Kim jesteś? Jak bardzo jesteś prawdziwy? A może kogoś udajesz? Masz w tym jakiś konkretny cel? Ile czasu spędzasz dziennie w mediach społecznościowych, na przewijaniu informacji? Czy wiesz, co jest prawdą, a co wytworem czyjejś wyobraźni? Jak bardzo Twoje życie zależne jest od tego, co znajdujesz w sieci? Z czym się utożsamiasz, identyfikujesz? Jak chcesz żyć? - to tylko niektóre z otwartych zagadnień, które przychodzą do głowy podczas odsłuchu nowej płyty Riverisde. Oczywiście na żadne z tych pytań nie ma jednoznacznej odpowiedzi. "ID.Entity" to głęboka refleksja na temat współczesnego życia zdominowanego przez algorytmy, filtry, bazy danych i chaos informacyjny podana w intrygującej muzycznej formie, która przynajmniej w kilku miejscach zaskoczy niejednego fana dotychczasowych zespołowych dokonań.
Ósmy studyjny album Riverside to prawdopodobnie najsilniej i najdłużej wyczekiwana przez fanów płyta w ponad dwudziestoletniej karierze zespołu. W 2023 roku minie od premiery "Wasteland" pięć lat, naznaczonych licznymi zmianami zarówno w zespole jak i na świecie. To długo, biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy wydawnicze skupione na publikowaniu nowego materiału mniej więcej raz w roku, a nawet i częściej w przypadku singli czy minialbumów. Czasem jednak warto pewnym sprawom dać czas, by nabrały wyraźniejszych kształtów, by się uporządkowały, by dojrzały.
I właśnie tak jest - "ID.Entity" to materiał kompletny - bardzo dojrzały i przemyślany, któremu trzeba poświęcić czas, by w pełni docenić jego zawartość. To płyta o silnym jak nigdy dotąd przebojowym potencjale, a jednocześnie nie pozbawiona tego, za co fani pokochali Riverside - urzekająco pięknych, melancholijnych melodii, technicznego kunsztu i ważnych, mądrych tekstów Mariusza Dudy, które budują spójną opowieść z muzyką.
Bardzo lubię odważne, bezkompromisowe albumy, których nie można
jednoznacznie przypisać do konkretnej stylistycznej szuflady. Lubię, jak
zespół, także ten, który wypracował już sobie stabilną pozycję na
rynku, zmienia się i podąża w kierunku, który sobie wymarzy, nie
zważając na opinie odbiorców. Bardzo cenię albumy, które początkowo budzą mieszane uczucia, ale mają w sobie coś szczególnego, przez co nie pozwalają o sobie zapomnieć tak długo, aż w wyniku rozważań wypracuje się konkretną opinię.
"ID.Entity" jest gdzieś pośrodku - to album odważny, a jednocześnie bezpieczny, sięgający po sprawdzone, skuteczne rozwiązania. Jest kompromisem między poszukiwaniami świeżości i nowej drogi, a spełnianiem marzeń fanów, szczególnie tych, którzy wierzyli w stylistyczny powrót do mocniejszych, metalowych brzmień rodem z pierwszych zespołowych wydawnictw. Jeśli Twoje ulubione albumy to któreś z pierwszych pięciu, znajdziesz na tej płycie to, co kochasz.
"ID.Entity" to album wielobarwny, pełen przeróżnych odcieni i nastrojów, co pięknie podkreśla jego okładka, której autorem jest Jarek Kubicki. Jest tu co najmniej kilka momentów, które zaskoczą fanów - tak popowo i przystępnie, jak w rozpoczynającym album "Friend or Foe" Riverside jeszcze chyba nie brzmiał. Klawiszowy motyw tej kompozycji, nawiązujący do popowej lekkości lat osiemdziesiątych momentalnie zostaje w głowie, podobnie jak refren, chórki i przejścia finałowego "Self Aware". Miłośników wyrafinowania mogą te fragmenty wręcz odrzucić. Tak naprawdę dodają one jednak całości wyrazu i sprawiają, że album jest zdecydowanie jaśniejszy.
Jak słusznie podkreślił w wywiadzie dla wytwórni Inside Out Music Mariusz Duda to prawdopodobnie pierwszy album Riverside, który pasuje nie tylko do wieczornej refleksji i nocnych rozmyślań, ale sprawdzi się także jako przyjemny początek dnia. Niektóre rytmy mogą faktycznie posłużyć za dobrą rozgrzewkę i pobudkę. Spokojnie, melancholia też jest i to w bardzo dużej dawce - bez melodii, które sprawiają, że odbiorca zatrzymuje się, by posłuchać w skupieniu muzyka Riverside nie mogłaby istnieć - to jej kluczowy element, decydujący o jej wyjątkowości.
To świetnie wyprodukowany materiał - bardzo selektywny, dopracowany. Świetnie brzmią wszystkie instrumenty, każdy z nich został odpowiednio podkreślony, bardzo dobrze brzmi też wokal Mariusza. Odkrywa się te dźwięki kawałek po kawałku, z każdym kolejnym odsłuchem słysząc coraz więcej, sięgając coraz głębiej, aż wyłoni się całość opowieści - niekoniecznie wesołej i budującej, ale za to bardzo trafnie podsumowującej to, co dzieje się na świecie.
Teksty zawsze były bardzo mocną stroną Riverside. Unikalna właściwość czy element definiujący w bazie danych, a z drugiej
strony tożsamość, osobowość - tak można określić identyfikator, który jest kluczem do interpretacji tego materiału. To niekoniecznie wesoła, a zarazem bardzo trafna opowieść właściwie o każdym z nas i naszym funkcjonowaniu w tych dziwnych i trudnych czasach, w których poszukujemy własnej tożsamości w otoczeniu urządzeń elektronicznych, które co rusz podsuwają przeróżne pomysły na to, jak powinniśmy żyć, co powinniśmy robić, pokazując nam nowe definicje "szczęścia".
"Jeśli chcesz usłyszeć następny utwór, musisz wyrazić zgodę na zasady i warunki użytkowania. Nie będzie bolało. Przynajmniej nie teraz, może później. Dziękujemy za współpracę" - te słowa rozpoczynające kompozycję "Big Tech Brother" to kwintesencja współczesności. Zgadzamy się na zbyt wiele "warunków użytkowania", tracąc prywatność, wolność i tożsamość, oddając dobrowolnie dane, które są później przetwarzane na najróżniejsze sposoby. Z drugiej zaś strony nie jesteśmy w stanie żyć już bez elektroniki.
Nie jesteśmy w stanie też żyć bez innych ludzi, a wielu z nich "spotykamy" teraz w sieci, poprzez portale społecznościowe, które wypaczają relacje międzyludzkie i generują gorączkowe reakcje na niekoniecznie ważne sprawy. Mają niebagatelny wpływ na nasze emocje, manipulują umysłem sprawiając, że przewijamy treści nieważne, często bezwartościowe i nieprawdziwe, nakierowane przeważnie na reklamę, odrzucając praktycznie całkowicie to, co najistotniejsze, czyli bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem. Jak wybrnąć z tego błędnego koła? Jak ustrzec się hejtu? Ile można powiedzieć, ile ujawnić, a ile zachować dla siebie? Gdzie jest granica strefy komfortu? Na czym opiera się nasza relacja? O czym w ogóle rozmawiamy? Czy potrafimy rozmawiać? Czy jesteśmy empatyczni, tolerancyjni, czy uprzedzeni? Skąd czerpiemy wiedzę? Czy mamy pewność, co jest prawdą? Do takich refleksji skłaniają "Post- Truth" i następujący po nim, najdłuższy na płycie "The Place Where I Belong", który stawia też kolejne pytania, na przykład takie: Kiedy tak naprawdę jesteśmy sobą? Czy w ogóle? Jak jesteśmy postrzegani? Dlaczego jesteśmy cały czas oceniani? Czy musimy się do kogokolwiek dostosowywać? Czy nie możemy żyć dokładnie tak, jak czujemy w środku, że powinniśmy?
Czasem jest też tak, że jesteśmy zmęczeni innymi. Niektórzy mają na nas szczególnie zły wpływ, uprzykrzając nam życie i sprawiając, że czujemy się w jakiś sposób stłamszeni, niedocenieni, pozbawieni wartości. Pora zakończyć takie relacje. O tym jest ostry i bezpośredni "I'm Done With You", najbardziej metalowy na albumie. Z mroku powoli wyłania się światło, nadzieja.
Całość wieńczy najbardziej uśmiechnięta kompozycja w karierze zespołu - skoczny, ciepły i budujący "Self - Aware", będący podziękowaniem zespołu dla fanów za to, że są mimo zmian i upływu lat nadal trwają przy tej twórczości, czemu najpiękniejsze i najbardziej szczere dowody dają podczas koncertów. Słyszalne są tu echa Rush i The Police, ale przede wszystkim wyczuwalna jest energia, którą Riverside dzieli się z publicznością podczas tych spotkań w trakcie występów i po nich. Ta taka najbardziej bezpośrednia siła i moc, jednocząca we wspólnym przeżywaniu chwili, napawająca uśmiechem i radością.
A gdy "Self-Aware" powoli wyciszy się za sprawą tajemniczego intra, które pokochają fani Lunatic Soul, nadchodzi pora, by przemyśleć te wszystkie pytania i wątpliwości. Riverside wychodzą fanom naprzeciw na specjalnej edycji płyty, poszerzając podstawowy zestaw o jeszcze dwa instrumentalne utwory, w trakcie których można zamknąć oczy i powoli odpłynąć, wsłuchując się w instrumentalne niuanse, ale też przemyśleć to, co zespół zawarł w tekstach i zastanowić się co tak naprawdę jest dla nas najważniejsze.
"ID. Entity" to dobry i ważny album - bardzo aktualny, a zarazem niosący radość słuchania w najczystszej postaci. Czy stanie się tym najcenniejszym i najbardziej ulubionym w bogatej dyskografii Riverside pokaże czas. Jestem jednak pewna, że zostawi ślad w duszy niejednego wrażliwego odbiorcy.
86%