Każdy fan muzyki ma taki zespół, który darzy szczególnym uczuciem, którego twórczość wywołuje radość niezależnie od sytuacji i dodaje sił w trudnych chwilach. Osobiście mam ich kilka, nawet kilkanaście i zdecydowanie jednym z nich jest Tides From Nebula. Kolejną niepowtarzalną i fantastyczną okazją do podziwiania muzyków na scenie był piątkowy koncert na gdańskim Fląder Festiwal, a dodatkowego uroku występowi dodała bliskość morza i wakacyjna, festiwalowa atmosfera.
Nie liczę już, którym koncertowym spotkaniem z Tides From Nebula było to na plaży w Brzeźnie. Z pewnością na przestrzeni lat było ich ponad dwadzieścia. Jak zawsze zgadzało się niemal wszystko - brzmienie, oprawa sceny, atmosfera. Prawie półtorej godziny koncertu minęło niemal niezauważalni. Było intensywnie, hipnotyzująco, bezbłędnie.
Mimo późnej pory (koncert rozpoczął się o 23) i dość niskiej jak na wakacje temperatury (poniżej 15 stopni) fani stawili się licznie pod sceną. Zespół był bardzo szczęśliwy, mogąc spotkać się ponownie z publicznością, a słuchacze bawili się fantastycznie, gorąco oklaskując muzyków, wiwatując i kołysząc się w rytm ulubionych dźwięków i dzieląc się z zespołem fantastyczną energią szczerze i naturalnie, bez potrzeby zachęcania do wspólnej zabawy ze strony zespołu.
Występ w Gdańsku był trzecim koncertem TFN po pandemicznej przerwie i w opinii muzyków najlepszym z dotychczasowych (wcześniej trio zagrało na Castle Party w Bolkowie i Poland Rock Festival). Był to także jeden z przygotowawczych koncertów do krótkiej końcowowakacyjnej headlinerskiej trasy, która rozpocznie się już 27 sierpnia w warszawskim Rejsie, po czym na liście odwiedzanych miast znajdą się kolejno Katowice i Poznań.
Ze względu na rekreacyjny i chwilami piknikowy charakter Fląder Festiwalu, tym razem będzie galeria wykonana wspólnie. Autorami poniższych zdjęć są Aleksandra Wojcińska i Tomasz Ossowski, którzy fotografowali na zmianę i była to dla nich czysta przyjemność.
