Hipnotyzujący głosem wokalista, śpiewający przy akompaniamencie instrumentu strunowego, instrumentów smyczkowych i delikatnie pulsującej w tle sekcji rytmicznej, autor poruszających tekstów i twórca atmosferycznych melodii - pozornie w takiej estetyce niewiele da się już odkryć i właściwie wszystko już zostało powiedziane. Bo cóż to za oryginalność, jeśli jest po prostu bardzo relaksująco i romantycznie, a przy okazji muzyka niekiedy skłoni do głębszej refleksji? A jednak coś się wydarzyło, coś chwyciło, coś ruszyło za sprawą nowego albumu Tamino, dwudziestopięciolatka o belgijsko-egipskich korzeniach.
Wobec tego głosu, którego barwa zawieszona jest gdzieś pomiędzy wokalem Hoziera i Thoma Yorke'a, nie da się pozostać obojętnym. To jeden z tych głosów, który urzeka ciepłem i przynosi ukojenie. Do tego oud i jego bliskowschodnie, charakterystyczne brzmienie okraszone nienarzucającą się sekcją rytmiczną, odrobiną gitary akustycznej i szczyptą klasyki. Przepis na sukces? Na to wygląda...
Pisano o nim jako o najlepiej rokującym wokaliście europejskiej sceny pop. Czy słusznie? Talent ma niezaprzeczalny, a przy okazji sprzyjające geny - dziadek Tamino był jednym z najbardziej znanych wokalistów północnej Afryki. Świat poznał go za sprawą debiutu "Amir" w 2018 roku - fantastycznego. Teraz wraca z jego następcą.
"Sahar" to piękny album, tak prawdziwie piękny. Szczery, pełen emocji, bardzo bezpośredni i bardzo minimalistyczny. Wymagający odpowiedniego nastroju, wyczucia chwili, momentu - gdy trafi się odpowiednio, odwdzięcza się niezwykłym doznaniem i zostaje w głowie, chwyta za serce.
Trzeba mu poświęcić trochę czasu, by odkryć jego wyjątkowość, wsłuchać się w teksty, w delikatne melodie. Najpiękniej brzmi po zmroku, gdy ucichną odgłosy codzienności. Warto posłuchać go w całkowitej ciemności i skupić się wyłącznie na przekazie płynącym z dźwięków. Wtedy melodia oplata odbiorcę i oddziałuje jeszcze silniej.
Album rozpoczyna "The Longing" - delikatny utwór o pragnieniach i marzeniach - piękny. Jednak więcej dzieje się w dalszej części płyty. Podczas odsłuchu "The Flame" na myśl przychodzi Radiohead. To bardzo melodyjny, kołyszący fragment, który fenomenalnie nadaje się na kołysankę. Absolutnie za serce chwycił mnie "You Don't Own Me" - niesamowicie poruszający i głęboki w swojej prostocie."Fascination" zdaje się być pośrednim hołdem dla The Cure. W "Sunflower" uwagę zwraca duet wokalny artysty z "Angele". Fenomenalny jest "The First Disciple" z wchodzącym w głowę perkusyjnym pulsowaniem i melodią lutni. Urokliwy "Cinnamon" czy finałowy, oparty na kontrastach "My Dearest Friend And Enemy" - trudno tu szukać słabych punktów.
Pięknie brzmią instrumenty smyczkowe, delikatne melodie liry, wszystko do siebie pasuje. Czasem po prostu niczego więcej nie potrzeba niż nienarzucającej się melodii i głosu, w którym można się zasłuchać. Tak właśnie jest w tym przypadku.
86%
Posłuchaj płyty: Tamino - Sahar
Już za kilka miesięcy, na początku przyszłego roku Tamino odwiedzi nasz kraj po raz pierwszy. Na koncert, który odbędzie się 13 lutego w warszawskim Palladium zaprasza Fource Poland.
bilety znajdziecie tu: https://fource.pl/pl/events/tamino-23/