wtorek, 14 czerwca 2022

TEMPELHOF SOUNDS 2022 - DAY 3 (The Strokes, Interpol, Royal Blood, Courtney Barnett, Anna Calvi) Berlin, Tempelhof, 12.06.2022 [GALERIA ZDJĘĆ]

Pora na trzecią i ostatnią część wspomnień z Tempelhof Sounds 2022. Niedzielne popołudnie, choć pozornie leniwe, przebiegało na festiwalu bardzo intensywnie, bo na ten dzień zaplanowałam sobie, że zobaczę aż osiem koncertów. Choć bohaterami ostatniego dnia mieli być buntowniczy i nieokrzesani The Strokes, dla mnie tym najważniejszym punktem był występ pewnej pani. Której? Zajrzyjcie poniżej :)


 

 

Chcąc podsumować jednym zdaniem niedzielne koncerty można by powiedzieć, że było to połączenie ekspresji zbuntowanych, nieokrzesanych wokalistów, którym nie przeszedł jeszcze nastoletni bunt z wyrafinowaniem niezależnych wokalistek. Wszystko to działo się na zmianę i wzajemnie dopełniało, a perfekcyjne nagłośnienie i małe odległości między scenami pozwoliły w pełni cieszyć się wydarzeniami.

To był kolejny ciepły i słoneczny dzień i choć pierwotnie miałam stawić się tym razem na terenie ciut później, około 15, to  festiwalowe wycieczki rozpoczęłam od startującego po 14 koncertu Pillow Queens, czyli żeńskiego kwartetu z Dublina. Panie w urokliwy sposób połączyły indie rockowe ballady z punkową intensywnością, wpasowując się klimatycznie w teren i atmosferę festiwalu. Ciekawe show zaprezentowali Fontaines D.C, wpisujący się w obecną post-punkową modę i obronili się na dużej festiwalowej scenie mimo wczesnej pory, choć pewnie dużo lepiej wypadli w ciasnej przestrzeni warszawskiej Proximy dzień później. Tego niestety powiedzieć nie można o cenionej grupie Interpol, która choć ma na koncie kilka naprawdę nośnych hitów, zagrała bardzo statecznie, wręcz usypiając publiczność. Ale przecież od dawna wiadomo, że Paul Banks ekspresyjny nie jest, podobnie zresztą jak pozostali członkowie grupy. Choć uśmiechał się pod nosem i dziękował za ciepłe przyjęcie, spoglądał na fanów spod ciemnych okularów, a jego schowani na tyłach sceny koledzy z zespołu po prostu odgrywali kolejne utwory. W małym ciasnym i ciemnym klubie pewnie byłoby ciekawie, niestety za dnia na dużej scenie taka konwencja totalnie nie wypaliła. 

Dobrze na głównej scenie (Supersonic) wypadli poprzedzający występ Interpolu energetyczni Royal Blood, którzy rozruszali publikę swoimi prostymi, rytmicznymi kompozycjami. Choć było w nich słychać czasem zbyt wyraźnie inspiracje twórczością Muse i Jacka White'a, dobrze się przy tych dźwiękach skakało i śpiewało refreny. Duet wspierał klawiszowiec, dodając nieco smaczków do brzmienia. Setlista? Potężne piosenki z debiutu i trochę przebojowych, ale już bardziej popowych utworów z płyt kolejnych, czyli tak, jak na festiwalu być powinno. 

A jak wypadli The Strokes? Dokładnie tak, jak można było się spodziewać - było to show zagrane niby od niechcenia, niby z przymusu, z odrobiną charakterystycznego np. dla Oasis zblazowania, ale w całości przemyślane i dopracowane. Julian Casablancas czarował fanki i wysyłał porozumiewawcze sygnały do fanów, odgrywając rolę chłopaka z sąsiedztwa, który niczym się nie przejmuje, robi dokładnie to, co chce i jak chce. Kupił tym publiczność, która niemal jadła mu z rąk, kotłując się i pchając w pierwszych rzędach niemal do omdlenia, by być jak najbliżej swojego idola. Choć nie jest obdarzony wybitnymi umiejętnościami wokalnymi, śpiewał z właściwą sobie lekkością i poczuciem humoru i schodził do fanów, rozgrzewając ich do czerwoności. Było to godne zakończenie trzech fenomenalnych dni spędzonych na berlińskim lotnisku.

Wróćmy jednak do sceny Echo, gdzie pomiędzy koncertami na scenie głównej zaprezentował się obiecujący Big Thief, prezentujący nietypowe połączenie rocka progresywnego i folku z dużą dozą gitarowych popisów i ciekawym wokalem, a także dwie niezależne, intrygujące wokalistki - charyzmatyczna i bardzo dziewczęca Courtney Barnett oraz tajemnicza i absolutnie zjawiskowa Anna Calvi. Jej muzyczna propozycja z pogranicza brzmień, które niegdyś spopularyzowały PJ Harvey i Siouxie And The Banshees bardzo przypadła mi do gustu. Anna zachwyciła głębokim głosem, zagranymi z wyczuciem gitarowymi partiami, a towarzysząca jej grająca na klawiszach i instrumentach perkusyjnych artystka oraz perkusista dopełnili to nieco mroczne i bardzo wciągające brzmienie. Chętnie usłyszała i zobaczyłabym Calvi na mniejszej klubowej scenie, bo tam z pewnością magia jej muzyki objawiłaby się w pełnej krasie. 

I w ten sposób dobrnęliśmy do końca opowieści o berlińskim festiwalu. Na koniec mogę tylko dodać, że był to jeden z najlepiej zorganizowanych festiwali, w jakich miałam przyjemność i zaszczyt uczestniczyć, przygotowany z wyczuciem, pasją, z dbałością o środowisko naturalne i wszystkie osoby potrzebujące dodatkowych udogodnień. Były miejsca dla osób niepełnosprawnych, punkty medyczne, pomocna obsługa, strefy relaksu, mili, ludzcy ochroniarze. Z przyjemnością odwiedzę berliński Tempelhof w przyszłym roku. 

Tymczasem zostawiam tych, którzy dotarli do tego miejsca z fotograficznymi wspomnieniami. 

//

It's time for the 3rd set of photos. Enjoy!

 

PILLOW QUEENS




































 

 

FONTAINES D.C. 












































 

 

BIG THIEF





















 

 

ROYAL BLOOD


 






































ANNA CALVI














































 

 

INTERPOL 





















 

 

COURTNEY BARNETT






























 

 

THE STROKES





































































 

 

!!! Zabronione jest pobieranie, kopiowanie i udostępnianie zdjęć na innych stronach i profilach społecznościowych niż Między Uchem A Mózgiem i powiązanych z nią profilach społecznościowych bez zgody autorów zdjęć oraz organizatorów wydarzenia FKP Scorpio. 

//

!!! It's forbidden to download, copy and share the photos on the other websites and social media profiles apart from Między Uchem A Mózgiem as well as corresponding social media profiles without the permission from the authors of the photos and the festival organisers FKP Scorpio.