Środek weekendu i brak pomysłu na zagospodarowanie czasu ? Sobotni wieczór zawsze miło spędzić w gdyńskiej Desdemonie, tym bardziej przy dobrej muzyce., a tej nie brakowało podczas koncertów Konia i Some Things. Sporo ciekawych dźwięków mogli znaleźć tu dla siebie fani nieoczywistych gatunkowych fuzji.
Punktem wyjścia dla tego wieczoru był blues. Some Things cenią go i czują, a jednocześnie interpretują go po swojemu, w formie dość surowej, za to skutecznej. Słuchając ich występu nieustannie na myśl przychodził mi słynny duet The White Stripes, szczególnie początkowy etap ich twórczości. Duet zaprezentował dość jednorodny, za to intensywny set, z każdym kolejnym utworem czując się na scenie coraz swobodniej i coraz pewniej. Liczna publiczność przyjęła muzyków bardzo ciepło i serdecznie, co w Desdemonie zdaje się być już bardzo miłą tradycją.
Na te najbardziej entuzjastyczne owacje trzeba było jednak poczekać do koncertu zespołu Koń, który zachwycił charyzmą i naturalnością. Muzyka płynęła, wymykając się gatunkowym szufladkom, sięgając do inspiracji bluesem, country, psychodelią i jazzem. Miłośnicy improwizacji otrzymali dokładnie to, na co czekali - potężną dawkę emocji i zaskoczeń, wykonanych na najwyższym poziomie.
Nie brakowało wirtuozerii, szczerości i luzu. Nic dziwnego, w końcu Koń to skład, który zadebiutował w ubiegłym roku, ale nie tworzą go debiutanci, lecz świadomi i doświadczeni muzycy - gitarzysta Sławomir Szudrowicz (Something Like Elvis, Selina Martin Band), perkusistka Asia Glubiak
(Panieneczki, Limboski, Barbara Wrońska), saksofonista Michał Fetler (Jazzband Młynarski Masecki, Polmuz, Fanfara Awantura) oraz kompozytor,
wirtuoz instrumentów klawiszowych - Jakub Królikowski. Takie połączenie musi być gwarancją jakości. Koń to zespół zdecydowanie koncertowy, a Desdemona okazała się idealnym miejscem, by się o tym przekonać. W żywej, kameralnej odsłonie i domowej atmosferze twórczość zespołu prezentuje się najlepiej.