Co się odwlecze, to nie uciecze (o ile nie zostanie odwołane ;) ) - to zdanie można z powodzeniem odnieść do wielu tegorocznych koncertów, które ze względu na pandemię miały kilkukrotnie zmieniane terminy. Tak właśnie było z minitrasą farerskiej wokalistki Eivor, która szczęśliwie w końcu doszła do skutku. Pierwszy przystanek miał miejsce w gdańskim kultowym klubie B90. Artystka zagrała porywający koncert, a jej występ poprzedził krótki set obiecującej polskiej wokalistki Luny.
Okres przedświąteczny i siarczysty mróz nie osłabiły zapałów publiczności, która zgromadziła się licznie przed klubem na kilkadziesiąt minut przed otwarciem bram, by posłuchać muzyki na żywo i cieszyć się spotkaniem z artystkami. Wieczór rozpoczęła młodziutka wokalistka L U N A, dla której występ przed idolką Eivor był wzruszającym wydarzeniem. Artystka tydzień temu wydała swój debiutancki album. Zaintrygowała mroczną, chwilami mistyczną aurą swojego występu, oryginalnym głosem, ciekawą ekspresją sceniczną i ogromną wrażliwością. Był to nowoczesny pop na światowym poziomie.
Niczego innego niż zachwytu nie można było spodziewać się po koncercie Eivor. Artystka od pierwszych minut "Manasegl" porwała publiczność nie tylko doskonałym, potężnym głosem, lecz przede wszystkim swoją charyzmą i naturalnością. Nie brakowało chwil wzruszenia, szczerych uśmiechów zarówno na scenie jak i wśród publiczności, okrzyków radości, wspólnego śpiewania, a także momentów humorystycznych. Okazało się, że na koncercie warto mieć ze sobą na scenie nie tylko zapasowe pałeczki, lecz także pilnik do paznokci, bo przy ekspresyjnej grze na gitarze wszystko może się zdarzyć. Na szczęście jedna z fanek stanęła na wysokości zadania i uratowała Eivor przed dyskomfortem.
Głos artystki brzmi najpełniej i najpiękniej, gdy śpiewa po farersku i bawi się barwą i intonacją, improwizując, jak w "Trollabundin", "Salt" czy "I Tokuni". Artystka wykonała też sporo kompozycji w języku angielskim, w tym doskonałe "This City", "Let It Come", "Sleep On It" czy emocjonalne "Truth". W setliście znalazło się miejsce przede wszystkim dla kompozycji z dwóch ostatnich studyjnych płyt artystki, "Slor" i "Segl". Na bis zabrzmiał zaś potężny, poruszający "Falling Free". Eivor śpiewała o miłości, wolności, byciu sobą i codziennych zmaganiach, czyli wszystkim tym, co w życiu ważne z pasją i niezwykłą szczerością, czym zaskarbiła sobie względy publiczności, która w zachwycie oklaskiwała ją i jej przesympatyczny zespół przy każdej możliwej okazji.
Półtoragodzinny występ minął błyskawicznie, pozostawiając w sercach fanów ciepło i pozytywną energię, pozwalając oderwać się choć na chwilę od napływających zewsząd niepokojących informacji i cieszyć się chwilą, być tu i teraz, niezależnie od okoliczności. Był to piękny prezent dla każdego wrażliwego odbiorcy i promyk słońca i nadziei w pochmurnym, smutnym czasie.
Miałam zaszczyt uchwycić te momenty na zdjęciach. Zapraszam do obejrzenia galerii :)