Nareszcie jest - wyczekiwana przez miłośników ostrzejszego grania czwarta długogrająca płyta Jinjer. Jak to bywa w przypadku takich wydawnictw, obok rozentuzjazmowanych fanów znajdą się też malkontenci, uważający, że jak o czymś mówi się za dużo, to próbuje się w ten sposób ukryć braki jakościowe i na siłę przekonać o wartości danej płyty. Nie tym razem. Jeśli ktoś traktował ten zespół niezbyt poważnie, uważając go za metalowy przerost formy nad treścią, ten album ma szansę to zmienić. Nowa płyta ukraińskiego zespołu to wykop totalny, który pozamiata niejednego niedowiarka. Ta mieszanka wybuchowa eksploduje z siłą bomby atomowej i nie odpuszcza do samego końca.
To nie jest zwyczajna mocna płyta z growlem, obok której można przejść obojętnie. "Wallflowers" to niezbity dowód na olbrzymi talent zespołu do tworzenia chwytliwych, a zarazem niebanalnych utworów, które trudno gdziekolwiek zaklasyfikować i które brzmią jak żadne inne. Jinjer budują utwory, które są uniwersalne - bo nie brakuje w nich melodii, metalowej mocy, sludge'owo-doom'owego tempa i eksperymentów z brzmieniem. Tej płyty słucha się jednym tchem, z podziwem i ogromnym szacunkiem dla umiejętności wszystkich członków zespołu.
Tatiana Shmailyuk jest tu bezbłędna - jej ekspresja wokalna poraża, a teksty skłaniają do zatrzymania się i zastanowienia. Artystka z łatwością porusza się na pograniczu czystego wokalu, który gdyby pozbawić go towarzystwa mrocznych gitar i blastów wpasowałby się w popową estetykę, a piekielnym, oszałamiającym growlem. Śwetnie radzą sobie także jej koledzy z zespołu, którzy odpowiedzialni są za gitarowe ściany, perkusyjne blasty i poszatkowane, złożone kompozycje, które się nie nudzą, a jednocześnie nie męczą, nie przytłaczają i bardzo intrygują.
Dla kogo jest ten album? Dla wszystkich fanów otwartych na to, co dobre i nie obawiających się piekielnej mocy płynącej z dźwięków. Nieważne czy zasłuchujesz się na co dzień w death-metalu, black-metalowych skrzekach rodem z otchłani, przytłaczającym sludge'u, powolnym doomie czy po prostu lubisz szeroko pojętą gitarową muzykę - na tej płycie każdy fan gitarowej wyrazistości i mocnego wokalu znajdzie coś dla siebie. Gojira? Slipknot?
Ta muzyka kipi i wrze od emocji - jest agresywna jak głodny niedźwiedź, rozpędzona jak ferrari, ostra jak brzytwa, potężna jak walec, ale potrafi też rozczulić. Są chwile wytchnienia jak w tytułowej balladzie, której nie brakuje jednak zgrzytliwego sznytu. Dzięki wokalom Tatiany kompozycje Jinjer nabierają przebojowości, co najdobitniej słychać w "Disclosure!", refrenie "Copycat" i finałowym "Mediator", gdzie artystka fantastycznie dyryguje zespołem.
Choć słychać w tekstach na tej płycie echa lockdownu, izolacji czy ukraińskiego konfliktu, są one na tyle uniwersalne, by przekazywać to, co bliskie praktycznie każdemu, kto gdzieś toczy wewnętrzną walkę, na coś się wkurza, z czymś się utożsamia, o coś walczy. Jest to materiał napisany z jednej strony z osobistej perspektywy, z drugiej zaś tożsamy z wieloma innymi punktami odniesienia, co czyni go jeszcze bardziej wartościowym i wyjątkowym.
Ogromne oczekiwania wobec tej płyty absolutnie nie były przesadzone. To równa, mocna, wyrazista i szczera wypowiedź zespołu, który wie, czego chce, chce coś ważnego przekazać i ma naprawdę duży potencjał, by stać się światową gwiazdą, nie tracąc przy tym swojej oryginalności.
96%
Posłuchaj płyty: Jinjer - Wallflowers
Jeśli jesteście ciekawi, jak ta muzyka zabrzmi na żywo, Jinjer zagrają już 20 września w krakowskim Hype Parku w towarzystwie Humanity's Last Breath i Hypno5e. Warto się wybrać!