Drugi dzień festiwalu Globaltica przyniósł jeszcze więcej przeróżnych muzycznych doznań i wielokulturowych spotkań. Ponownie w dużej mierze role prowadzące w zespołach przejęły kobiety (podczas trzech pierwszych koncertów), ale muzycznie było nieco inaczej niż w piątek. Tym razem dominowały brzmienia najbliższe jazzowi, jednak nie zabrakło też miejsca na chwilę wytchnienia i beztroskiej zabawy.
Z Wysp Kanaryjskich festiwalowa publiczność zawędrowała do wyspę Reunion na Oceanie Indyjskim. Stamtąd pochodzi Christine Salem, wspaniała wokalistka, obdarzona niską, charyzmatyczną barwą głosu. Jej twórczość pełna afrykańskich rytmów, gitarowych pasaży, lokalnych instrumentów perkusyjnych i uduchowionych tekstów została przyjęta przez publiczność bardzo ciepło. Artystka zaśpiewała z serca, co zostało docenione. Towarzyszył jej zespół bardzo zdolnych muzyków, dzięki czemu koncert brzmiał świetnie.
Wielu uczestników festiwalu czekało na występ Le Mali 70 - kolektywu złożonego z muzyków niemieckiej The Omniversal Earkestra, w skład którego wchodzą gitarzysta, basista, perkusista i 12 wirtuozów instrumentów dętych oraz malijskich gości, wśród których znaleźli się Cheick Tidiane Seck - legendarny kompozytor i klawiszowiec, jeden z członków grupy Railband de Bamako, mający na koncie współpracę z takimi artystami jak Salif Keita, Fela Kuti, Youssou N'Dour, Hank Jones czy Damon Albarn, a także wirtuoz balafonu - Aly Keïta oraz wokalistka Mariam Koné – członkini supergupy Les Amazones d'Afrique. Nic dziwnego, bo było to wydarzenie bez precedensu.
Fuzja jazzu, afrykańskiej energii i wpadających w ucho melodii sprawdziła się na globaltikowej scenie znakomicie, niosąc mnóstwo radości zarówno koneserom dźwięków jak i miłośnikom zabawy. Tańczyli lub podrygiwali niemal wszyscy - dzieci, młodzież, rodzice, starsi. Ten występ skończył się zdecydowanie zbyt szybko, ale zapisze się w festiwalowej historii jako jeden z tych najważniejszych. Nie co dzień bowiem mamy szansę zobaczyć i posłuchać na żywo nieco zwariowanej, zdecydowanie w pozytywnym sensie orkiestry, która skłania nie do kontemplacji, lecz wręcz wyrywa z butów i jest w stanie wykrzesać pokłady energii niemal z najbardziej wycofanych osób.
Grupa z Berlina, nawiązująca do tradycji big bandów, absolutnie zachwyciła wszystkich kunsztem, pomysłowością i nieskrępowaną radością, a gdy jeden z instrumentalistów zaczął zwracać się do publiczności po Polsku, nie było już odwrotu - uśmiechali i cieszyli się wszyscy.
Globaltica 2022 z pewnością zostanie na długo zarówno za sprawą fantastycznej jak zawsze atmosfery jak i jednego z najlepszych line-upów w historii. Poprzeczka na przyszły rok została zawieszona bardzo wysoko, ale jestem przekonana, że uda się ją przeskoczyć. Do zobaczenia za rok, a tymczasem zostawiam trochę fotograficznych wspomnień.