"Przyjmijcie zaproszenie do Kawiarni na Końcu Świata. Cóż
to za miejsce? Nie możemy ujawniać szczegółów, ale obiecujemy, że
dostarczy Wam wielu wrażeń. Trudno jest nawet określić konkretnie jego
położenie. Może to przestrzeń zawieszona gdzieś pomiędzy jawą, a snem?
Może znajduje się na skraju Krainy Czarów. A może jest to miejsce
nocnych spotkań kuracjuszy Sanatorium Pod Klepsydrą?" - tak zwracają się do otwartych słuchaczy muzycy Decadent Fun Club, zapraszając do odsłuchu nowej kompozycji, zwiastującej pierwszy pełnowymiarowy album zespołu. "Tango" to intrygująca kompozycja, prezentująca to, co w twórczości zespołu najlepsze i najbardziej ekscytujące. Pięknie i w szczegółach opowiada o niej wokalista zespołu, Paweł Ostrowski.
Pierwsza kompozycja jest syntezą stylu Decadent Fun Club, który trafia zarówno do odbiorców szeroko pojętej alternatywy, jak i ambitnego popu. Utwór utrzymany w molowej tonacji przenosi słuchacza do tajemniczego świata marzeń i nostalgii.
Na pytanie o warstwę muzyczną utworu wokalista zespołu, Paweł Ostrowski, odpowiada dość niejednoznacznie, ale obrazowo: "Dominuje tu kolor niebieski, który zalicza się do barw chłodnych, jednak w tym przypadku nie mrozi, tylko przyjemnie orzeźwia. Jest tu także całkiem sporo fioletowego szaleństwa". Zdaniem Pawła jest to doskonałe wprowadzenie do świata "OKO", ale nie stanowi wyznacznika stylistycznego całego albumu, który ma być eklektyczny: "To będzie podróż - rollercoaster przez całe spektrum kolorów i stanów emocjonalnych: zimnych, ciepłych, euforycznych, spokojnych, przyziemnych i kosmicznych".
W warstwie lirycznej "Tango" to poetycka impresja zabarwiona dekadencją, oniryzmem i psychodelią. Paweł: "Wbrew pozorom tytuł nie ma związku z muzyką, tylko jest luźnym odniesieniem do książki "Tango" Sławomira Mrożka. Pojawia się tu także motyw wirującego derwisza, który w ekstatycznym tańcu szuka mistycznej jedni z absolutem. Po raz pierwszy poznałem to słowo gdy byłem dzieckiem i zasłuchiwałem się w kasecie zespołu Maanam - "Derwisz i Anioł". Po wielu latach spotkałem prawdziwego derwisza, który stał się jedną z moich inspiracji. Dostałem od niego także suknię, którą widać na okładce singla”.
Teledysk "Tango" to efekt współpracy Decadent Fun Club z reżyserem Piotrem Smoleńskim.
Paweł: “Piotr to profesjonalista, który ma wielką intuicję, wyobraźnię i genialne pomysły. Jednocześnie jest też bardzo otwarty, potrafi słuchać i wyczuwać, dzięki czemu praca z nim jest przyjemna i fascynująca”. Warto wspomnieć, że “Tango” nie jest pierwszym owocem tego połączenia sił twórczych, gdyż Piotr Smoleński był także reżyserem teledysku “Serendipity”, którym Decadent Fun Club debiutował w 2017 roku. Paweł: “Zatoczyliśmy koło. W pewnym sensie czujemy się tak jakbyśmy drugi raz debiutowali. Utwór “Tango” rozpoczyna zupełnie nowy rozdział dla naszego zespołu. Dlatego też fakt, że ponownie otwieramy go razem z Piotrem ma dla nas bardzo piękny, symboliczny wymiar. Ta współpraca przyniosła nam wtedy szczęście i teraz także czujemy ten sam rodzaj ekscytacji”.
Wizualnie teledysk jest kwintesencją dekadencji. Panuje w nim gęsta, oniryczna atmosfera zabarwiona psychodelią. Co ciekawe, początkowo koncepcja była zupełnie inna.
Paweł: “Przez dłuższy czas miałem idee fixe, żeby cały teledysk oparty był na ujęciach wirującego derwisza. Niestety derwisz, który miał wystąpić, uległ kontuzji, w związku z czym użyczył mi tylko swojej sukni, którą można podziwiać na okładce singla. My zaś zaczęliśmy szukać nowego pomysłu na teledysk. Wtedy Natasza, która razem ze mną i z Sandrą tworzy trzon grupy NOWHERE Productions odpowiedzialnej za wizualną stronę Decadent Fun Club, zaproponowała, aby przenieść teledysk do przestrzeni, którą nazwała Kawiarnią na Końcu Świata. Wiedziałem od razu, że jest to strzał w dziesiątkę. Wspólnie rozwijaliśmy ten pomysł i szukaliśmy tropów, które zaprowadzą nas do tego miejsca. Jednym z takich tropów był klub jazzowy z powieści Wilk Stepowy, film Sanatorium Pod Klepsydrą, ale też genialny teledysk “No More I Love You’s” Annie Lennox, który zrobił na nas obojgu wielkie wrażenie gdy byliśmy dziećmi. Znaleźliśmy też idealne miejsce - w rolę Kawiarni na Końcu Świata wcielił się warszawski klub SPATiF”.
Decadent Fun Club postanowił także zaprosić do Kawiarni na Końcu Świata grono znamienitych gości - swoistą “galerię osobliwości”, która tworzy wyjątkowy klimat teledysku. Duża część tego towarzystwa to członkowie grupy artystycznej Glitter Confusion.
Paweł: ”Przyjaźnimy się od dawna. Kilka lat temu graliśmy na ich pierwszej wystawie, potem nasze drogi przecinały się jeszcze wielokrotnie. W tym miejscu chciałbym podkreślić jak wielką rolę przy produkcji teledysku odegrał Krzysztof Sierpiński - matka i serce Glitter Confusion. Cudownie podchwycił i wzbogacił koncepcję Nataszy oraz pomógł nam wykreować większość postaci. Zresztą niektóre z nich zostały zaczerpnięte wprost z performance'ów Glitter Confusion. Przy okazji dodam też, że przy odrobinie szczęścia można te cudaczne dziwolągi spotkać nocną porą w warszawskich klubach, a zwłaszcza w Piekle nad Niebem, którego są stałymi rezydentami”.
Wśród gości znajduje się też m.in. legendarny aktor Jerzy Nasierowski, który gra rolę cichego mistrza ceremonii oraz zaprzyjaźnieni muzycy - Ania i Amina z zespołu Cudowne Lata i Paweł Swiernalis, a także dziennikarz Artur Rawicz, który na potrzeby teledysku zdobył się na dość radykalny gest.
Paweł: "Pomysł wyszedł od samego Artura. Kiedy go zapraszaliśmy, powiedział, że czuje potrzebę ścięcia włosów na zero i może mógłby zrobić to na planie naszego klipu. Przez przypadek sprawił, że cały teledysk stał się jeszcze bardziej wymowny. Symbolika ogolenia głowy cudownie równoważy intensywność tych wszystkich słów i obrazów, wyraża potrzebę odnowy, oczyszczenia, powrotu na start. Jest w tym także jakaś nadzieja i rodzaj deklaracji - decyzji o wzięciu życia w swoje ręce. Tak się składa, że cały album "OKO" przyniesie dużo refleksji tego rodzaju”.
Jak podkreśla Paweł, album "OKO" zawierać będzie wyłącznie utwory śpiewane po polsku, co jest nowością w porównaniu do nagrań grupy znanych z debiutanckiej EPki. To jednak nie koniec niespodzianek. Sporym zaskoczeniem może okazać się też pierwszy w historii Decadent Fun Club utwór w skali durowej (dla niewtajemniczonych, w dużym uproszczeniu można powiedzieć, że utwory durowe w odczuciu są bardziej "radosne i ciepłe", w przeciwieństwie do utworów molowych, które są "smutne i chłodne"). Muzycy zdecydowali się także po raz pierwszy powierzyć produkcję swojej muzyki osobom spoza zespołu. Za brzmienie albumu odpowiadać będzie dwóch uznanych producentów - Leszek Biolik i Bartek Szczęsny.
Decadent Fun Club to zespół pełen sprzeczności i tajemnic. Jestem pewna, że jeszcze nie raz nas zaskoczy. Bądźcie czujni!