Polscy fani muzyki niezależnej kochają post-rock i instrumentalne gitarowe pejzaże - taki wniosek można było wysnuć w niedzielny wieczór podczas koncertów, które odbyły się w warszawskim klubie Niebo. W wypełnionej niemal po brzegi sali zagrali obchodzący dwudziestolecie wydania debiutu Irlandczycy z God Is An Astronaut, a ich występ poprzedził koncert szwedzkiego tria Barrens.
Choć przez wielu uważany jest za dość hermetyczny gatunek, post-rock ma w sobie siłę przyciągania i szczególny klimat, który daje o sobie znać szczególnie podczas koncertów. Otula mrokiem, a jednocześnie pozwala marzyć, odpłynąć myślami w nicość, zapomnieć o problemach, oderwać się. W świetnie nagłośnionej sali klubu Niebo ta muzyka zabrzmiała bardzo dobrze i bardzo przestrzennie.
Bardziej energetyczną, sięgającą do metalu odmianę tej muzyki prezentuje szwedzkie trio Barrens, które wydało w 2020 roku debiutancki album "Pneumbra", który ukazał się nakładem Pelagic Records. Panowie zagrali bardzo intensywny set, który napełnił publiczność energią. Gitarzysta Johan G. Winther, znany także z solowej działalności solowej oraz zespołu Blessings (wywiad), skakał po scenie. Jego przyjaciele z zespołu - basista Kenneth Jansson i perkusista Markku Hildén dali się także ponieść emocjom. Skromni i przesympatyczni przekonali publiczność szczerością i z utworu na utwór byli coraz bardziej oklaskiwani. Zachwycili też jakością, zagrali tak, jakby to oni byli gwiazdami wieczoru, dając z siebie maksimum. Takie występy zapadają w pamięć.
God Is An Astronaut to ekipa znana i ceniona od lat, mająca w naszym kraju pokaźne grono fanów. Powracają do Polski regularnie i zawsze witani są z otwartymi ramionami i ciepłem. Z powodu pandemii od ostatniej wizyty minęły cztery lata, a zapowiadane koncerty w Poznaniu i Warszawie zostały odłożone na lepszy czas. Ten na szczęście nadszedł, a stęsknieni fani mogli cieszyć się w końcu ulubioną muzyką na żywo.
Tym razem okazja do odwiedzin była szczególna, taka też była koncertowa setlista. 20-lecie obchodzi w tym roku debiutancka płyta "The Beginning Of An End", z której zabrzmiało kilka utworów, podobnie jak z ukochanej przez fanów, absolutnie ponadczasowej "All Is Violent, All Is Bright". Nie zabrakło też miejsca na nowe kompozycje z "Ghost Tapes 10", w tym potężny "Burial". W sumie półtorej godziny muzyki przestrzennej i rozmarzonej, której słuchało się z prawdziwą przyjemnością.
Atmosfera jak zwykle na koncertach GIAA była bardzo dobra, tym bardziej, że do zespołu powrócił klawiszowiec i gitarzysta Jamie Dean, który uśmiechał się od ucha do ucha od początku koncertu. Uśmiechali się też bracia Kinsella, czując potężne wsparcie ze strony zachwyconej publiczności. Muzyków szczególnie rozczuliła obecność w pierwszym rzędzie kilkuletniego chłopca, któremu zadedykowali kompozycję "Suicide By Star".
Był to piękny, bardzo ciepły i pogodny wieczór, tak bardzo potrzebny w tych niełatwych czasach. Zapraszam do obejrzenia galerii.
BARRENS
GOD IS AN ASTRONAUT