Gdy siedem lat temu zasłuchiwałam się w "The Hope Six Demolition Project" nie przypuszczałam, że kiedykolwiek podzielę się publicznie przemyśleniami na temat muzyki artystki, która stworzyła tę płytę, ba - rozważaniami na temat jakiegokolwiek albumu na taką skalę. Nie sądziłam również, że na cień szansy posłuchania PJ Harvey na żywo przyjdzie mi czekać aż do 2023 roku... Życie płata różne scenariusze i układa różne ścieżki - przez te lata wiele się pozmieniało, wiele marzeń i snów spełniło się, przede wszystkim dzięki wyczerpującej, ale wielce satysfakcjonującej pracy. Dość jednak tej prywaty, nie to jest tematem tego tekstu. Co przez ten czas działo się u wspomnianej Polly Jean?
Każda artystyczna działalność obarczona jest zmaganiami z natchnieniem, wewnętrzną siłą i jej brakiem, motywacją do działania, odwagą do dzielenia się tym, co czujesz i jeśli chcesz tworzyć sztukę szczerą i z serca, to odsłaniania także tych intymnych elementów swojego życia. To wyczerpuje, wypłukuje totalnie z energii, z czasem niesie ze sobą ryzyko poczucia pustki i wypalenia.
Wspomniane siedem lat zdecydowanie nie były dla artystki łatwym okresem. Mniej więcej takie załamanie, jak to opisane powyżej dopadło Harvey, która zaczęła mieć wątpliwości, po co
tworzy, czy chce to dalej robić, czy może jednak potrzebuje zmiany. Po
swojej ostatniej trasie koncertowej była wypalona. Szukała sensu. Zatrzymała się, odcięła, odpuściła. Przygotowywała się, by tę płytę stopniowo, powoli, bez pośpiechu ze strony wytwórni, bez ciężaru kolejnej trasy. Gdy nadszedł ten właściwy moment, wraz z Floodem i Johnem Parishem, stałymi współpracownikami, weszła do studia i w trzy tygodnie zarejestrowała całość, wykorzystując kreatywną energię. Brzmi to wszystko stosunkowo prosto, ale oczywiście tak lekko nie było... Na poprzednich płytach opowiadała o sprawach ważnych społecznie, pod kątem historycznym, politycznym, globalnym. Wzięła na siebie ogromną odpowiedzialność i musiała wziąć naprawdę potężny oddech.
Na "I Inside The Old Year Dying" dokonała zmiany i skupiła się bardziej na sobie. Postanowiła zacząć wszystko od nowa, wrócić do korzeni i do esencji tego, czym jest dla niej sztuka. Postawiła na intymność, eteryczność, emocjonalność, bardziej niejednoznaczne inspiracje. Skoncentrowała się na wnętrzu i tym, co dla każdego człowieka powinno stanowić sens - na miłości, poczuciu bliskości, bezpieczeństwa, czułości, spokoju. To wyzwoliło w niej kreatywność i sprawiło, że właśnie ta płyta powstała, być może najważniejsza w jej życiu. To piękna płyta, bardzo poruszająca, która kończy się niepostrzeżenie pozostawiając z uczuciem niedosytu i pragnieniem ponownego uruchomienia i zanurzenia się w tych dźwiękach.
Oczywiście to nie jest muzyka, która zaskoczy za pierwszym razem i odsłoni pełnię tego, co w sobie skrywa. Jak każdy ważny, ponadczasowy i kto wie czy w tym przypadku nie przełomowy album wymaga kilku, a kto wie czy nie kilkunastu podejść. Zupełnie jak muzyka Radiohead, która kilka razy przychodziła mi na myśl podczas odsłuchów tego materiału. PJ jest trochę jak Thom Yorke - poszukuje nowej formy muzycznej ekspresji, bawi się wokalem, czaruje, intryguje i roztacza wokół siebie magiczną aurę, a jednocześnie niezmiennie pozostaje sobą - pewną swoich umiejętności kobietą, której sztuka wwierca się głęboko w umysł, zachwyca, wywołuje łzy wzruszenia i skłania do refleksji. Artystką, która swoim głosem i grą na gitarze może wszystko.
A gdzie szukać inspiracji dla tekstów? W Biblii? U Szekspira? W cykliczności zjawisk przyrody, cyklu życia i śmierci i przechodzeniu z jednego etapu do drugiego? Gdzieś pomiędzy tym wszystkim, a przede wszystkim w niezwykłej wrażliwości PJ Harvey, która niczego nikomu już nie musi udowadniać. Jest wyjątkową artystką, jedną z najważniejszych na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci.
Spełniło się marzenie fanów o powrocie ich ukochanej twórczyni. Zaufali jej i jeszcze przed wydaniem płyty wykupili absolutnie wszystkie bilety na zaplanowane na jesień koncerty. To jeszcze jeden dowód na ogromną siłę oddziaływania sztuki PJ. Nie czuję się kompetentna, by oceniać ten album. To jedna z najważniejszych płyt ostatnich lat. Tego jestem pewna.
Albumu możecie posłuchać tu: https://pjharvey.bandcamp.com/album/i-inside-the-old-year-dying