poniedziałek, 20 grudnia 2021

Jessica Moss - Phosphenes (19.11.2021)

Wyrafinowana, skomplikowana, dla wybranych - muzyka klasyczna bywa często uważana za przeciwieństwo tej rozrywkowej, powszechnie dostępnej, przez co budzi z jednej strony szacunek, z drugiej pewną niechęć. Zdecydowanie tak nie powinno być, bo dobra muzyka powinna bronić się tylko i wyłącznie jakością i emocjonalnością, bez podziałów na szuflady. Wśród klasycznych twórców jest wielu, którzy tworzą z pasji, szczerze przekazują to, co czują i tworzą pasjonujące muzyczne krajobrazy. Do nich z pewnością należy kanadyjska wiolonczelistka Jessica Moss, której czwarty album doskonale komponuje się z prószącym śniegiem i spowijającą krajobrazy bielą. 

"Phosphenes" to z jednej strony bardzo eteryczna i delikatna płyta, z drugiej zaś bardzo mroczna i tajemnicza. Jej fragmenty potrafią zrelaksować i ukoić, lecz także wywołać niepokój, a nawet zmrozić krew w żyłach. Porusza, wzrusza, zostaje w głowie i ma w sobie coś, co nie pozwala się od niej oderwać, podobnie jak od dzieł Raphaela Weinrotha-Browne'a czy Karoliny Rec, występującej jako Resina.

Słuchanie tej płyty jest doświadczeniem niemal mistycznym. Muzyka snuje się niespiesznie, otula, otacza, skłania do kontemplacji, skupienia, wyciszenia. Warto wniknąć w nią całkowicie, poddać się jej urokowi. Najlepiej brzmi po zmroku, gdy ucichną odgłosy codzienności. 

Tytuł płyty można odnieść bezpośredni do zjawiska optycznego, które charakteryzuje się postrzeganiem światła, gdy do oka nie dociera światło. Jest to zjawisko entoptyczne, co oznacza, że ​​jego źródło leży w samym oku lub samym układzie wzrokowym. Pięknie oddaje ono zawartość tej płyty, która powstała w domowym zaciszu, w czasie pandemicznej izolacji. To swoista próba oswojenia mroku i smutku towarzyszącego artystce po odwołaniu tras i wymuszonych zmianach funkcjonowania, niosąca nadzieję na to, że nie będzie tak źle, jak początkowo mogło się wydawać.

Nowy album Moss to kwintesencja stylu neoklasycznego, łącząca minimalizm środków wyrazu i maksimum emocji. Zbudowana na bazie akustycznych partii wiolonczeli zestawionych z przesterami i warstwami elektronicznymi tworzy dysonanse, którym nie sposób się nie poddać. Znajdziecie na niej trzyczęściową suitę "Contemplation" oraz trzy inne kompozycje ukazujące niezwykłą wrażliwość artystki.

W "Memorising and Forgetting" uwagę zwracają wokalizy i wprowadzająca w trans melodia, mająca właściwości kołysanki. To najpiękniejszy utwór na albumie. Natomiast struktura "Distortion Harbour" odnosi się do dokonań Moss w bardziej hałaśliwych projektach - współpracy z takimi artystami jak Big Brave, Godspeed You! Black Emperor czy Zu oraz Thee Silver Mt. Zion Memorial Orchestra.   W tej kompozycji oraz poprzedzającym ją "Let Down" słyszymy też gitarę basową Thierry'ego Amara, przyjaciela artystki z tego właśnie zespołu.

Nowy album Jessiki Moss to dzieło wymagające, eksperymentalne, lecz równocześnie niesamowicie piękne i poruszające. Warto po nie sięgnąć niezależnie od preferowanej na co dzień muzyki. 

88% 

Posłuchaj płyty: Jessica Moss - Phosphenes