Trudno zliczyć jego wszystkie muzyczne aktywności. Wydał w 2021 roku sześć albumów, oprócz tego jest inżynierem dźwięku, współpracuje z zespołami podczas tras koncertowych, w wolnych chwilach czyta, słucha muzyki i maluje obrazy - Michał 'Neithan' Kiełbasa to bardzo zdolny i płodny artysta, a zarazem fantastyczny rozmówca. Multiinstrumentalista, znany najbardziej z projektu Whalesong opowiedział mi pokrótce nie tylko o swoich wydawnictwach i miłości do różnych oblicz mrocznej muzyki, lecz także swoich pasjach, dekompozycji i ewolucji utworów, podróżach i życiu w trasie.
Zaparzcie kawkę/herbatkę i usiądźcie wygodnie, to będzie długa podróż przez mroczne zakamarki, meandry podświadomości i tajniki pracy artystycznej.
fot. Michał Borek |
Między Uchem A Mózgiem: Jesteś bardzo aktywnym twórcą, co jest godne podziwu. Wydałeś w 2021 roku aż sześć albumów! Wśród nich świetny blackmetalowy „Downfall” grupy Useless, intrygującą mroczną elektronikę jako Nothing Has Changed, zgrzytliwe eksperymenty jako Lugola, nowe wersje kompozycji Whalesong plus nową EPkę zespołu, której mogliśmy posłuchać na Soundrive Festival i neofolkowy, melancholijny album projektu Grave of Love. Gratuluję z całego serca! To niesamowite! Opowiesz o nich trochę? Który z nich jest dla Ciebie kluczowy? Będziesz je wszystkie kontynuował?
Michał 'Neithan' Kiełbasa: Dziękuję bardzo za dobre słowa! Kluczowym zespołem jest zdecydowanie Whalesong z którym działam od 2009 i najbardziej się w nim spełniam muzycznie. Gatunkowo czerpiemy ze wszystkiego – czy to no wave, industrial, post-punk, drone, metal, noise, jazz czy minimal i ambient. Ciekawym elementem jest, że na żywo od lat gramy utwory z dopiero nagrywanych wydawnictw lub kompletnie zdeformowane stare kompozycje – nieprzypominające za bardzo ich pierwotnych wersji. Od 2 lat pracuję nad naszym trzecim pełnym albumem (niektóre utwory z niego gramy na żywo od 2017). Powoli widać koniec, ogółem jest to bardzo dynamiczny i zróżnicowany materiał. Wspomniana przez Ciebie EP ‘Helpless’ to blisko 50 minutowy materiał (nasze pełne płyty obecnie krążą w okolicy 105 minut) z utworami, które powstały świeżo po nagraniach ‘Radiance of a Thousand Suns’ – zatem na przełomie lat 2018-2021.
Mała poprawka – nie graliśmy ich na żywo, na Soundrive wystąpiliśmy z premierowymi 4 utworami – 3 z jeszcze kolejnej płyty – czwartej – która pewnie ukaże się za 2-3 lata, i 1 z utworem z wspomnianego trzeciego, który docelowo powinien ukazać się w przyszłym roku. Przygotowanie albumu z Whalesong zajmuje mi średnio 3-4 lata, więc w tym przypadku na finiszu rejestracji trzeciej płyty udało mi się przez ostatni rok skomponować już kolejne – na album czwarty. Perkusję na ten materiał zarejestrowaliśmy dosłownie 3 dni temu. Drugim jeszcze wydawnictwem z 2021 poza wspomnianą EP była druga w naszej historii płyta z remixami – ‘Radiant Suns Deformed’. Zaprosiłem kilku znajomych i muzyków, których cenię, do przetworzenia i zdekonstruowania naszych utworów. Tym razem byli to m.in. Rites of Fall, Nightrun87, Aidan Baker, Paranoia Inducta czy Herr Lounge Corps. Zarazem to już raczej ostatni raz, gdy robimy taki materiał. Warto dodać, iż po raz pierwszy wykorzystałem na potrzeby oprawy graficznej własne obrazy olejne.
Rozwijając temat pozostałych projektów i zespołów – w listopadzie ukazał się pierwszy pełny album Grave of Love – ‘All Those Tears Ago’ wydany przez niemieckie Only the Sun Knows. Jest to ogółem mieszanka neofolku, rocka gotyckiego i industrialu. Bardzo liryczna i melancholijna muzyka, działam pod tym szyldem od 2017, na przestrzeni lat wydałem 2 epki, wystąpiłem na Castle Party, a także kilkakrotnie jako support przed ROME. Muzycznie są to rejony Death in June, Sol Invictus, Of the Wand & the Moon czy Current 93. Bazą jest gitara akustyczna, jednak dookoła nabudowuję dość sporo warstw.
Lugola – mój najstarszy solowy projekt to rejony noise/power electronics/death industrial. Przez kilka lat eksperymentowałem tu z dark ambientem, jednak nie mam obecnie już nic do powiedzenia w tej stylistyce, w związku z czym postanowiłem wrócić do korzeni – stąd zeszłoroczny album ‘You Are Not Special’ będący czystym PE/noise. Zdecydowanie jest to jedna z najbardziej ekstremalnych rzeczy jakie nagrałem w życiu. Przyjęcie jest bardzo dobre, przygotowujemy z wytwórnią powoli reedycję z delikatnie zmodyfikowaną szatą graficzną i bonus trackiem, jako że cały nakład u wytwórni zszedł w pół roku co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło. Obecnie ostatnie egzemplarze są dostępne u mnie plus kilku dystrybutorów.
Kolejny projekt - Nothing Has Changed - wyewoluował poniekąd z Whalesong i był początkowo rozwinięciem naszej stylistyki z pierwszych wydawnictw – automat perkusyjny, bas, atonalna gitara i minimalistyczne partie wokalne. Jednak z czasem popchnąłem NHC w kierunku już w pełni elektronicznym (illbient, dub) co słychać na drugiej płycie zatytułowanej ‘Hissing Guilt’. Powoli zacząłem prace nad kolejną płytą, która na pewno będzie rozwinięciem ‘Hissing Guilt’.
Został jeszcze Useless – dołączyłem do tego zespołu w okolicy 2018 roku, a niecałe półtora roku temu zostałem głównym kompozytorem – stąd najnowszy album ‘Downfall’ to pierwsza płyta napisana przeze mnie. Jestem bardzo zadowolony z efektu finalnego, myślę że udało nam się popchnąć formułę tej grupy do przodu przy zachowaniu dotychczasowego stylu. Ogółem wszystkie wspomniane nazwy będą dalej kontynuowane i działają niezależnie od siebie – każda w swoim tempie.
Michał: Tak, działam z tym szyldem od 2009, a w 2021 minęło 10 lat od premiery pierwszego wydawnictwa, czyli epki ‘Filth’. Ogółem podstawą w tym zespole jest dla mnie brak ograniczeń i ciągłe zmiany (co z resztą łączy się z nazwą). Ciężko nas zaszufladkować - ma to swoje plusy i minusy. Jeśli chodzi o przeformatowywanie utworów – nie lubię stać w miejscu, dzięki zmianom te utwory zyskują w jakiś sposób nowy życie, ewoluują tak jak i my. Dzięki temu nie jestem nimi też znudzony. Spory wpływ na moje podejście do kompozycji na pewno miał zespół Swans, który kilkanaście lat temu totalnie przewartościował moje spojrzenie na muzykę. Zarazem mamy większą frajdę pół-improwizując te utwory – jako, że nie mają one otwartych ram, zmieniają się każdego wieczora, a przejście do kolejnego motywu sygnalizuję pozostałym muzykom – jednego dnia utwór może trwać 5 minut, innego 15. Wszystko jest uzależnione od danej chwili, muzyka poniekąd żyje i sama nas prowadzi. Ogółem szukam w muzyce tego momentu zatracenia gdzie to dźwięk przejmuje pełną kontrolę i może nas wręcz ‘rozerwać’ na strzępy.
MUAM: Jak powstają Twoje utwory? Czy jest to praca zespołowa, czy indywidualna, czy to wszystko zależy od projektu?
Michał: Jeśli chodzi o Whalesong – wszystko powstaje w głowie, mam pomysły na określone utwory, zapisuję sobie na kartkach strukturę utworu, aranż, instrumentarium i potem szukam na instrumentach dźwięków, które będą się pokrywały z barwami i emocjami, które mam w głowie. Następnie podczas spotkania z pozostałymi muzykami mówię im co mniej więcej bym chciał, by grali i improwizujemy. Mam przyjemność grać z ludźmi, którzy są w stanie wymyślić naprawdę rewelacyjne partie i nieraz mnie zaskakują swoimi pomysłami – rozwijają w nieprzewidzianych kierunkach moje pierwotne idee. Ogółem perkusja na trzeci i czwarty album była w pełni improwizowana (za wyjątkiem utworów, które zdarzyło nam się grywać na żywo – tam już baza była zapisana w pamięci i mięśniach). Muzyka jest dzięki temu bardzo dynamiczna, organiczna i żywa. Ogółem grywając z innymi ludźmi stawiam na improwizację i zapis chwili.
Co do Grave of Love – utwory powstają pierw na gitarze akustycznej, a w przypadku ‘All Those Tears Ago’ zagraliśmy kilka prób gdzie wspólnie z perkusistą aranżowaliśmy poszczególne utwory. Podobnie było z Useless – graliśmy kilka prób w celu zaaranżowania kompozycji. NHC, Lifeless Gaze i Harmony of Struggle to już powolne budowanie kompozycji tygodniami/miesiącami, dokładanie kolejnych warstw i motywów. Wyjątkiem jest Lugola gdzie rejestruję na żywo pół-improwizowane utwory – idealnie się to sprawdza w tym przypadku.
fot: Bertrand Robion |
Neithan: szukam w muzyce tego momentu zatracenia gdzie to dźwięk przejmuje pełną kontrolę i może nas wręcz ‘rozerwać’ na strzępy.
MUAM: Twoja twórczość wywołuje emocje, co więcej dopasowuje się do nastroju odbiorcy danego dnia – jednego dnia potrafi wprowadzić w trans i zahipnotyzować, sprawiając, że człowiek przenosi się w inny wymiar, innego wyrwać z butów, zachwycić energią, czasem też rozdrażnić. To niesamowite. Dbasz o to, by odbiorca Twojej sztuki się nie nudził 😊 Skąd np. pomysł na niemal 25 minutowy, totalnie eksperymentalny „Corrosion” na finał EPki „Helpless”?
Michał: Najważniejsze jest, by muzyka wywoływała emocje, nie ma chyba nic gorszego niż brak reakcji u odbiorcy. Jeśli chodzi o ‘Corrosion’ – od dawna chciałem nagrać z Whalesong jakiś maksymalnie industrialny minimalistyczny utwór – a ‘Helpless’ było idealną możliwością by ten plan zrealizować: strona A kasety to spore zróżnicowanie – transowy utwór tytułowy, zahaczający wręcz o country akustyczny ‘Song from a Dead Man’, czy pozostałe 3 kompozycje czerpiące z no wave i post-punku. Strona B to ‘Corrosion’ - przeciwieństwo tych wspomnianych utworów, nagrany przy użyciu głosu, syntezatora Lyra8, różnych ambientowych tekstur i moich nagrań terenowych - field recordings.
MUAM: Wszystkie Twoje zespoły, choć z założenia nawiązują do różnych stylistyk – eksplorujesz metal, noise, brzmienia ekstremalne, elektronikę, neofolk, mają wspólny mianownik – jest w nich mrok, transowość i ogrom niepokoju. Te aspekty w muzyce są bardzo inspirujące, sama je intensywnie zgłębiam, odkrywając co rusz nowe, ciekawe brzmienia. Co Cię ciągnie w tę mroczną stronę?
Michał: Jestem chyba po prostu smutnym i melancholijnym człowiekiem ze stanami lękowo-depresyjnymi (śmiech). Można powiedzieć, że tworząc muzykę wylewam siebie. Zarazem lwia część rzeczy, których słucham też jest taka. Jako słuchacz szukam rzeczy, które sprawią, że coś poczuję. Wesoła muzyka raczej nie przynosi mi jakichkolwiek emocji.
MUAM: Moim zdaniem tak naprawdę jesteś bardzo pogodnym, ciepłym człowiekiem. 😊 A myślałeś o tym, by nagrać kiedyś coś wesołego? Jak by to mogło brzmieć?
Michał: Nie potrafię robić muzyki wesołej, jest to dla mnie maksymalnie nienaturalne. Musiałbym to robić totalnie wbrew sobie, więc abstrahując, że efekt finalny byłby z tego powodu miałki i zarazem wymuszony, nieszczery.
fot. Michał Borek |
MUAM: Rozumiem to, bo sama nie potrafię się do wesołej muzyki przekonać. Bardzo dbasz o wizualną stronę swoich wydawnictw. Urzekła mnie kasetowa forma „Radiance of a Thousand Suns” Whalesong i wydanie albumu Grave Of Love z ususzonymi roślinami. Własnoręcznie je zbierałeś i pakowałeś? Ten projekt przypomina mi trochę dokonania Grifta 😊.
Michał: Kasetowa wersja ‘Radiance of a Thousand Suns’ ukazała się nakładem Three Moons Records. Współpracowaliśmy razem już przy ‘Disorder’, ‘Helpless’ oraz debiucie Endless Movement. TMR ma naprawdę genialne wydania, bardzo się cieszę, że udało nam się działać razem tyle razy.
Michał: Inspiruje mnie wszystko. Od własnych doświadczeń po muzykę, koncerty, obrazy, sztukę, kino, książki – wszystko ma wpływ. Pomysły przychodzą do głowy, podstawą jest, by je zapisać/nagrać i ich nie zapomnieć. Są oczywiście momenty, gdy brakuje weny – muzyka stoi w miejscu, wtedy jednak mogą pojawić się w głowie jakieś koncepcje / zalążki tekstów. Nieraz pomysły pojawiają się dzięki wszelakim filmom czy książkom, które pochłaniam hurtowo.
MUAM: A kiedy zacząłeś tworzyć muzykę? Co Cię zmotywowało? Był taki przełomowy moment w życiu? Autorytet, jakaś płyta?
Michał: Tworzyć zacząłem mając 16 lat, zdobyłem wtedy pierwszą gitarę elektryczną, założyłem pierwszy zespół i zaczęliśmy grać próby. Od kilku lat grałem już na gitarze akustycznej, na której uczyłem się utworów Mayhem, Death, Beherit i innych klasyków. Nie było raczej jednego autorytetu, bardziej rzekłbym iż było ich wiele – poznawałem nowe zespoły, które w jakiś sposób kierowywały mnie, by iść w nowych kierunkach. Z czasem na pewno największy wpływ mieli na mnie m.in. David Bowie, Allan Holdsworth, Fredrik Thordendal, Scott Walker, Michael Gira, Douglas Pearce, Boyd Rice czy Justin Broadrick.
MUAM: Jesteś też osobą, która dużo podróżuje. Wiem, że poza komponowaniem autorskiego materiału, jesteś też inżynierem dźwięku i współpracujesz z zespołami, jeździsz z nimi w trasy jako techniczny. Wiem, że podróżujesz z Mgłą, Mayhem, Decapitated. Z kimś jeszcze? Opowiedz proszę trochę o tej pracy 😊
Michał: Tak. Nagrywam płyty w Antisound Studio, a także zdarza mi się nagłaśniać zespoły na koncertach. Jako guitar tech jeżdżę z Mgłą i Mayhem od 2019, a z Decapitated od 2013. Zdarzyło mi się też współpracować z Vader i Marduk. Bardzo lubię tę pracę, już pomijając, że wychowałem się na tych zespołach i miały na mnie ogromny wpływ, to po prostu lubię jeździć. Jest to bardzo fajna praca, trochę świata udało mi się dzięki temu zobaczyć. Od dzieciaka chciałem jeździć na trasy, bardzo się cieszę, że się to udało.
Neithan: najważniejsze jest, by muzyka wywoływała emocje, nie ma chyba nic gorszego niż brak reakcji u odbiorcy.
MUAM: Jak praca przy koncertach przekłada się na Twoje własne pomysły muzyczne?
Michał: Widzę jak ludzie reagują na określone motywy, więc gdzieś tam na pewno to siedzi mi w głowie w trakcie aranżowania. Poza tym słuchając dzień w dzień w kółko danych grup siłą rzeczy nieświadomie odbija się to potem na riffach i muzyce, jest się tym przesiąkniętym i poniekąd wdrukowuje się to gdzieś tam w głowę mniej lub bardziej.
MUAM: A masz taką nieprawdopodobną, najdziwniejszą anegdotkę z trasy?
Michał: Tak ich dużo, że niestety nie jestem w stanie sobie nic przypomnieć w tej chwili!
MUAM: Spełniłeś jakieś swoje muzyczne marzenia? Np. miałeś okazję wziąć udział w koncercie/festiwalu, o którym zawsze marzyłeś?
Michał: Część tak, jednak wiele z nich wciąż przede mną. Na pewno chciałbym kiedyś wystąpić z Whalesong na Roadburn. Zobaczymy czy się to uda. Ze spełnionych: współpraca przy ‘Radiance of a Thousand Suns’ z Thorem Harrisem ze Swans/The Angels of Light/Wrekmeister Harmonies.
MUAM: Oprócz tych wszystkich imponujących aktywności słuchasz też muzyki w wolnym czasie. Widziałam Twoją listę ulubionych albumów z 2021 roku, o których wspomniałeś w swoich mediach społecznościowych. A który z nich był takim najważniejszym dla Ciebie, który zostanie z Tobą na długo? Wiem, to trudne pytanie 😊
Michał: Zdecydowanie Clandestine Blaze – Secrets of Laceration, rewelacyjny album. Bardzo często też wracam do płyty Dold Vorde Ens Navn – Morkere gdzie udzielają się muzycy związani z m.in. DHG, Ved Buens Ende, Virus czy Ulver.
MUAM: Mogłabym zadać Ci jeszcze wiele pytań, ale na dziś chyba tyle. Na koniec mam jeszcze jedno… może masz do mnie jakieś pytanie 😊
Michał: Skąd bierzesz takie fajne pytania? (śmiech) Dzięki wielkie za poświęcony czas.
MUAM: Dzięki za dobre pytanie! Właściwie trudno jednoznacznie na nie odpowiedzieć, bo pomysły na poszczególne wywiady przychodzą spontanicznie. Pytania oczywiście wynikają z emocji, które towarzyszą słuchaniu muzyki, niekiedy zdarza się też tak, że mam dzięki temu wreszcie okazję zapytać muzyków o coś, o czym chciałam od dawna z nimi porozmawiać, ale nie było okazji. Staram się też pytać po prostu o to, co sama uważam za ciekawe. Zawsze wychodzę z założenia, że coś musi mnie najpierw zainteresować, by w ogóle miało szansę zaciekawić potencjalnego czytelnika.
MUZYKĘ MICHAŁA ZNAJDZIECIE NA PORTALU BANDCAMP:
Whalesong: https://whalesong.bandcamp.com
Grave of Love: https://graveoflove.bandcamp.com
Lugola: https://lugola.bandcamp.com
Nothing Has Changed: https://nothinghaschanged.bandcamp.com
Useless: https://uselessblackmetal.bandcamp.com
Lifeless Gaze: https://lifelessgaze.bandcamp.com/