Jest taki festiwal w holenderskim Tilburgu, podczas którego spotykają się miłośnicy mroku, ostrych riffów, atmosferyczności i wykopu. Festiwal, który jednoczy fanów post metalu, black metalu, mrocznej elektroniki, eksperymentów i wszelkich nisz i muzycznych zakamarków pomiędzy tymi gatunkami. Spotykają się tu artyści, by stworzyć specjalne, unikalne projekty, by zagrać razem wyjątkowe koncerty, by spędzić ze sobą czas, poznać się, wzajemnie zainspirować. Odbywa się co roku w kwietniu i nazywa się Roadburn. Czemu o nim znów wspominam, skoro pisałam już o tym wydarzeniu kilkukrotnie? Jest ku temu wyjątkowa okazja - kilka dni temu ukazała się płyta, która jest efektem takiego spotkania i współpracy. To debiut projektu Final Light, który powołali do życia James Kent bliżej znany jako Perturbator oraz Johannes Persson - wokalista i lider formacji Cult Of Luna. Jaki jest?
Dokładnie taki, jak można było się spodziewać - wciągający klimatem, niepokojący, oscylujący na pograniczu stylów obu panów i przenikający je na wskroś. Zawieszony gdzieś pomiędzy mroczną elektroniką i post-metalowym malowaniem pięknie wypełnia przestrzeń, otula, zaprasza w podróż ku mrocznym zakamarkom, ku tajemnicy. Spodoba się fanom zarówno dokonań Perturbatora jak i miłośnikom ostatnich dokonań Cult Of Luny - tych bardziej pejzażowych, skierowanych ku klimatowi niż tworzeniu ściany dźwięku.
Współpraca udała się znakomicie, to pewne. Growl Johannesa mrozi krew w żyłach i wyrywa z letargu, ze stanu nieważkości, który powoduje muzyka, czego można doświadczyć już od początku, w intrze do "Nothing Will Bear Your Name". Dalej jest równie wielobarwnie - muzyka płynie, ciężar równoważy atmosfera. Mroczne, mechaniczne dźwięki Perturbatora korespondują pięknie ze stylem Cult Of Luny.
Pomysł współpracy narodził się w 2020 roku, ale jak wiadomo, festiwal wtedy się nie odbył. Kent poproszony o wybór współpracowników do projektu przez festiwalowych kuratorów, od razu pomyślał o Cult Of Lunie. Persson przystał na pomysł, będąc fanem Perturbatora od długiego czasu. Tak dobrze się panom rozmawiało, że właściwie od razu pomyśleli o pracy nad albumem, wiedząc, że szkoda byłoby nie wykorzystać tej kreatywnej energii, która się między nimi zrodziła i nie zachować jej na zawsze. Wspólny koncert to wyjątkowa chwila i piękna sprawa, ale to album zostaje na zawsze. Tak też zrobili - wydali ten materiał jako Final Light, dopracowali go do perfekcji, by brzmiał możliwie najpełniej.
Czy ta płyta zaskakuje? Jeśli weźmie się pod uwagę umiejętności i pomysły obu panów, to bez problemu znajdzie się wspólną przestrzeń. Nie ma tu przełomu i totalnej zmiany, jest za to świetna muzyka, którą z pewnością przytuli wielu fanów post metalu. To twórczość, która idealnie wpisuje się w klimat festiwalu Roadburn, ale też świetnie oddaje to, co w post-metalowych płytach najlepsze - głębię, bezkresną, mroczną otchłań, przestrzenność brzmienia, wielowarstwowość i atmosferę.
Final Light to porcja rewelacyjnej muzyki. Klawiszowe eksperymenty Perturbatora budują klimat, który pochłania bez
reszty, wciąga totalnie i nie pozwala się oderwać. Gitarowe warstwy
dopełniają tę przestrzeń i nasycają. Jeśli na to czekaliście, to
zdecydowanie się nie zawiedziecie. Jeśli natomiast spodziewaliście się
projektu, który będzie stylistyczną odskocznią od tego, czym panowie
zajmują się na co dzień, to takich niespodzianek raczej tu nie
znajdziecie.
84%
Posłuchaj płyty: Final Light - Final Light