym fajnym samochodzie z dobrymi głośnikami, włączasz płytę, odchylasz siedzenie do tyłu, zamykasz oczy i słuchasz. Mam nadzieję, że ludzie będą tak właśnie słuchać tego albumu". To jak, zabierzesz tę płytę ze sobą do auta? Ja myślę, że warto :)
85%
Posłuchaj płyty: Billie Eilish - Happier Than Ever