Wspaniała rodzinna atmosfera, uśmiechnięci otwarci ludzie, skrzyżowanie kultur, a przede wszystkim świetne, często niespodziewane koncerty - tak w telegraficznym skrócie można opisać to, co dzieje się co roku w lipcu w gdyńskim Parku Kolibki. Globaltica to nie tylko święto muzyki świata, to przede wszystkim międzykulturowy dialog i fantastyczne spotkanie z tym, co często nieznane, a bardzo intrygujące. Tegoroczny line up przeszedł moje najśmielsze oczekiwania - był folk, jazz, rock, pop, a nawet metalowa energia. W piątkowe popołudnie i wieczór zaprezentowali się kolejno - Troye Zillia, Bab L'Bluz, Cimarrón oraz Liraz, a wspólnym mianownikiem
Pogoda mimo chłodu ( i tego, co działo się dzień później, o czym niebawem w drugiej części relacji) dopisała - kilkunastostopniowe temperatury i skrywające się delikatnie za chmurami słońce może nie sprawiały, że chciało się wylegiwać na kocach i matach na trawie, ale zdecydowanie nie przeszkadzały w dobrej zabawie i tańcach pod sceną, których jak zawsze nie brakowało. Dopisywały także humory, ale to już taka "globaltikowa" tradycja. No bo jak tu się nie uśmiechać, gdy po przekroczeniu festiwalowej bramy czujesz się jak u siebie, wszyscy są dla Ciebie mili i otwarci?
Koncerty jak zawsze świetnie zapowiadał Wojciech Ossowski, który jest ekspertem od szeroko pojętej muzyki świata i wie o niej niemal wszystko. Tym razem było naprawdę wyjątkowo, bo tego dnia prym wiodły kobiety - wokalistki, instrumentalistki, liderki, artystki, które miały coś ważnego do powiedzenia. Serię czterech koncertów rozpoczął zespół Troye Zillia, który oprócz wspaniałych tradycyjnych pieśni przyniósł ze sobą ważny przekaz. Grupie przewodzi Ukrainka Anastasiya Voytyuk, fantastyczna śpiewaczka i wirtuozka instrumentu zwanego bandura, z jednej strony przypominającego lutnię, z drugiej harfę, który jest instrumentem narodowym kraju. Towarzyszyli jej polscy muzycy. Był to występ pełen refleksyjnych melodii i ciepła, chwilami nieco bardziej radosny i taneczny, ale przede wszystkim bardzo ważny z powodu obecnej sytuacji na świecie.
Anastasiya przyjechała do Polski sama - jej przyjaciele pozostali w Ukrainie. Zastępuje ich kolektyw śląskich muzyków sesyjnych, z którymi artystka koncertuje od pierwszych dni swojego pobytu w Polsce, zbierając pieniądze na wsparcie Ukraińców w kraju oraz na uchodźstwie. Zostali przyjęci bardzo ciepło - publiczność słuchała uważnie, reagując na to, co działo się na scenie. Było to piękne otwarcie.
Lubisz gitary i tym, na co najbardziej czekasz na koncertach jest porywająca energia i moc? Takie doznania zapewnił zespół Bab L'Bluz, który połączył bluesa z afrykańskimi brzmieniami. Liderką grupy jest Marokanka Yousra Mansour, doskonale śpiewająca i grająca na guembri - trójstrunowej lutni basowej. Towarzyszyło jej trzech fantastycznych muzyków z Francji. Wspólnie stworzyli potężne, niemal rockowe show, w którym nie tylko nie zabrakło rozszalałej energii, psychodelicznych odjazdów i mocnych rytmów, ale też machania włosami. Coś dla siebie mogli tu odnaleźć fani najnowszego albumu włoskiej grupy Messa ("Close"), a także miłośnicy arabskich wokaliz i funkowych bujających melodii. Było tu coś dla fanów Rolling Stones, jak i takich wokalistek jak Janis Joplin i Erykah Badu. Yousra śpiewa w marokańskim dialekcie języka arabskiego - darija, co dodało kompozycjom wyjątkowości. Ten porywający, rewelacyjny koncert był pierwszym polskim występem zespołu. Mam nadzieję, że nie ostatnim.
Po raz pierwszy nasz kraj odwiedził także kolumbijski Cimarrón, który wywodzi swoją nazwę z równiny Orinoko. Zwariowane tempo rodem z flamenco, a jednocześnie tak charakterystyczne dla ekstremalnego metalu w połączeniu z porywającym tańcem i jazzową wirtuozerią stworzyły nieprawdopodobny show. Ten rytm urzekał i intrygował, umiejętności techniczne zachwycały. Muzykom towarzyszyła też wspaniała wokalistka, która przechadzała się majestatycznie po scenie. Niesamowicie oglądało się popisy na harfie i bandola llanera - czterostrunowej, przypominającej gitarę lutni o gruszkowatym kształcie. Nie zabrakło też tradycyjnego kolumbijskiego tańca.
Kto przygląda się regularnie propozycjom na youtube'owym kanale kultowej rozgłośni KEXP z Seattle, znalazł z pewnością występ fenomenalnej Liraz, izraelskiej artystki o irańskich korzeniach. Jak wspomniane zostało w biografii na stronie festiwalowej (globaltica.pl). Liraz Charhi swoją artystyczną drogę rozpoczęła jako aktorka, grając najpierw w
lokalnych izraelskich filmach, by później zawędrować do Hollywood. Dzięki aktorstwu zwróciła się ku muzyce. Przeprowadziła się do Los Angeles, gdzie znajduje się jedna z największych społeczności izraelskich. Po powrocie do Tel Awivu postanowiła poprzez śpiew walczyć z patriarchalną kulturą.
Jej muzyka to wyraz niezależności, celebracja artystycznej i osobistej wolności i piękna. Zawieszona gdzieś pomiędzy tradycjami perskimi, urzekającym lekkością i melodyjnością popem oraz elektroniką porusza, a jednocześnie zachwyca i skłania do nieskrępowanego tańca. Tak właśnie było podczas występu na Globaltice. Szczerze uśmiechająca się artystka tańczyła i śpiewała z niezwykłą lekkością, a pomiędzy piosenkami skłaniała do refleksji, opowiadając o trudach życia kobiet tam, skąd pochodzi, o niesprawiedliwościach, nierównościach społecznych i składając hołd wszystkim silnym, walczącym o swoje kobietom. Kompozycje takie jak "Bia Bia" i "Zan Bezan" właściwie nuciły się same.
Liraz urzekła niesamowicie tym bardziej, że stało się jasne, jak wiele zaryzykowała, by być tu, gdzie jest, jak bardzo naraziła się nagrywając album (kobiety w Iranie nie mogą wykonywać muzyki publicznie). Towarzyszył jej fantastyczny zespół, na czele ze skrzypaczką. Był to niezapomniany występ. Niebawem ukaże się nowy album artystki, z którego publiczność mogła usłyszeć już kilka zwiastunów. Mam nadzieję, że przy okazji premiery tej płyty Liraz powróci do nas, by jeszcze raz zaśpiewać i zachwycić swoją energią.
Wszystkie cztery koncerty oprócz kobiecej roli miały jeszcze jedną wspólną cechę - z ust artystów nie schodził uśmiech. Dla każdego z prezentujących się w piątek zespołów koncert przed globaltikową publicznością był prawdziwym świętem i bardzo ważnym wydarzeniem. Tę radość i energię podzielała publiczność, która gorąco oklaskiwała wszystkich i po prostu cieszyła się spotkaniem i świetną muzyką. A co działo się w sobotę? O tym już niebawem. Tymczasem zapraszam do obejrzenia galerii.
TROYE ZILLIA
BAB L'BLUZ
CIMARRÓN