Co się odwlecze to... - wiadomo. :) Jeszcze jedna z nielicznych przedpandemicznych zaległości nareszcie doszła do skutku. Gdański Drizzly Grizzly po niemal trzyletnim oczekiwaniu odwiedzili Swallow The Sun. Fińscy mistrzowie doom metalu dostarczyli fanom mroku i melancholii dokładnie to, czego potrzebowali. Przed gwiazdami zaprezentowali się Włosi z Shores Of Null i Szwedzi z Avatarium. Jak było?
Mimo że frekwencja nie dopisała, choć mieliśmy do czynienia z piątkiem i początkiem weekendu, to właśnie w kameralnym charakterze wydarzenia można dopatrywać się wyjątkowości. Nie co dzień ma się okazję podziwiać w pełnej krasie tak zgrane i dopracowane pod kątem koncepcji zespoły jak Swallow The Sun. Bogaty dorobek, przekrojowa setlista i ogrom emocji zawartych w minimalistycznej oprawie koncertu - czego więcej wrażliwy, czujący istotę muzyki odbiorca może oczekiwać? Pozostaje jedynie dać się pochłonąć mrocznej melancholii, zamknąć oczy i chłonąć płynące ze sceny dźwięki. Warunki ku temu były wręcz idealne - doskonałe, selektywne nagłośnienie, subtelne oświetlenie, minimalistyczna dekoracja sceny w postaci okładki albumu "Moonflowers" i spora przestrzeń dla każdego z uczestników, dzięki czemu nikt się nie przepychał.
Swallow the Sun zagrali niemal półtoragodzinny set, w którym nagrania z "Moonflowers" połączyli ze starszymi kompozycjami przede wszystkim z płyt "When The Shadows Is Forced Into The Light" oraz "New Moon". Zbudowali intymny, pełen hipnotyzującego mroku klimat. Na tle muzyki pięknie rozbrzmiewał głos wokalisty, który sięgał zarówno po czysty śpiew jak i growl. Z utworu na utwór publika reagowała coraz bardziej żywiołowo. Ten dzień był wyjątkowy z jeszcze jednego powodu - koncert grupy rozpoczął się tuż po zakończeniu półcieniowego zaćmienia księżyca, które było wyraźnie widoczne z okolic klubu. Udało mi się to wyjątkowe zjawisko uchwycić w przerwie.
A co działo się wcześniej? Na początek czterdziestokilkuminutowy set pełen doom'owego mroku zaprezentowali Shores Of Null, którzy zagrali w większości materiał z niedawno wydanej płyty "The Loss Of Beauty". O ile ten występ świetnie wpasował się w klimat twórczości Swallow The Sun, o tyle dużym kontrastem dla nastroju okazał się koncert Avatarium. Grupa łącząca doom z rockiem progresywnym zaprezentowała w pełni dopracowane i przemyślane show pełne teatralności i epickich gitarowych solówek. Nawiązała dobry kontakt z publicznością, która reagowała bardzo żywiołowo, dając się ponieść muzyce, wspólnie klaszcząc i wiwatując. Muzycy uśmiechali się i dali z siebie maksimum tym bardziej, że była to ich pierwsza wizyta w Polsce. Świetnie śpiewała wokalistka grupy, Jennie-Ann Smith, grająca też na gitarze akustycznej, ale show kradli jej stopniowo gitarzysta Marcus Jidell, prywatnie mąż artystki i założyciel Avatatium, grający także z Jidellem w Candlemass, Leif Edling. Nawiasem, okazja, by zobaczyć Candlemass w Polsce już niedługo - zespół jest jedną z gwiazd festiwalu Summer Dying Loud, który na początku września odbędzie się w Aleksandrowie Łódzkim.
Był to bardzo miły wieczór, który dostarczył ciekawych doznań muzycznych i wizualnych. Klub Drizzly Grizzly jak zawsze w takich przypadkach sprawdził się świetnie. Jak to wyglądało? Zobaczcie poniżej.
SHORES OF NULL
AVATARIUM
SWALLOW THE SUN
Zdjęcia podpisane imieniem i nazwiskiem oraz nazwą strony, zamieszczone na tej stronie należą do autora i nie mogą być kopiowane w celach prywatnych ani komercyjnych. Nie wyrażam zgody na pobieranie pojedynczych zdjęć i publikację na portalach społecznościowych bez wcześniejszego ustalenia. Rozpowszechnianie zdjęć jest możliwe wyłącznie poprzez linki do tej strony.