czwartek, 25 maja 2023

DESERTFEST BERLIN DAY 3 (UNCLE ACID & THE DEADBEATS, SLIFT, MONO, BONGZILLA i inni) - Berlin, Columbiahalle + Columbia Theater, 21.05.2023 [GALERIA ZDJĘĆ]

Gdy budzisz się ze zmęczeniem w kościach i parzącym bólem podeszw stóp od razu przypominasz sobie, że jesteś w trakcie festiwalu i masz za sobą kilkanaście godzin biegania między scenami. Niedzielny poranek po dusznej nocy i dwóch dniach ciężkiej pracy fotograficznej do najlżejszych nie należał, ale muzyka zrekompensowała wszystkie wysiłki. Trzeci dzień festiwalu upłynął pod znakiem muzycznej różnorodności i temperatury rodem z piekła, a to, co wydarzyło się na koncertach Ecstatic Vision, Mono i Slift zostanie w mojej pamięci na długo.

 


 

Z uwagi na szybszy start koncertów (wszystko po to, by skończyć dzień festiwalowy ciut wcześniej, by jeszcze trochę wypocząć przed pracą - niech to posłuży za kolejny przykład zadbania o komfort ) tym razem na terenie stawiłam się ciut wcześniej, już po szesnastej, by sprawdzić, jak zabrzmią nowe kompozycje Blood Ceremony, którzy 5 maja wydali świeżutki album "The Old Ways Remain". Wypadły bardzo fajnie - melodyjnie, sympatycznie i miło. Charyzmatyczna, grająca na klawiszach i flecie wokalistka wraz z kolegami z zespołu dali z siebie sto procent, wyrażając ogromną wdzięczność za tak wczesne przybycie dla całkiem licznej publiczności.

Koncerty w zamkniętych pomieszczeniach w upalne dni nie należą do najłatwiejszych, tym bardziej, jeśli powierzchnia sali jest nieduża. Podczas występu tria Daily Thompson w Columbia Theater trudno było złapać oddech, ale zespół za poświęcenie odwdzięczył się fajną energią. Śpiewająca basistka, uśmiechnięty od ucha do ucha perkusista i równie sympatyczny gitarzysta dali z siebie maksimum ku uciesze licznych fanów. 

Idealnie do temperatury swoim sfuzzowanym, ciężkim, dusznym i powolnym brzmieniem dopasowała się Bongzilla z charyzmatycznym wokalistą i basistą na czele. W sumie zioła, których zalety wychwalają w tekstach nie były już potrzebne - panował taki klimat, że o halucynacje nie było trudno. 

Mała scena tego dnia zdecydowanie należała do Ecstatic Vision, którzy zaszaleli jak nikt inny, dzieląc się kosmiczną energią i zarażając poczuciem humoru. W psychodeliczny trans wprowadzało połączenie gitar i saksofonu, a wyjątkowości dodawała koncertowi ekspresja sceniczna członków zespołu. Grało im się tak dobrze, że już na początku koncertu wokalista i saksofonista zeskoczyli do publiczności, by przybić piątki i trochę się powygłupiać. Widzieliście kiedyś, by wokalista śpiewał do góry nogami? Nie? To wybierzcie się na koncert tego zespołu, bardzo możliwe, że czegoś takiego doświadczycie! (dowody w galerii poniżej). Na pewno będzie fajnie, nie tylko muzycznie! 

Kontrasty, zderzenie ciszy i hałasu, synchroniczne ruchy i trans to domena japońskich mistrzów post rocka z Mono. Mimo że widziałam zespół niespełna dwa tygodnie wcześniej w Drizzly Grizzly, z przyjemnością wybrałam się na ich koncert ponownie. W dużej, przestrzennej sali ta muzyka nabrała dodatkowej mocy i wyrazistości, oplatając uszy i siejąc spustoszenie w duszy. Kluczowym elementem występu był album "Pilgrimage of the Soul" z 2021 roku. Pięknie to wszystko zabrzmiało i o wzruszenie nie było trudno. 

Jak tańczyć do stoner'owych melodii pokazała wokalistka szwedzkiej Gaupy, która serwowała raz za razem skomplikowane układy choreograficzne, budząc szczery podziw. Śpiewała przy tym świetnie. Scena kipiała od energii za sprawą nośnych riffów i wchodzących w głowę refrenów. Tak, to był jeszcze jeden bardzo dobry koncert. Niełatwe zadanie stanęło więc przed kończącymi koncertowe zmagania na małej scenie dziewczynami z L.A. Witch, którym na dodatek zaginęły bagaże, więc musiały wystąpić w pożyczonych rzeczach i zagrać na pożyczonym sprzęcie. Udało się, wypadły dobrze, ale co się stresu najadły wcześniej, to ich.

A co w międzyczasie działo się na dużej scenie? Równie dużo. Spustoszenie za sprawą szaleńczego post-psych-doom'owego brzmienia podkręconego przyprawiającymi o zawrót głowy wizualizacjami i światłem stroboskopowym siało francuskie trio Slift, które postawiło na klimat i energię generowaną przez porozumienie między muzykami. Był to chyba najgłośniejszy koncert festiwalu. Brzmiało to wszystko jednak bardzo selektywnie i wywoływało ciarki. Był to jeden z najlepszych koncertów festiwalu. 

Wszystko zakończyło się z przytupem i z impetem za sprawą pełnej sabbathowych riffów i wciągających melodii zaprawionych kwaśnym brzmieniem twórczości spod znaku Uncle Acid & The Deadbeats. Publiczność bawiła się świetnie, tańcząc w najlepsze i owacyjnie oklaskując muzyków skrytych za tylnym oświetleniem. Występowi towarzyszyły równie kwaśne jak dźwięki wizualizacje. Niespełna półtoragodzinny koncert wypełnił przekrojowy materiał, który zabrzmiał świetnie w Columbiahalle, wdzierając się w każdy zakamarek sali. Był to wymarzony finał dla festiwalu o takim profilu. Zabawa zakończyła się tuż po 23, by zostawić publiczności ciut więcej czasu na odpoczynek przed poniedziałkiem i powrotem do pracy. Dzięki temu ci, którzy byli na miejscu nie musieli brać urlopu na kolejny dzień.

Tegoroczna berlińska edycja Desertfestu była bardzo udana. Przyniosła wiele muzycznych doznań i pozostawiła po sobie bardzo dobre wrażenie pod kątem organizacyjnym. Kolejna odsłona słynnego stoner-doom metalowego święta już we wrześniu w Nowym Jorku i w październiku, tym razem w belgijskiej Antwerpii. Wybieracie się? Myślę, że warto.

 

 BLOOD CEREMONY

























































DAILY THOMPSON


























BONGZILLA























ECSTATIC VISION























































MONO













































GAUPA




















































































SLIFT





































































L.A. WITCH























 UNCLE ACID AND THE DEADBEATS