wtorek, 14 czerwca 2022

TEMPELHOF SOUNDS 2022 - DAY 1 (Florence + The Machine, The Libertines, Molchat Doma) Berlin, Tempelhof 10.06.2022 [GALERIA ZDJĘĆ]

Prawie trzydzieści kresek na termometrze, palące słońce, niemal bezchmurne niebo i świetna, lekka, przyjemna i relaksująca muzyka z głośników. Szeroka oferta gastronomiczna, zadbane, wykonane z najwyższą starannością zaplecze sanitarne, dostępna dla wszystkich darmowa woda pitna w takiej ilości, że o braki trudno, pomocna ekipa techniczna, brak opóźnień, przemiła obsługa, ciepli, otwarci, szczęśliwi ludzie i rewelacyjna atmosfera na koncertach odbywających się na zmianę na usytuowanych w odległości kilku minut od siebie scenach - tak pod kątem organizacyjnym z perspektywy uczestnika wyglądał Tempelhof Sounds, który odbył się w dniach 10-12 czerwca br na berlińskim Tempelhof Feld. Choć pierwszego dnia festiwalu niekwestionowaną gwiazdą była Florence Welch i jej The Machine, ciekawie zaprezentowało się też kilka innych zespołów. Kto grał? Jak było? Sprawdźcie poniżej.

 


 

 

Gdy zaczynałam swoją przygodę z koncertami, moim muzycznym celem był gdyński Open'er Festival, zapraszający wówczas popularne alternatywno-rockowe zespoły, głównie z Wielkiej Brytanii, na czele z Muse, Placebo, Editors, Arctic Monkeys i Franz Ferdinand. Przez lata poszerzył się nie tylko mój gust muzyczny, ale i oferta wspomnianego festiwalu, wraz z powiększeniem zakresu odbiorców skręcając w niebezpiecznym kierunku komercyjnego plastikowego popu i hip hopu. Wyjeżdżając na Tempelhof Sounds wiedziałam, że to trzydniowe święto muzyki alternatywnej będzie z pewnością nostalgiczną podróżą do czasów, gdy odrabiałam lekcje słuchając piosenek wspomnianych wyżej zespołów i byłam tuż po maturze, gdy ukazywała się debiutancka płyta Florence + The Machine. Tych czasów, gdy Open'er stawał się na początku lipca moim muzycznym domem, sposobem na ucieczkę z szarego kraju i małomiejskiej rzeczywistości do świata, w którym jest pięknie, ludzie są szczęśliwi i żyją chwilą, mając przed sobą obiecującą przyszłość. Wtedy nie śmiałam nawet marzyć, że kiedykolwiek zobaczę tyle gwiazd w jednym miejscu, a co dopiero sfotografuję wydarzenia toczące się na festiwalu... 

Uciekłam od polskiej szarości, zawiści, lansu i rywalizacji na kilka dni, by boleśnie przekonać się, jak daleko nam jeszcze do Europy, nawet mimo tych wszystkich zmian, które już zaszły. Doświadczyłam tego, jak można być uprzejmym, pomocnym, uśmiechniętym, jak chętnie można rozmawiać, odkładając telefon i korzystając z niego tylko gdy zajdzie potrzeba, jak można spędzać razem czas, wymieniać doświadczeniami i poglądami, a nie pindrzyć się do kolejnego selfie, wreszcie jak można bawić się na koncercie, nie nagrywając go w całości telefonem trzymanym w górze, który zasłania innym i zostawiając rejestrację obrazu i dźwięku profesjonalistom. Okazało się też, że aby koncert dobrze brzmiał, nie musi być stale podgłaśniany, by wszystko dudniło, a bas wywracał wnętrzności, że można rozplanować sceny tak, by zapewnić uczestnikom komfort słuchania, a jednocześnie nie zmuszać ich do kilkukilometrowych wędrówek między koncertami, że toaleta na festiwalu może być czysta, że jedzenie oferowane w punktach gastronomicznych nie musi być celowo przedrożone i może być świeże, pachnące, zdrowe i smaczne, dzięki czemu uczestnik ma możliwość odżywiać się zgodnie z własną dietą, że można nie upijać się na umór, lecz zachować szczególnie przy upałach zdrowy rozsądek, wreszcie, że można ludziom ufać, bo nie są do ciebie wrogo nastawieni. W takich okolicznościach praca na fotograficznej fosie była prawdziwą przyjemnością i gdyby nie temperatura i palące słońce, byłaby wymarzonym odpoczynkiem (tak była przede wszystkim bardzo dobrym treningiem na wytrzymałość). 

A muzycznie? Indie rock każdy wie jaki jest - dość hermetyczny i stosunkowo prosty w muzycznej konstrukcji, a jednocześnie niezobowiązujący. Takie właśnie były koncerty sympatycznych panów z Balthazar, uroczych, przebojowych dziewczyn z My Ugly Clementine i znanych Brytyjczyków z Two Door Cinema Club. Wpisały się ładnie w letni festiwalowy krajobraz i stanowiły preludium dla wydarzeń bardziej różnorodnych stylistycznie. Potańczyć i pobujać się można było na koncercie francuskiego L'Imperatice, trochę poskakać przy surowych dźwiękach Together Pangea, ale też wrażenie gigantycznego te występy nie zrobiły. Ogłuszającą owacją przywitani zostali The Libertines, których rockowe hity rozruszały publiczność i rozgrzały do czerwoności. "Don't Look Back Into The Sun" i "Can't Stand Me" śpiewane przez tłum robiły naprawdę duże wrażenie. Bardzo nietypowy był zaś występ Sleaford Mods, zbudowany z melorecytowanych niby od niechcenia przewrotnych tekstów i klubowych podkładów. O godzinie 16 zabrzmiało to bardzo dziwnie. 

Wszystko to jednak było przystawką dla dwóch występów wieńczących ten pierwszy dzień. Absolutnie fenomenalnie zabrzmieli Białorusini z Molchat Doma, którzy pięknie rozwinęli się od czasu, gdy zachwycałam się ich twórczością podczas występu w gdańskim Drizzly Grizzly (relacja). Rozmontowali system swoimi romantyczno-mrocznymi kompozycjami w stylu nawiązującym do twórczości Joy Division, pokazując jednocześnie, że warto śpiewać w ojczystym języku, by przekazywać emocje jeszcze bardziej dobitnie, by jeszcze bardziej poruszać duszę. Ich anty systemowy manifest i ważne przesłanie bardzo przemówiło do festiwalowej publiczności, która oklaskiwała zespół owacyjnie i gromko. 

Większość festiwalowiczów zjawiła się jednak na lotnisku Tempelhof tego dnia przede wszystkim dla jednej, skromnej, a jednocześnie silnej i wyjątkowej kobiety - Florence Welch. Artystki nietuzinkowej, która przez lata wypracowała własny, niepodrabialny styl, wplatając do art-popu brzmienia barokowe za sprawą liry i chórków, ale przede wszystkim bardzo zżytej ze swoimi fanami przyjaciółki, powierniczki smutków i pocieszycielki niosącej ukojenie tym, którzy go potrzebują. Tak działa muzyka Florence + The Machine - wzrusza, porusza, wywraca wnętrzności, całkowicie rozczula, ale też daje siłę szczególnie w odsłonie koncertowej. Stojąc na fotograficznej fosie przeżyłam coś na kształt uniesienia, totalnego wzruszenia i euforii, słysząc fenomenalny "Heaven Is Here" zręcznie połączony z potężnym "King" i "What Kind Of Man" z doskonałym riffem. Z trudem opanowując emocje sięgałam po aparat, by uchwycić te ułamki sekund, w których przechodziła samą siebie. Była wielka, wybitna, doskonała, a jednocześnie tak skromna, urocza i dziewczęca. Wspaniała, majestatyczna. Uśmiechała się szczerze i ciepło, dawała z siebie maksimum wokalnie i w tańcu, wirując i biegając z jednego krańca sceny na drugi, by być jak najbliżej fanów. Po kilkunastu minutach koncertu śpiewała już przy barierce razem z publicznością, powodując salwy łez, uniesień i kipiących od żaru emocji. 

Kulminacja nastąpiła na wyklaskanym przez niemal wszystkich i wyśpiewanym prawie do zdarcia gardeł "Dog Days Are Over". Oczywiście nie mogło też zabraknąć potężnego "Rabbit Heart (Raise It Up)", który zapewnił Florence międzynarodową sławę i doskonały start. Ta kompozycja zabrzmiała na finał koncertu, którego setlista została dobrana tak, by między hity wpleść kilka nowych kompozycji ze świeżutkiej pięknej nowej płyty "Dance Fever". Był to fenomenalny koncert i doskonały przykład na to, że wielkiej gwieździe nie musi uderzyć do głowy woda sodowa i może mimo wielkiej sławy pozostać sobą. Wracałam tego dnia do hotelu z poczuciem szczęścia i spełnienia oraz wielkimi nadziejami na to, że kolejne festiwalowe dni przyniosą jeszcze więcej uniesień. 

Zapraszam do obejrzenia zdjęć. :)

//

It's time to share the photos. Enjoy!

 

BALTHAZAR






































 

 

MY UGLY CLEMENTINE



















































 

SLEAFORD MODS

 























 

 L'IMPERATICE










































 

TWO DOOR CINEMA CLUB




























 

TOGETHER PANGEA























 

 

THE LIBERTINES 







































 

MOLCHAT DOMA 




































 

 

FLORENCE + THE MACHINE

 


































































 


!!! Zabronione jest pobieranie, kopiowanie i udostępnianie zdjęć na innych stronach i profilach społecznościowych niż Między Uchem A Mózgiem i powiązanych z nią profilach społecznościowych bez zgody autorów zdjęć oraz organizatorów wydarzenia FKP Scorpio. 

//

!!! It's forbidden to download, copy and share the photos on the other websites and social media profiles apart from Między Uchem A Mózgiem as well as corresponding social media profiles without the permission from the authors of the photos and the festival organisers FKP Scorpio.