Podziwiać dwukrotnie na przestrzeni kilku miesięcy żywą legendę death metalu to nie tylko ogromne szczęście, ale i wielki zaszczyt, honor i bezgraniczna radość. Taki prezent zrobił polskim fanom metalu David Vincent, który po marcowych odwiedzinach w ramach Morbidfest 2022 i pamiętnego koncertu I Am Morbid (relacja) przyjechał nad Wisłę po raz drugi, tym razem z projektem Vltimas. Była to uczta dla fanów ekstremów i metalowego wyrafinowania.
Środowy wieczór, początek lata, koniec roku szkolnego, środek tygodnia pracy - takie okoliczności niespecjalnie sprzyjają koncertowym szaleństwom. Niestety boleśnie przekonali się o tym organizatorzy wieczoru, tj. klub Drizzly Grizzly oraz artyści, których przyszło podziwiać około pięćdziesiąt osób. Metalowa trójmiejska publiczność choć nie stawiła się tym razem licznie, to ze wszystkich sił starała się zrekompensować personalne braki, dając z siebie maksimum. Odczuli to wyraźnie muzycy, którzy ze sceny dziękowali za wsparcie i poświęcony czas. Być może to marne pocieszenie, ale w dobie popandemicznego natłoku wydarzeń i galopującej inflacji trzeba doceniać każdą szansę na kontakt ze sztuką.
Wie o tym doskonale David Vincent - artysta nietuzinkowy, obdarzony niezwykłą charyzmą, poczuciem humoru i nieprawdopodobnym talentem. Jest gwiazdą, żywą legendą i osobą, która osiągnęła już tak wiele, że niczego nikomu nie musi udowadniać. Mimo to pozostał w pełni sobą, otwartym, szczerym człowiekiem, który ceni i szanuje innych. Dawał temu wyraz na każdym kroku, nie tylko doskonale śpiewając, ale utrzymując fantastyczny kontakt z publicznością. Podkreślał, jak wiele znaczy dla niego to, że może grać w Gdańsku drugi raz na przestrzeni trzech miesięcy, że może ruszyć w trasę, być na scenie z przyjaciółmi, a przede wszystkim być sobą i dzielić się tym, co najlepsze. Wszystko to jest zdecydowanie cenniejsze niż każdy moment, który wydarzył się na przestrzeni ostatnich dwóch lat zdominowanych przez światowe układy i pandemię. Charyzmatyczny wokalista nie stronił też od czarnego humoru, opowiadając o wykonywanych utworach, odnosił się mimochodem do obecnej sytuacji społeczno-politycznej i podkreślał, jak ważna jest chwila, moment i to, co tu i teraz, co przeżywamy wspólnie, czego doświadczamy. Zachwycił przybyłych nie tylko sceniczną formą mimo nieuchronnego przecież upływu lat, lecz przede wszystkim szczerością, otwartością i bezpośredniością.
Vltimas zagrał porywający, intensywny i potężny koncert, który skończył się zdecydowanie zbyt szybko. Materiał zawarty na albumie "Something Wicked Marches In" został wzbogacony rozbudowanymi aranżacjami, a studyjne trio na potrzeby trasy stało się kwintetem, wnosząc do utworów nową jakość. Sam Vincent śpiewał i growlował fenomenalnie, pełnią głosu, nie oszczędzając się. Majestatycznie przechadzał się po scenie w płaszczu i kowbojskim kapeluszu, zachwycał formą. Zachwycali też muzycy, na czele z perkusistą Flo Mounierem i gitarzystą Rune Eriksenem, serwujący potężne galopady nie pozbawione jednak melodii i wyczucia. Słuchało się tego koncertu znakomicie, świetnie się też go oglądało. Szkoda jedynie, że nie dopisała publiczność.
Przed gwiazdami wieczoru zaprezentował się rodzimy zespół Obsidian Mantra, który zagrał potężnie i z pomysłem. Skromni muzycy przyznawali, że to dla nich zaszczyt występować przed swoimi idolami . Mimo że towarzyszył im lekki stres zdecydowanie dali radę. Poradzili sobie świetnie, wprowadzając w nastrój i zabierając w intrygującą muzyczną podróż.
Po koncertach była oczywiście możliwość nabycia zespołowych płyt i koszulek, a także zamienienia kilku słów z artystami. Najbardziej wytrwałym w oczekiwaniu niespodziankę zrobił sam Vincent, który wyszedł przed klub, by porozmawiać z fanami, odpowiedzieć na ich pytania i sprawić, że wieczór stał się jednym z tych niezapomnianych i najpiękniejszych w życiu. Dla takich chwil zdecydowanie warto zmagać się z codziennością i takich artystów zdecydowanie warto wspierać. Klub Drizzly Grizzly jest dla takich spotkań miejscem idealnym, nie tylko świetnie nagłośnionym i oświetlonym, lecz przede wszystkim niezwykle klimatycznym i jedynym w swoim rodzaju.
Zapraszam do obejrzenia zdjęć:
OBSIDIAN MANTRA
VLTIMAS