Czy da się jeszcze czymś zaskoczyć będąc na scenie od ponad dwóch dekad i wydając jedenasty album, gdy wypracowało się już własne brzmienie? Jasne, że tak, ale czy zawsze trzeba? Thrice już kalkulować nie muszą i wystarczy, że pozostaną sobą. Jedenasty album kalifornijskiego zespołu to porcja fajnej, przyjemnej gitarowej muzyki z naprawdę dobrym wokalem.
To właściwie album na każdy dzień, dowolną okazję. Rozpoczyna się od mocnego akcentu w postaci przebojowych "The Colours Of The Sky" i "Scavangers" z ostrymi, a jednocześnie melodyjnymi gitarowymi refrenami i chwytliwymi, wpadającymi w ucho zwrotkami. Dalej jest równie miło i przystępnie. Niektóre kompozycje w dalszej części albumu budzą skojarzenia z dokonaniami The Afghan Whigs i The Pineapple Thief, szczególnie w brzmieniu harmonii wokalnych i gitar.
Elektroniczny wstęp "Robot Soft Exorcism" wnosi trochę mroku do całości, by jednak w dalszej części powrócić do melancholijnego snucia się. Kulminacja balladowości zostaje osiągnięta w nieco sennym, rozmarzonym "Dandelion Wine", przełamanym pod koniec zgrzytliwością. Tego utworu nie powstydziłby się Greg Dulli. Świetnie ten album się kończy - nieco eksperymentalnym, hipnotycznym, dobiegającym jakby z zaświatów "Unitive/East".
Ten album jest różnobarwny i nieoczywisty, zupełnie jak jego okładka. Mieni się różnymi odcieniami i znaczeniami w zależności od nastroju, raz przypomina kwiat, innym razem gwiezdną eksplozję i kosmiczną czarną dziurę, zawsze jednak niesie uśmiech i pozytywne emocje. Podobno zespół podczas tej sesji nagrał 20 utworów, z czego na płytę trafiło 10. Ukazać ma się jeszcze jeden album, "Horizons/West". Czy tak będzie okaże się już niebawem. Ciekawe, czy kompozycje zawarte na części drugiej będą przeciwieństwem tych na pierwszej... Co tu dużo pisać, posłuchajcie tej płyty, jeśli tylko macie ochotę na dawkę dobrej rockowej muzyki.
82%
Posłuchaj płyty: Thrice - Horizons/East