poniedziałek, 27 lutego 2023

Algiers - Warszawa, Niebo, 25.02.2023 [GALERIA ZDJĘĆ]

Fuzja gatunków, potężna energia i ważne przesłanie, które w koncertowej odsłonie nabiera jeszcze więcej wyrazu i mocy - tak można streścić to, co mają do przekazania w swojej twórczości Algiers, jeden z najciekawszych współczesnych zespołów. Grupa z Atlanty, tuż po premierze swojej czwartej, rewelacyjnej płyty "Shook" zagrała w Warszawie jeszcze bardziej porywający koncert, po którym nie pozostało nic innego, jak zebrać szczękę z podłogi.

 


 

Pięć osób na scenie, w tym dwóch uzupełniających się, szalejących perkusistów, roztańczony, przeżywający głęboko każdy dźwięk klawiszowiec grający też na basie, gitarzysta grający smyczkiem i wydobywający przeszywające dźwięki z nowatorskich, stworzonych własnoręcznie instrumentów, wokalista śpiewający głębokim soulowym głosem i potrafiący świetnie rapować, grający przy tym na gitarze i klawiszach, śpiewający z nim na głosy wspomniani już gitarzysta i basista, a do tego bardzo ciekawe, pełne głębi wizualizacje - to właściwie recepta na sukces. To składowe naprawdę potężnego i oryginalnego pomysłu na koncert, który po prostu nie może się nie udać. Algiers mają tę iskrę, która sprawia, że wobec tego zespołu nie da się przejść obojętnie, a jeśli doda się do tego bijącą ze sceny szczerość, ta muzyka po prostu nie ma szans się nie spodobać. 

Zaczęli punktualnie i zagrali nieco ponad godzinę, bez bisu, ale zrobili to tak, że właściwie nie było się do czego przyczepić. Początkowy drobny niedosyt z powodu braku powrotu na scenę po zakończeniu podstawowego seta mimo gorących oklasków i okrzyków publiczności ustąpił bardzo szybko wyrazom uznania i podziwu. Algiers dali z siebie wszystko, wykrzesali maksimum energii, wczuwając się w każdy dźwięk i każdą frazę. Dosłownie powalili brzmieniem i zachwycili całokształtem - koncepcją dźwiękowo-wizualną i jej wykonaniem. Ta intensywność robiła ogromne wrażenie.

Ciekawie dobrali też setlistę, łącząc najnowsze utwory z najbardziej rozpoznawalnymi kompozycjami z trzech poprzednich wydawnictw. Zaczęli od "Irreversible Damage", kolejno znajdując miejsce dla takich kompozycji jak "Bite Back", "Cold World", "73%", "There Is No Year", "Walk Like A Panther" czy ukochanych przez fanów utworów z debiutu, które przyniosły im międzynarodową sławę - "Irony. Utility. Pretext" i "Blood". W sumie zabrzmiało 15 muzycznych rozdziałów, które dopełniały się wzajemnie, łącząc soul, gospel, hip hop, pop, rock, elektronikę i jeszcze więcej.

Algiers to przede wszystkim ważmy przekaz polityczno-społeczny,  dotykający tak istotnych zagadnień jak nierówna walka o prawa, dyskryminacja i ucisk ciemnoskórych, walki uliczne, nierówny dostęp do edukacji, bunt wobec zastanej rzeczywistości, ludzkie tragedie. To także poczucie wspólnoty, jedności, siły oraz radość wspólnego podróżowania po świecie i dzielenia się ze sceny tym, co szczere, bliskie sercu i głęboko wzruszające. Nie musieli nic mówić - muzyka kipiała od emocji i broniła się sama. Wokalista Franklin James Fisher kilka razy nieco nieśmiało podziękował fanom za ciepłe przyjęcie, uśmiechając się skromnie. Wszyscy ukłonili się nisko i zostawili publiczność z wiadomością, że "czas sztuki dobiegł końca", tym samym, które przekornie witało fanów w klubie Niebo, skłaniając już na starcie do refleksji. 

Zaprezentowali sztukę najwyższej próby, co docenili zgromadzeni, którzy tym razem niestety nie wypełnili szczelnie klubowej sali. Szkoda, bo Algiers to jeden z najbardziej niedocenianych i jednocześnie jeden z najciekawszych współczesnych zespołów. Oby nowy album przyniósł im należyte uznanie i szacunek, nie tylko wśród fanów alternatywy. Ci, którzy zdecydowali się przyjść/przyjechać do Nieba z pewnością zapamiętają ten koncert na długo.