środa, 29 marca 2023

Apocalyptica + Epica + Wheel - The Epic Apocalypse Tour, Gdańsk, B90 (27.03.2023) [GALERIA ZDJĘĆ]

Techniczne wyrafinowanie, kunszt wykonawczy, baśniowa atmosfera i ogrom wspomnień - tak było w poniedziałkowy wieczór w gdańskiej stoczni. W ramach trasy The Epic Apocalypse Tour do B90 zawitali Apocalyptica, Epica i Wheel. Przekładany i wyczekiwany od trzech lat koncert nareszcie doszedł do skutku, przynosząc sporo radości nie tylko fanom symfonicznego metalu.


Tym razem do B90 przybyła publiczność bardzo różnorodna, która wypełniła klubową salę niemal po brzegi. Wśród zgromadzonych pod sceną fanów muzyki dostrzec można było osoby w różnym wieku i o zróżnicowanych upodobaniach muzycznych - młodszych, nieco starszych, a nawet rodziców z dziećmi. Nic w tym dziwnego - Apocalyptica prezentuje muzykę bardzo uniwersalną, w wyjątkowy sposób łącząc klasykę i szlagiery, które znają niemal wszyscy, a twórczość grupy Epica mimo podniosłości i wyrafinowania ma w sobie naprawdę pokaźną dawkę chwytliwości. Zacznijmy jednak od początku, bo już od godziny 19 w klubie działo się naprawdę sporo. 

Wtedy to na scenę wkroczył zespół Wheel, który na pół godziny zabrał słuchaczy w świat połamanych gitarowych melodii przywodzących na myśl dokonania Tool, okraszonych ciekawym wokalem i dobrymi tekstami. Był to bardzo obiecujący występ pełen fajnej, szczerej energii. Zespół został przyjęty bardzo ciepło i niesiony dopingiem obiecał rychły powrót do Polski. Oby na dłuższy koncert.

Tym razem prawo do pełnowymiarowego występu mieli wyłącznie Apocalyptica i Epica, którzy podczas tej trasy grają około półtoragodzinne sety, zmieniając się kolejnością. W Gdańsku jako pierwszy zaprezentował się zespół z Holandii, porywając do szaleństwa liczną grupę fanów wiwatujących w pierwszych rzędach.

Potężne galopady, growl z otchłani, klawiszowe pasaże i nieprawdopodobny żeński wokal o zdecydowanie operowym potencjale - podczas występu Epicy było naprawdę podniośle. Nie brakowało też jednak dobrej zabawy i energii, której ochoczo poddała się publiczność, wspólnie klaszcząc, skacząc i uśmiechając się od ucha do ucha. Zespół odwdzięczył się zaś pełnym zaangażowaniem.

Choć metal symfoniczny niejednokrotnie balansuje na granicy kiczu, sięgając po estetykę i patenty kojarzące się bardzo baśniowo,  do jakości występu i umiejętności technicznych muzyków nie można było się przyczepić. Brzmieniowo i kompozycyjnie wszystko się zgadzało, a przyjemność odbioru koncertu zapewniło selektywne nagłośnienie klubu. Coś dla siebie mogli zaleźć tu zarówno fani metalowego wykopu jak i podniebnych wokaliz. Growl założyciela i gitarzysty Marka Jansena oraz mezzosopran Simone Simons świetnie się uzupełniały, wprawiając widzów w zachwyt. 

Choć o uwagę publiczności silnie zabiegali zarówno klawiszowiec grający na nietypowej przenośnej i wygiętej w łuk odmianie tego instrumentu, jak i uśmiechnięci i energetyczni gitarzyści, właściwie całe show skradła wokalistka, nie tylko zachwycająca śpiewem, lecz także ujmująca poczuciem humoru.

Simone Simons machając w najlepsze włosami i wędrując po scenie w krótkiej świecącej sukience i kozakach na obcasie, postanowiła swój sceniczny wizerunek ulokować gdzieś pomiędzy stereotypem liderki metalowego zespołu, a tym, czego oczekuje się pod względem wyglądu od popowych gwiazd. Artystka, która jest jednocześnie ambasadorką jednej z najpopularniejszych marek kosmetycznych na świecie żartowała, że trudno wczuwać się w muzykę w pełni będąc w butach na obcasie, ale sama sobie to zrobiła.  Oczywiście, takie aspekty nie powinny mieć żadnego znaczenia - na scenie liczy się przecież wyłącznie talent i wnętrze, a wygląd to sprawa czysto subiektywna, a jednak to stwierdzenie skłania do refleksji.

Chciałabym doczekać czasów, w których nikt, niezależnie od płci i orientacji, nie odczuwałby emocjonalnego przymusu ubrania się w taki czy inny sposób, by sprostać oczekiwaniom publiczności i wpisać się w kanony estetyczne spopularyzowane w minionych latach. By wygląd zewnętrzny był w pełni osobistym wyborem zależnym jedynie od własnego samopoczucia. Otwartość i zmiany na lepsze postępują dość odważnie w ostatnich latach, niemniej czeka nas jeszcze długa i kręta droga. 

Wróćmy jednak do muzyki, bo to ona jest tu najważniejsza. Epica zachwyciła, a jak wypadła Apocalyptica? Tu zdania mogą być podzielone. Apocalyptica to kawał historii muzyki rozrywkowej i pomost między muzyką klasyczną i popularną. O tym zespole na przestrzeni lat słyszał niemal każdy, zarówno ten, kto szukał muzyki na własną rękę, jak i odbiorca komercyjnych stacji radiowych. Wiolonczelowe trio intrygowało charyzmatycznymi interpretacjami popularnych utworów Metalliki, Rage Against The Machine czy Sepultury oraz własnymi kompozycjami w charakterystycznym stylu. A jak ta muzyka zabrzmiała w czasach, gdy słyszeliśmy już właściwie wszystko i coraz trudniej czymś zaskoczyć?

Na pewno bardzo nostalgicznie. Technicznie i pod kątem selektywności nagłośnienia było bez zarzutu, a jednak zabrakło głębi. Apokaliptycznego mroku było niewiele, było za to mnóstwo popowych zagrań i chwytliwości, chwilami nawet za dużo. Najpełniej i najpiękniej ta muzyka brzmiała w wersji instrumentalnej, gdy wiolonczeliści wraz z perkusistą budowali klimat, niestety nieco mniej atrakcyjnie z wokalem. Choć Frankiemu Perezowi umiejętności wokalnych odmówić nie można, zabrakło tego błysku, który poruszyłby serce. Niemniej jednak wykonane wszystko zostało na najwyższym poziomie.

Dla wielu przybyłych był to z pewnością niezapomniany wieczór, powrót do przeszłości i wspomnień sprzed lat. Reakcje pod sceną były entuzjastyczne. Z drugiej strony dało się też jednak zauważyć dość sporą grupę osób, która oczekiwała czegoś innego i opuszczała klub z mieszanymi uczuciami. Trudno jednak dogodzić wszystkim, szczególnie gdy wybiera się rozwiązanie muzycznie bezpieczne, gdzieś na pograniczu wyrafinowania i komercyjnej przystępności. Nie zmienia to jednak faktu, że zawsze warto posłuchać na żywo tak ważnych dla historii muzyki zespołów, jak Apocalyptica.

Zostawiam was ze wspomnieniami w postaci całkiem solidnej dawki ujęć. Jeśli czekacie na te w planie szerokim, z perspektywy tyłu sali, z rękami publiczności w górze, oklaskującymi artystów, z kłaniającymi się, uśmiechniętymi od ucha do ucha, szalejącymi muzykami, rozkręcającymi się w miarę upływu kolejnych minut koncertu i oswajania się ze sceną, tym razem niestety ich nie będzie. Zgodnie z wolą zespołów każde ze zdjęć zostało wykonane spod sceny, w trakcie trzech pierwszych utworów każdego z trzech występów. Czy udało się oddać klimat koncertu to już pozostawiam do subiektywnej oceny.

WHEEL 

 





































































EPICA
























 





















































APOCALYPTICA