Nowe czasy, nowe realia, nowa rzeczywistość... jaka jest? jaka będzie? co nas czeka? Tego oczywiście nie da się dowiedzieć ot tak, można jedynie mieć nadzieję, że nie będzie tak źle, a czasami może nawet i całkiem dobrze. Bardzo dobrze zaczęło się dziać w obozie Cave In, którzy podnieśli się po tragicznej śmierci swojego przyjaciela i wokalisty zespołu Caleba Scofielda i otworzyli nowy rozdział pełen świetnych melodii i czarnego humoru, nie pozbawiony jednak metalowej mocy. "Heavy Pendulum" to nowe otwarcie, które stawia poprzeczkę bardzo wysoko.
Gdy bezchmurne niebo za oknem motywuje do niczego innego niż leżenia plackiem, a słońce bezlitośnie oślepia swoim blaskiem, do głowy przychodzi lekka, przyjemna muzyka i trudno myśleć o czymś mrocznym, ciemnym i ciężkim. Co jednak stanie się, gdy połączy się tę lekkość, radość i ciepło z dozą czarnego humoru, do mroku i ciężaru doda melodie, a przesłanie skryje się pod dawką przewrotnych, czasem sarkastycznych tekstów? Efektem takiego działania jest świetny album, którego słucha się dobrze niezależnie od pogody, pory dnia i pory roku i taki właśnie jest "Heavy Pendulum". To w pełni dopracowane, kompletne dzieło, które poraża mocą i urzeka melodyjnością. W bardzo pomysłowy sposób łączy metal z inspiracjami grungem i ciężar z melancholią. Jest doskonale wyważone, dzięki czemu słucha się go jednym tchem, z ogromną przyjemnością. To materiał, który się nie nudzi, który otwiera odbiorcy głowę na nowe doznania i który w żaden sposób nie męczy, mimo że jego długość znacznie przekracza współczesne standardy. Siedemdziesiąt minut to czas, który wypełniłby dwie a w niektórych przypadkach i trzy płyty.
Cave In czuli się w studiu świetnie, nagrywając ten materiał, co podkreślili w wywiadzie, którego udzielili mi niedawno. W końcu byli razem, tworzyli, wymieniali się pomysłami, a kreatywna energia kipiała. To słychać na tym albumie, dopracowanym do perfekcji, a jednocześnie bardzo świeżym. Słychać też, że jest to pomost pomiędzy dorobkiem zespołu, który zbudował razem z Calebem, a dalszymi krokami. Znajdziecie tu np. utwór "Amaranthine", którego tytuł i tekst został zaczerpnięty z udostępnionego przez żonę zeszytu Caleba. Odniesień do przeszłości jest więcej, czy to w kontekście osobistym każdego z członków zespołu, czy też jako Cave In. Jeśli słyszycie tu echa dawnych teledysków z MTV i utworów Pearl Jam, to nie jesteście w błędzie.
Każda z piosenek jest pięknie dopieszczona i w każdej z nich wyraźnie wyczuwalny jest wkład całego zespołu. W roli wokalisty świetnie poradził sobie Stephen Brodsky, wyśmienicie wypada też siarczysty i soczysty bas Nate'a Newtona, który wniósł do zespołu świeżość. Ciekawie prezentuje się "Reckoning", w którym rolę wokalisty przejmuje gitarzysta Adam McGrath, najdłuższy na płycie, poruszający "Wavering Angel", potężny, siarczysty "Blood Spiller", przewrotny "New Reality", rozpędzony "Floating Skulls", nostalgiczny "Blinded By A Blaze". Każdy z fragmentów ma coś w sobie i jest ważną częścią opowieści.
Tu nie ma wypełniaczy, zapychaczy i utworów dodanych, by dopełnić album. To spójna opowieść zespołu, który odnalazł się na nowo i wykorzystał maksimum swojego potencjału, by stworzyć album ciekawy, wykraczający poza gatunkowe ramy i trafiający w serce i różne gusta. To płyta, która ma także ogromny koncertowy potencjał. Mam nadzieję, że nadarzy się okazja, by posłuchać jej na żywo.
91%
Posłuchaj płyty: Cave In - Heavy Pendulum