Mrok lejący się strumieniami, przeszywające do szpiku kości, wwiercające się w umysł, serce i duszę emocje, techniczny kunszt i fuzja gatunków - tak było ostatniego dnia marca w gdańskim B90, gdzie w ramach Distortion Tour 2023 zawitali Francuzi z Igorrr i Belgowie z grupy AMENRA w towarzystwie Der Weg Einer Freiheit i Hangman's Chair. Jeśli ktoś wciąż uważa, że metal to tylko generowana przez krzyki, gitary i bębny ściana hałasu, mógł przekonać się na własne uszy, jak bardzo się myli. Każdy z występujących zespołów zaprezentował porcję intrygującej i pełnej emocji muzyki z pogranicza gatunków. Była to prawdziwa gratka dla wielbicieli tego co ekstremalne i zdecydowanie nietuzinkowe.
Kilka godzin różnorodnej, inspirującej muzyki po wyczerpującym tygodniu? O tak, zdecydowanie! W dodatku świetnie nagłośnionych, spędzonych w miłej atmosferze. Dla miłośnika muzyki, szczególnie tej mrocznej i cięższej, trudno o lepsze zwieńczenie piątku. B90 to klub wręcz idealny dla właśnie takich koncertów - nieco tajemniczych, atmosferycznych, o czym można było przekonać się po raz kolejny ostatniego dnia marca. Stoczniowe mury korespondowały z muzyką wybornie.
Tuż po dziewiętnastej rozpoczęli Hangman's Chair, którzy odwiedzili Stocznię Gdańską po raz drugi. Podczas ubiegłorocznej edycji Mystic Festival występowali po sąsiedzku, za ścianą w Drizzly Grizzly, który tym razem stał się salą spotkań z zespołami po kolejnych koncertach i wielkim stoiskiem zakupowym, uginającym się od płyt, koszulek, bluz i innych koncertowych pamiątek. Był to świetny ruch ze strony organizatorów, zwiększający przestrzeń w klubie i umożliwiający zdecydowanie bardziej komfortowy udział w wydarzeniu. Wróćmy jednak do dźwięków - mroczna melodyjność muzyki Francuzów z utworu na utwór coraz bardziej przekonywała publiczność, która reagowała coraz głośniej i intensywniej. Choć dominowały tu smutek i melancholia, nie brakowało momentów, przy których można było się kołysać i uśmiechnąć. W końcu czerpać przyjemność można nie tylko z tego, co jednoznacznie wesołe, o czym chyba żadnego fana metalu przekonywać nie trzeba. Był to dobry koncert i zdecydowanie dobrze dobrany i fajny wstęp do dalszych wydarzeń tego wieczoru, a tych zdecydowanie nie brakowało.
Der Weg Einer Freiheit zaserwowali potężną, przeszywającą dawkę ekstremum z pogranicza post, black i prog metalu. Zabrzmieli fenomenalnie, prezentując nie tylko muzykę dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach, ale przede wszystkim bardzo pomysłową, a przy tym ujęli skromnością, dziękując współtowarzyszom trasy za szansę wspólnego wyjazdu. Gdyby nie to, co wydarzyło się później można by w przypadku tego koncertu z powodzeniem użyć określenia misterium hałasu. Wszelkie duchowe doznania jednak wessał i pochłonął niczym czarna dziura spektakl zaprezentowany przez AMENRĘ.
Belgowie słyną z występów, w których liczą się przede wszystkim emocje. Nie ma tu miejsca na popisy, interakcję, czy jakikolwiek dialog z publicznością, jest duchowe doznanie w najczystszej postaci. Każdy z muzyków grupy przeżywa koncert na swój sposób, wczuwając się w melodie, ściany dźwięku, teksty. Towarzyszy im fenomenalna oprawa wizualna, w czarno białej tonacji, idealnie współgrająca z brzmieniem i przekazem. To przeżycie, którego tak naprawdę nie da się opisać słowami - by pojąć jego istotę, trzeba go doświadczyć. Wokalista i lider grupy, Colin H. van Eeckhout doświadcza na scenie każdego koncertu w sposób bardzo fizyczny - to rytuał pełen obezwładniającego mroku, rezygnacji, bólu i cierpienia, które są namacalne, prowadzący ku otchłani i przynoszący oczyszczenie, gdy ból ustąpi. Setlistę zdominowały kompozycje z ostatniego albumu grupy, "De Doorn". Te kilkadziesiąt minut dostarczył tak potężnej dawki emocji, że właściwie nic więcej mogło się już tego dnia nie dziać.
Nieprawdopodobnym wręcz kontrastem był po półgodzinnej przerwie występ projektu Igorrr, na czele którego stoi francuski producent i muzyk Gautier Serre. O nietuzinkowości tej muzyki rozpisywałam się już w recenzji albumu "Spirituality and Distortion" oraz relacji z ubiegłorocznego występu w Progresji. Nic się w tym temacie nie zmieniło - był to miód na uszy wymagającego odbiorcy, który nie boi się eksperymentów na poziomie ekstremalnym. Połączenie żeńskiego śpiewu operowego z potężnym growlem oraz metalowych galopad i porażających riffów z muzyką klubową nie należy do częstych zabiegów w muzyce i zdecydowanie uchodzi za coś niespotykanego, a niekiedy i niestrawnego w większej dawce. W koncertowej odsłonie ta muzyka nabiera dodatkowego wymiaru, mnóstwa powietrza i przestrzeni, a co najważniejsze, jest w stanie porwać publiczność do szaleństwa. Tańców i gorących owacji pod sceną nie brakowało - fani bawili się wyśmienicie, reagując na zachęty do wspólnych okrzyków, oklasków i ogólnie zabawy w najlepsze. Jednak równie dobrze się tego koncertu po prostu słuchało, chłonąc techniczne niuanse, perfekcyjne zbilansowanie melancholii, ciężaru i dobrego humoru i wczuwając w opowiadaną na scenie historię rodem z surrealistycznego filmu.
Metal ma się świetnie, szczególnie ten najbardziej ekstremalny i łączący nieoczywiste elementy. Piątkowy wieczór był na to niezbitym dowodem, a przy okazji wyborną okazją, by posłuchać muzyki, która wyróżnia się nie tylko techniczną perfekcją, dopracowaniem szczegółów i pomysłowością, ale urzeka atmosferą i ujmuje szczerością. Oby takich koncertowych przeżyć było jak najwięcej.
HANGMAN'S CHAIR
DER WEG EINER FREIHEIT
AMENRA
IGORRR