czwartek, 12 sierpnia 2021

Leprous - Aphelion (27.08.2021)

Miała być długa trasa koncertowa promująca "Pitfalls", spotkania z fanami i podróże po całym świecie, ale gdy członkowie Leprous wrócili w swoje rodzinne strony po pierwszej europejskiej jej części na początku marca 2020 roku, wszystko się zatrzymało. Zamknięcia, zakazy, izolacja - wiadomo, o co chodzi. Muzycy jednak nie poddali się stagnacji i przez rok regularnie nawiązywali z fanami kontakt, łącząc się z nimi za pośrednictwem Internetu i transmitując koncerty ze studia i teatru w Notodden, co zacieśniło relację między obiema stronami. W efekcie tych wszystkich zdarzeń Leprous wracają z nowym albumem szybciej, niż pierwotnie planowali, a "Aphelion" to ich najbardziej spontaniczny i bezpośredni album z dotychczasowych.

Fani grupy znajdą na tej płycie to, za co kochają Leprous najbardziej - doskonały, emocjonalny wokal, porywające gitary, pulsujący bas, wyraziste bębny, zjawiskowe melodie wiolonczeli, zmiany tempa i wyrafinowane, chwytliwe kompozycje, których refreny i chórki zostają w głowie na długo.  Tym razem nie było kalkulacji, dopieszczania każdej partii do perfekcji i szczegółowych planów na spójną opowieść. To najbardziej intuicyjny album w karierze Leprous, nagrany z potrzeby chwili i porywów serca. Zespół postawił sobie za cel uchwycenie kreatywnej chwili, wspólnego procesu prac nad piosenkami i energii rodzącej się w studiu. Co ważne, udział w tworzeniu tego albumu mieli także fani, ale o tym za chwilę.

Choć każda z dziesięciu kompozycji jest niezależną opowieścią, tematyka całości jest spójna i zbliżona do poprzednich dwóch wydawnictw grupy. To jeszcze jedna, bardzo szczera i bezpośrednia opowieść o nieustannej wewnętrznej walce, emocjach, które powracają, spędzając sen z powiek, o odzyskiwaniu wewnętrznego spokoju i ponownym traceniu go w najmniej spodziewanym momencie. To opis uczuć, które towarzyszą człowiekowi, gdy chce ruszyć dalej, ale okoliczności sprawiają, że tkwi w martwym punkcie, stanów, w których rozpiera energia i zapał, by chwilę później dopadła niemoc i wątpliwości, brak wiary w siebie i zaufania do innych. Teksty poszczególnych utworów są jednocześnie osobiste i uniwersalne - może się z nimi utożsamiać właściwie każda wrażliwa osoba, poszukująca swojego miejsca w świecie pełnym sprzeczności i różnorakich okoliczności, które wyprowadzają z równowagi i sprawiają, że coraz trudniej o wewnętrzny spokój. Do tych uczuć odnosi się też tytuł materiału - aphelium to punkt na orbicie ciała niebieskiego krążącego wokół Słońca, znajdujący się w miejscu największego oddalenia (apocentrum) tego ciała od Słońca, co symbolizuje poniekąd takie tkwienie w otchłani i braku nadziei. To także, jak podkreśla w materiałach prasowych wokalista i lider grupy, symbol wydobycia piękna z trudnej sytuacji.

Einar Solberg, choć z pewnością nie chciałby zostać uznanym za eksperta od zmiennych stanów emocjonalnych, doskonale wie, jak przekazywać tego rodzaju emocje i niezmiennie robi to bardzo szczerze, wykorzystując swoje zapierające dech możliwości wokalne i charyzmę. Śpiewa na tej płycie ekspresyjnie i z ogromnym zaangażowaniem i jestem niemal pewna, że poruszy niejedną wrażliwą duszę. Choć kompozycje wypełnia pokaźna dawka podniosłości, nie brakuje tu także momentów przebojowych i zapadających w pamięć za sprawą chwytliwych melodii. Miłośnicy chórków znajdą tu jeszcze jedną porcję urokliwego "aaa" i "uoooo", które fantastycznie sprawdzą się na koncertach, śpiewane przez publikę wtórującą Einarowi i wspierającemu go zawsze drugim wokalem Tor'owi.

"Aphelion" to kwintesencja brzmienia Leprous, które zespół konsekwentnie wypracowywał przez lata. Nie jest to materiał przełomowy, lecz dokładnie taki, jaki mogliby sobie wymarzyć miłośnicy takiego grania.  Jak zawsze doskonale w styl zespołu wpisują się wyraziste partie wiolonczeli Raphaela Weinrotha - Browne'a. Świetnie brzmią gitary Tor'a Oddmunda Suhrke i Robina Ognedala, bas Simena Borvena i perkusyjne odjazdy autorstwa jednego z najlepszych współczesnych perkusistów - Baarda Kolstada. Muzycy udowadniają na tej płycie, że rozumieją się niemal bez słów i fantastycznie wyczuwają wzajemne intencje. Tym razem w pracach nad płytą pomogli im także skrzypek Chris Baum oraz fenomenalna norweska orkiestra dęta Blåsemafiaen.

To jednak nie wszystko - choć muzycy utrzymują, że nie dopracowywali kompozycji i tak brzmią one niemal perfekcyjnie, stanowiąc dowód na nietuzinkowy talent grupy do tworzenia utworów wyrafinowanych, a zarazem lekkich i nie pozbawionych przebojowego potencjału. Album miksował Adam Noble znany ze współpracy z Placebo, Biffy Clyro i Nothing But Thieves, a masteringiem zajął się Robin Schmidt, także współpracujący niegdyś z Brianem Molko i Stefanem Olsdalem z pierwszej w wymienionych grup. 

Fani piosenkowości znajdą coś dla siebie w singlowym "Running Low" z doskonałym refrenem, "Out Of Here", który nuci się już po pierwszym przesłuchaniu czy w cudownie bujającym, elektonicznym "Have You Ever?", który przywodzi na myśl cover "Angel" z repertuaru Massive Attack, który Leprous zamieścił jako bonus na ostatniej płycie. Wnikliwi słuchacze odkryją też pewnie kilka nawiązań do twórczości Muse i Stevena Wilsona, a także poprzednich płyt Norwegów, na czele z "Maliną" i "The Congregation". Miłośnicy rozbudowanych kompozycji będą z pewnością zasłuchiwać się w ekspresyjnym "On Hold" i finałowym "Nighttime Disguise", który mógłby śmiało konkurować z wieńczącym "Pitfalls" majestatycznym "The Sky Is Red". To właśnie nad tą kompozycją muzycy pracowali przy asyście wiernych fanów, spotykając się z nimi za pośrednictwem Zooma przez kilka dni. Kwintesencją romantyzmu i czystego piękna jest natomiast "Castaway Angels", który pierwotnie powstał bez planów albumowych, ale ostatecznie pięknie wpasował się w atmosferę całości.

2021 to rok, w którym przypada dwudziestolecie działalności Leprous. Nowy album to piękne ukoronowanie zespołowej drogi i podsumowanie dotychczasowej kariery. To także podziękowanie muzyków za dwie dekady wsparcia i niezwykłą relację, którą udało im się stworzyć z fanami, którzy regularnie się z nimi kontaktują, inspirują do działania i odwdzięczają nie tylko za muzykę, lecz także między innymi za możliwość nauki gry na instrumentach bezpośrednio od swoich idoli. Piękniejszego prezentu wszyscy bywalcy leprousowego muzycznego świata po prostu nie mogli sobie wymarzyć.

86% 

 

Leprous odwiedzi w 2024 Stocznie Gdańską w ramach Mystic Festival. To jednak nie wszystko! Zespół wpadnie jeszcze do nas wiosną na dwa koncerty! Norweska grupa przyjedzie do Polski w marcu przyszłego roku i zagra 9 marca 2024 w Krakowie i dzień później...w Lublinie. Na koncerty zaprasza Knock Out Productions! 

Bilety: www.knockoutmusicstore.pl