Czerń to kolor, który jednoznacznie kojarzy się z mrokiem i niepokojem. Na czarno ubrani chodzą miłośnicy ekstremalnych i ciężkich brzmień gitarowych, a także innych równie mrocznych i niewesołych muzycznych ścieżek. Czerń to barwa uniwersalna, łączona zazwyczaj z przeciwieństwem uśmiechu, choć oczywiście niesłusznie. Stereotyp? Jasne. Czarna jest też noc, czarna jest kawa i wiele uniwersalnych przedmiotów codziennego użytku. Czerń, tym razem chimeryczna, stała się tematem kolejnej odsłony cyklu Wolność Kosmos Improwizacja, odbywającego się regularnie w gdyńskiej Desdemonie. Jak zinterpretowali tę barwę zaproszeni muzycy?
Tym razem przeniesienie barwy w formie obrazów okazało się faktycznie niemożliwe. Nie dało się bowiem oświetlić sceny na czarno i przedstawić jednoznacznie czarnych wizualizacji. Jak najbardziej udało się za to oddać mrok i niepokój w dźwiękach - w tej odsłonie eksperymentalnych i skupionych na brzmieniach elektronicznych, nietuzinkowych i zaskakujących, z subtelnym dodatkiem harmonium i gitary.
Na scenie spotkali się mistrz elektroniki Michał Jacaszek, Max Kohyt, który zachwycał pomysłowością grając na gitarze preparowanej oraz wykorzystując perkusyjny talerz, tajemniczą kostkę, odbiornik radiowy i inne nietypowe przedmioty, Oskar Tomala, który zagrał na gitarze i instrumentach elektronicznych oraz Katarzyna Podpora, która oprócz harmonium indyjskiego czarowała nietypowymi dźwiękami wydobywanymi z różnych obiektów oraz płyty winylowej. Za abstrakcyjne wizualizacje odpowiedzialna była Saskia Wojtalewicz. Artyści usiedli przy wspólnym stole i toczyli dialog, budując przestrzeń z warstw i dźwięków, tworząc nieoczywiste połączenia. Stworzyli formę, którą trudno gdziekolwiek przyporządkować, którą trudno opisać słowami.
Zdecydowanie nie była to muzyka łatwa i przystępna dla wszystkich - wymagała uwagi, wejścia w klimat, wczucia się w atmosferę panującą w sali spowitej mgłą i fioletowym światłem. Artyści tkali kolejne poziomy misternie, bawiąc się dźwiękiem, tocząc dialog z ciszą. Nie padły ze sceny żadne słowa. Była za to energia chwili i emocje generowane reakcjami współtwórców. Wszystko działo się tu i teraz i zdawało się właściwym jedynie dla tego konkretnego miejsca i czasu, niemożliwym do ponownego odtworzenia w jednakowej postaci w innym wymiarze. Było to bardzo ciekawe i nietuzinkowe doświadczenie. Każdy, kto się zasłuchał w tych brzmieniach, mógł przeżyć coś absolutnie wyjątkowego.
A jak to wyglądało? Z mojej perspektywy tak...