"To płyta o miłości, depresji, autodestrukcji, bezsenności. To wołanie o pomoc, próba odnalezienia własnej tożsamości i stania się lepszym człowiekiem". Tak mówią o "Cocoon", członkowie wrocławskiego Give Up To Failure. Ich druga płyta to odważny krok do przodu i międzygatunkowa, bardzo osobista, chwilami intymna muzyczna podróż, która świetnie sprawdzi się w koncertowej odsłonie w kameralnych klubowych salach.
O twórczości i planach Give Up To Failure opowiedzieli mi Marek, Krzysiek i Michał. Porozmawialiśmy oczywiście o emocjach, które niesie muzyka - zarówno ta, którą tworzy zespół jak i ta, której muzycy słuchają na co dzień. Znalazło się też miejsce dla refleksji, wspomnień i tego, co zmieniło się od czasu debiutu zarówno u nich samych, jak i na muzycznym rynku.
Między Uchem A Mózgiem: Na początek tak z grubej rury - jak określilibyście emocje, które niesie Wasza muzyka?
MAREK: Autorefleksyjny smutek, krucha nadzieja, szkielety jesiennych liści pod butami, melancholia, nostalgia.
KRZYSIEK: Myślę, ze tutaj każdy z nas odczuwa to w odrobinę inny sposób. Z mojej strony słowa, które przychodzą do głowy to tęsknota, samotność, bezsilność, choć momentami przebłyska również odrobina nadziei.
MICHAŁ: Dla mnie to przede wszystkim tęsknota, nostalgia i nadzieja.
MUAM: Pytam o to, bo emocje są dla mnie w muzyce najistotniejsze, a kluczowa jest szczerość. Wasza muzyka jest szczera, skłania do refleksji. Opowiadacie o sprawach ważnych, takich jak miłość, depresja, autodestrukcja, bezsenność, wołanie o pomoc, próba odnalezienia własnej tożsamości i stania się lepszym człowiekiem. To osobista płyta, prawda?
MAREK: Bardzo osobista. Dla mnie szeroko pojęte uczucie smutku jest bardzo inspirujące. To zawsze pierwszy zapalnik do powstania zalążka muzyki lub przelania na papier słów kotłujących się w głowie. W tekstach poruszam takie tematy, z którymi sam się borykam, ale jest też dużo obserwacji otoczenia i prób wchodzenia w czyjeś buty. Oczywiście nikt z nas nie próbuję na siłę wprowadzać się w zły nastrój by pobudzić kreatywność. Myślę, że wciąż częściej wolimy się uśmiechać.
KRZYSIEK: Zdecydowanie. Dla każdego z nas jest to osobista płyta z różnych powodów. Pomimo, że Marek jest odpowiedzialny za warstwę tekstową, to w wielu przypadkach potrafię się z nimi utożsamić lub zinterpretować ich sens na własny sposób. W kwestiach muzycznych kiedy coś piszę, najczęściej jest to spowodowane jakimiś negatywnymi wydarzeniami w życiu lub w uproszczeniu tak zwanym „złym dniem”. Mam wrażenie, że swego rodzaju smutek czy mniej przyjemne emocje od zawsze są najlepszą inspiracją podczas tworzenia muzyki. W przypadku Give Up To Failure sytuacja jest o tyle komfortowa, że w wielu przypadkach mamy podobną wrażliwość muzyczną, więc potrafimy nawzajem odnaleźć się i poczuć się szczerze w swoich pomysłach.
MUAM: Kokon kojarzy mi się z jednej strony z bezpieczną strefą, w której nie może wydarzyć się nic złego, z drugiej strony to pancerz, który ogranicza, skutecznie blokuje przed wolnością i np. odkrywaniem świata. Czy to dobry klucz do interpretacji?
KRZYSIEK: Moim zdaniem, to bardzo dobry klucz interpretacji.
MICHAŁ: Ale „Cocoon” to – przynajmniej dla mnie – moment tuż przed nastaniem czegoś nowego, moment dający nadzieję, że zaraz będzie lepiej, piękniej.
MAREK: Chcieliśmy przede wszystkim by tytuł albumu spinał wszystkie numery na nim zawarte, by był pewnego rodzaju klamrą. Tytuł „Cocoon” miał się kojarzyć z bezpiecznym schronieniem. Każda z piosenek zawartych na tym albumie jest dla nas taką skrytką. Skrytką pełną emocji. Z drugiej strony kokon miał być swoistym odpowiednikiem pewnej przemiany, wewnętrznej pracy nad sobą, dążenia do bycia lepszym człowiekiem. W żadnym wypadku blokady przed wolnością. Z kokonu przecież ma się narodzić nowe życie.
MUAM: W notce prasowej wspominacie, że inspirujecie się shoegazem, post-rockiem i post-metalem, dobarwionych krztą post-punka, ambientu i dream popu. To bardzo rozległe muzyczne horyzonty, ale mają też wiele punktów wspólnych, np. atmosferyczność i klimat. Wszystko na tej płycie do siebie pasuje, ładnie ją zbilansowaliście.
KRZYSIEK: Moim zdaniem idealnie to wychwyciłaś. Ja nie słucham muzyki dzieląc ją na gatunki. Najważniejsza jest właśnie atmosfera i emocje dlatego ta pozorna różnorodność, o której mówisz pojawiła się w naszej muzyce całkowicie naturalnie, a wspólnym mianownikiem jest właśnie klimat i atmosfera.
MAREK: Mamy tak wiele inspiracji, które przelewają się między poszczególnymi utworami, że ciężko jest opisać w dwóch słowach muzykę jaką się tworzy stąd cały warkocz gatunków, który pojawił się w notce prasowej. Ludzie na ogół potrzebują drogowskazów i podpowiedzi w postaci takich „szufladek” by wiedzieć czy taki album w ogóle sobie włączyć. Na tej płycie jest sporo momentów, które mocno odchodzą w stronę metalu, a z drugiej strony są mniej mniej krzykliwe kompozycje takie jest „Weakness” czy „Suicide Letter To Myself”, które dryfują w stronę popowo-ambientową. Przykładamy zawsze duża wagę do kolejności utworów na płycie, do dynamiki przejść między numerami. Wszystko jest elementem jednej opowieści i każdy szczegół jest ważny. Skoro mówisz, że jest zbilansowana to chyba się udało :). Tworząc nie próbujemy na nowo wynaleźć koła. Po prostu piszemy piosenki i robimy to prosto z serca.
MUAM: Słuchacie muzyki na co dzień? Czego słuchacie?
MAREK: Przyznam się, że z roku na rok słucham coraz mniej muzyki. Częściej wracam do starych, ulubionych płyt i odkrywam je na nowo. Ciężko być na bieżąco ze wszystkimi świetnymi zespołami, które co chwila się pojawiają. Zajmuję się też produkcją muzyczną i ostatnie miesiące spędziłem realizując nagrania i miksując naszą płytę. Po kilku godzinach takiej pracy nie ma się ochoty na kolejne dawki dźwięków. Ostatnio najczęściej słucham ukochanego Brand New, ostatnich dwóch płyt Biffy Clyro i odkurzyłem twórczość The Mars Volta. Oprócz tego Tim Hecker, O’Brother i Implodes. Z nowości mogę polecić nowy album Warhaus „Ha Ha Heartbreak” – tak dla mnie powinna brzmieć muzyka pop.
KRZYSIEK: Nie sposób wymienić wszystkiego bo rozstrzał jest duży - od shoegaze'u przez post rock/metal, dream pop aż po szeroko pojętą elektronikę. W tym momencie z ostatnich odsłuchów do głowy przychodzi mi Emma Ruth Rundle, AA Williams, Alcest. Muzyki słucham dużo podczas pracy w moim sklepie. Tam z kolei królują playlisty ze Spotify właśnie z shoegazem, hitami z lat 80-tych lub z muzyką mojej młodości czyli industrial rockiem z pogranicza lat 90/00 (Nine Inch Nails, Stabbing Westward etc.).
MICHAŁ: Mocno siedzę w post-punku i death rocku. Nie stronię od black metalu ale i…piosenki literackiej. Staram się mieć otwartą głowę. Ostatnio na playliście królują na zmianę: Alcest, wrocławska Psychoformalina oraz…Carbon Based Lifeforms. Ach, no i postanowiłem przebrnąć przez dyskografię Miles’a Davis’a – ciekawa przygoda.
MUAM: “Cocoon” to Wasz drugi album. Co zmieniło się od czasu debiutu, np. w podejściu do tworzenia, nagrywania? Czuliście presję wydania tej płyty i sprostania oczekiwaniom, chociażby tym osobistym?
KRZYSIEK: Proces pisania numerów nie uległ moim zdaniem drastycznym zmianom. Przeważnie Marek przychodzi z bardziej lub mniej skończonym pomysłem na numer, a reszta nas stara się dodać od siebie to, co ma najlepsze. W moim przypadku to są jakieś gitary, czy pomysł aranżacyjny. Największa zmiana dotyczy samego brzmienia całości. Już przed etapem miksów ustaliliśmy, że chcemy, aby ten album brzmiał inaczej niż debiut. Zależało nam aby brzmienie było bardziej przejrzyste, żywe, chcieliśmy się znaleźć bliżej słuchacza. Myślę, że to się udało.
MICHAŁ: Drugi album wymagał ode mnie rozwinięcia warsztatu perkusyjnego. Sama wizyta w studiu zrodziła we mnie sporą presję wewnętrzną aby zarejestrować wszystko jak najlepiej. Wszak nie były to już samodzielne nagrywki w sali prób, lecz profesjonalna robota. Czy się udało? To już pytanie do słuchaczy. 😉
MAREK: Dla mnie przede wszystkim ten album jest bardziej wspólny. Na debiutancką płytę napisałem prawie wszystkie utwory sam. Na „Cocoon” jest parę kawałków, które napisałem do spółki z Krzyśkiem i Dominikiem, a np. „The Husk” to w całości pomysł Dominika. Wyciągnęliśmy też wnioski z nagrywania pierwszej płyty i chcieliśmy poprawić parę rzeczy. Nagrania bębnów zrealizowaliśmy w Perlazza Studio. Presja dotycząca samego wydania pojawiła się z czasem, bo próbowaliśmy pogodzić sferę osobistą z pisaniem, nagrywaniem i miksowaniem płyty i jednoczesnym planowaniem trasy zagranicznej. Zaczynaliśmy już powoli czuć, że coś nam umyka z tych utworów i jeśli nie wypuścimy ich w końcu w świat to zjedzą nas od środka.
MUAM: Co Was cieszy, a co przeraża na współczesnym rynku muzycznym?
MICHAŁ: To slogan ale jest tej muzyki tak dużo, że ciężko słuchać wszystkiego co by się chciało. To z jednej strony cieszy, a z drugiej przeraża. Poza tym osobiście wkurza mnie to jak finansowo odklejone stają się „gwiazdy” i duże agencje koncertowe. Dlatego cieszy, że są ludzie tacy jak Tomek Woodraf z Return To The Batcave czy Michał Chlebosz z Wild Bread Booking, którym wciąż chce się robić koncerty tych mniej znanych zespołów i promować naprawdę wartościową sztukę.
MAREK: Mnie cieszy, że żyjemy w czasach gdzie jest taka mnogość zespołów i gatunków. Fajnie słyszeć jak kreatywne ludzie mają umysły i jak się ‘ścigają’ by zrobić coś innego. Ciesze się, że każdy może zrobić muzykę w domu i się nią podzielić przy pomocy internetu. Przeraża mnie i wkurza, że osoby nie związane z branżą zaczęły traktować muzykę jak produkt i dzięki temu, że dorobiły się np. na YouTubie mogą wydać na drogie studio, drogiego producenta czy kogoś kto napisze im kawałek. Wiem – brzmi jak ból dupy, ale jeszcze bardziej mnie przeraża jak później płyty tych osób lądują na OliSie bo to dodatkowo świadczy o społeczeństwie. I szkoda, że na rynku obecnie rządzą „single”, a nie „płyty”, bo ludzie przestali słuchać całych albumów.
MUAM: A jak to jest w Waszym wypadku z koncertami? Planujecie trasę?
MICHAŁ: Dobrze byłoby spakować busa i wyskoczyć gdzieś w Polskę czy Europę
MAREK: Ostatnio mieliśmy trochę roszad w składzie bo moment wydania drugiej płyty zbiegł się z odejściem ze składu Dominika i Rafała i musimy sobie parę rzeczy poukładać. W tej chwili jesteśmy na etapie szukania basisty.
MUAM: A macie w pamięci taki występ, który wpłynął na Wasz zespół najsilniej?
KRZYSIEK: Było kilka takich. Z ostatnich to zdecydowanie koncert w Lille we Francji. Zaskoczyła mnie frekwencja oraz niesamowita energia publiczności. Nie mogłem się nadziwić, że ludzie znają nasz materiał i tak żywo na niego reagują. Nie spodziewałem się tak dobrego przyjęcia.
MICHAŁ: Tak! Lille to był jeden z koncertów życia. Chociaż tak naprawdę każdy z tych zagranicznych koncertów miał w sobie coś wyjątkowego. Możliwość pokazania się przed francuską czy belgijską publicznością to był zaszczyt i ciekawy sprawdzian dla nas samych. No i dla mnie spełnieniem marzeń był występ na Castle Party! Pochodzę z Bolkowa i od dziecka przesiąknąłem atmosferą tego festiwalu. Fajnie było zagrać „u siebie”.
MAREK: Też chciałem wymienić Lille. :) Każdy występ jest inny i każdy przynosi nowe doświadczenia. Dobrze wspominam nasz pierwszy wspólny występ, bo to było takie wyjście z cienia.
MUAM: To na koniec spójrzmy jeszcze w przyszłość. O czym marzy zespół Give Up To Failure?
MAREK: O podróży roadrunnerem i miesięcznej trasie po Stanach.
MICHAŁ: Jest kilka festiwali na świecie, które chętnie obejrzałbym z perspektywy sceny.
MUAM: Super, tego wam życzę! Dzięki piękne!
MAREK: Dzięki!
Album "Cocoon" ukazał się 20 lutego 2023 roku nakładem Requiem Records. Znajdziecie go tu: