Finał Konkursu Piosenki Eurowizji, ogrom atrakcji z okazji Nocy Muzeów, długi ciepłowieczorny spacer, piwko ze znajomymi, impreza, emocje piłkarskie, a może coś zupełnie innego? Pomysłów na miniony sobotni wieczór było mnóstwo, a tym zdecydowanie jednym z najlepszych była wycieczka do gdyńskiej Desdemony, gdzie na międzypokoleniowym koncercie spotkały się dwa fantastyczne zespoły - reprezentujący najmłodsze pokolenie Trójmiejskiej Sceny Muzycznej Eight Minute Agony i prog-funkowy projekt czterech doświadczonych muzyków z ważnym przesłaniem, czyli Formy Planet. Nie brakowało wrażeń i wzruszeń, a klubowa sala wypełniła się niemal do ostatniego miejsca.
Takiej kolejki czekającej na wejście do podziemnej sali Klubu Desdemona jeszcze nie widziałam. Ciągnęła się aż do rogu ulicy Abrahama i Armii Krajowej, a wśród oczekujących młodzież szkolna, rodzice, dziadkowie, stali bywalcy i przyjaciele klubu i miłośnicy dobrej muzyki, otwarci na międzygatunkowe, nieoczywiste połączenia - był to jeden z tych koncertów, na którym zdecydowanie warto było być, by doświadczyć czegoś absolutnie wyjątkowego.
Nie co dzień jest się świadkiem narodzin świetnego zespołu, który już za kilka lat może nieźle namieszać nie tylko na lokalnej muzycznej scenie. Eight Minute Agony to zdecydowany kandydat do zapełniania znacznie większych klubów niż Desdemona. To zespół tworzony przez kilkunastoletnich chłopaków z wizją, niespożytą energią i ogromną chęcią rozwoju, którzy wiedzą, czego chcą i jeśli tylko dalej będą niestrudzenie ćwiczyć i się rozwijać, dopną swego.
Metal to muzyka dla ludzi odważnych, szczerych i z pasją, którzy nie boją się wyzwań. Chłopakom zdecydowanie żadnego z tych elementów nie brakuje. Bezkompromisowo idą naprzód i dzielą się fantastyczną energią i świeżym spojrzeniem na to, czym muzyka jest dla twórcy i czym może być dla odbiorcy. Przyglądając się ich zaangażowaniu można było wyraźnie dostrzec, że są na właściwej drodze.
Choć był to dopiero drugi występ zespołu przed publicznością, chłopcy świetnie sobie poradzili - choć sala była wypełniona po brzegi, nie zjadła ich trema. Wręcz przeciwnie, to nakręciło ich do jeszcze większej energii na scenie. Skomplikowane sekwencje, balansujące na pograniczu najcięższych odmian metalu łączyli bez problemu z melodią bliską indie - rockowej piosenkowości. Zbudowali potężną ścianę dźwięku, na tle której przebijał się wyrazisty growl wokalisty. Było mrocznie, duszno i ciężko, czyli dokładnie tak, jak być powinno. Oczywiście, czerpali garściami z muzyki i zachowań scenicznych swoich idoli, skacząc i kręcąc włosami, ale mieli na brzmienie własny pomysł, co więcej bardzo skuteczny.
Dokładnie wiedzieli, jak zaangażować publiczność do zabawy. Wokalista zachęcał zgromadzonych pod sceną do szaleńczego pogo i dokładnie tłumaczył, kiedy należy użyć maksymalnej energii, by efekt był jak najlepszy. Bezproblemowo wraz z gitarzystą zaangażował się też w międzyutworowe opowieści. Publiczność przyjęła ich bardzo ciepło, gorąco dopingując każdego z członków zespołu, szczególnie najmłodszego w składzie perkusistę, który sprostał nie lada trudnemu wyzwaniu utrzymania przyprawiającego o zawrót głowy tempa utworów. Wdzięczni za wsparcie muzycy bisowali dwukrotnie, po czym uśmiechnięci i szczerze wzruszeni zeszli ze sceny, by nieco ochłonąć wśród rodzin i przyjaciół.
Eight Minute Agony to gitarzysta Miłosz Wellenger, basista Paweł Dudiak, wokalista Piotr Przybek i perkusista Leonard Jurewicz. Zapamiętajcie ich, bo coś czuję, że nie raz o nich usłyszycie! W każdym razie bardzo mocno trzymam kciuki, by tak się stało.
Przestrzeń, zima, kosmos, ekologiczne przesłanie i równie silna, co u wspomnianej młodzieży pasja - wszystko to charakteryzuje grupę Formy Planet, w kład której wchodzą znani, lubiani i bardzo cenieni członkowie takich zespołów Made In Poland, Why Bother?, Bielizna, The Shipyard, Dance Like Dynamite i Blenders. Jak sami żartowali ze sceny zagrali nieco wolniej niż poprzednicy, ale nie brakowało temu występowi energii. Muzyka z pogranicza nowej fali, melodyjnego rocka i psychodelii płynęła i skłaniała do przemyśleń za sprawą ważnych, ciekawych tekstów, które jak zawsze ekspresyjnie i z pasją zaśpiewał Rafał Jurewicz. Nie zabrakło odniesień do sir Davida Attenborough, słynnego brytyjskiego pisarza i podróżnika, a także refleksji na temat kondycji współczesnego świata i naszej Ziemi.
Muzycy świetnie rozumieli się na scenie, wymieniali się uśmiechami. Dopingowała ich równie uśmiechnięta publiczność, słuchająca z uwagą i nie stroniąca od tańców. Energią kipiał najbardziej wspomniany wokalista, który dał się ponieść emocjom i w przypływie adrenaliny wskoczył na wzmacniacz, by wznieść się aż do sufitu. Niestety nie wymierzył odległości od tylnej ściany za sceną i nieco się poturbował. Na moment wszyscy zamarli z przerażenia. Na szczęście jednak wszystko skończyło się dobrze, zespół dokończył koncert prawie w pełni sił. Pięknie i potężnie wybrzmiały kompozycje z pierwszej płyty "Kosmos Jest Wszędzie".
Był to fantastyczny, pełen emocji wieczór, podczas którego młodość spotkała się z doświadczeniem. Bezkompromisowość, kontrasty, fuzja gatunków i odkrywanie tego, co nieznane to jedne z najpiękniejszych doznań, jakich można doświadczyć na koncercie. Najpełniej oddziałują one w kameralnych, przyjaznych sztuce przestrzeniach, właśnie takich jak Desdemona. Dbajmy o to miejsce, by prężnie służyło kolejnym pokoleniom jak najdłużej.
EIGHT MINUTE AGONY