Dużo pozytywnej energii, pełen relaks ,morze post-rockowej pejzażowości i niezwykły klimat - tak było w niedzielny wieczór w B90, do którego zawitali Irlandczycy z God Is An Astronaut oraz Szwedzi z grupy EF. Był to idealny finał obfitującego w emocje weekendu.
Techniczna precyzja, malowanie brzmieniem i melodie, które koją, skłaniają do refleksji i relaksują - w post rockowej estetyce właściwie wszystko zostało już powiedziane i niezwykle trudno wymyślić coś, co zaskoczy. Zespoły takie jak God Is An Astronaut i EF, które są na scenie od ponad dwóch dekad wypracowały już sobie markę i pozycję w nurcie muzyki niezależnej, dzięki czemu mają też oddaną grupę słuchaczy w wielu krajach. Zdecydowanie trudniej mają natomiast debiutanci, którzy właśnie w pejzażowości upatrują przyszłość swojej sztuki. W dobie dominacji krótkich form i nieskomplikowanego przekazu trudno o uwagę odbiorcy. Czy ktoś w ogóle jeszcze słucha post rocka?
Okazuje się, że z frekwencją na nie-śpiewanych gitarowych koncertach w naszym kraju nie jest tak źle i całe szczęście, bo to piękna i poruszająca muzyka. Zderzenie mroku i pejzażowości, melodii i ciężaru i stopniowe budowanie napięcia poprzez dialogi poszczególnych instrumentów to sztuka wartościowa i zasługująca na uwagę. W Gdańsku znalazła swoich odbiorców, którzy słuchali dźwiękowej opowieści płynącej ze sceny, chłonąc klimat z należytą uwagą i zaangażowaniem.
Wieczór rozpoczęli Szwedzi z EF, którzy zaprezentowali swój najnowszy album "We Satute You, You and You!", który ukazał się nakładem Pelagic Records. Około godzinny set wypełniły urzekająco piękne melodie budowane przez sekcję rytmiczną, gitary oraz wiolonczelę, która wiodła prym. Słuchało się tego występu bardzo przyjemnie i chyba tak samo miło grało się muzykom, którzy cieszyli się każdą chwilą na scenie i dziękowali za ciepłe przyjęcie. Choć nie padło wiele słów, dało się odczuć płynące ze sceny ciepło i moc. Przy tych dźwiękach można było się rozmarzyć i wyciszyć.
Odpocząć, przede wszystkim psychicznie i naładować akumulatory na pełen wezwań tydzień można było także podczas koncertu gwiazd wieczoru. Tym razem grupa, która odwiedza Polskę regularnie, przyjechała bez klawiszowca i postawiła na gitarowy repertuar, który zdominowały kompozycje z "Ghost Tapes #10" oraz ukochanego przez fanów "All Is Violent All Is Bright", który ukształtował brzmienie post-rocka. Kwartet, na czele którego stoją bracia Kinsella jak zawsze stanął na wysokości zadania i zagrał solidny, pełen emocji koncert.
Choć nie był to najbardziej intensywny i najbardziej wzruszający koncert God Is An Astronaut w moim życiu (miałam przyjemność słyszeć już cztery i pod kątem emocjonalnym nie jest już w stanie dorównać pierwszym dwóm doznaniom), to dostarczył mi naprawdę sporo ciepła, mroku i melancholii, czyli dokładnie tego, czego oczekiwałam. Przestronna sala klubu B90 świetnie oddała klimat tej muzyki, która brzmiała tu bardzo przestrzennie i wyraziście. Krótko pisząc, był to jeszcze jeden bardzo udany wieczór, spędzony w jednym z najlepszych klubów koncertowych na świecie.
EF
GOD IS AN ASTRONAUT