Muzyczny zawrót głowy, roztańczona publiczność i ogrom pozytywnej energii - tak było w środowy wieczór w warszawskich Hybrydach, gdzie zawitali kanadyjscy mistrzowie technicznego death metalu, Archspire, którzy zaprezentowali się w towarzystwie amerykańskiego Signs Of The Swarm i rodzimego Clairvoyance. Był to wieczór pełen wrażeń, a zarazem dowód na to, że ekstremalna muzyka wcale nie musi być smutna i dołująca.
Wyzwania rzucane publiczności (między innymi to, by pocałować zawieszoną pod sufitem dyskotekową kulę), szalejący przy scenie młyn rozentuzjazmowanych fanów, przyprawiający o zawrót głowy techniczny odjazd - między innymi takie rzeczy działy się w Hybrydach. A jeśli dodamy do tego fantastyczny kontakt z publicznością i dużo sytuacyjnego humoru otrzymamy składowe, które mogą złożyć się na koncert roku. Zespoły z takim dystansem do siebie i swojej twórczości jak Archspire, a przy tym tak doskonałe technicznie to prawdziwa rzadkość.
Dawno nie widziałam muzyków tak zrelaksowanych i uśmiechniętych, cieszących się wspólnym czasem na scenie, a jednocześnie tak zgranych i grających z tak nieprawdopodobną precyzją. Słuchy chodzą, że są najszybszym zespołem na świecie i trudno z tą opinią polemizować po tym, co usłyszałam w środę wieczorem. Ten zespół budzi podziw i najwyższy szacunek nie tylko ze względu na umiejętności techniczne. Choć grają muzykę totalnie ekstremalną, robią to z wyczuciem, zgrabnie łącząc kosmiczne tempo z melodiami. Do tego dochodzi absolutnie nieprawdopodobny wokalista, wyrzucający z siebie milion słów na minutę z siłą karabinu maszynowego. Tego nie da się opisać, to trzeba usłyszeć na własne uszy! Członkowie zespołu mają nie tylko niesamowity talent. Są przy tym przesympatycznymi ludźmi, którzy starają się sprawić, by ich pozornie nieprzystępna twórczość stała się możliwie najbardziej uniwersalna. Energia na ich koncertach przypomina tę, którą spotyka się na występach wielkich gwiazd - są tańce, owacje, machanie rękoma w górze i dużo dialogów. Był też najszybszy młyn, jakiego miałam okazję doświadczyć - ludzie poruszali się w kręgu tak szybko, że kręciło się w głowie od samego patrzenia.
Dystans muzyków do siebie był zauważalny już przed występem, gdy serwowali publiczności ciekawą nietypową playlistę, złożoną z utworów hip hopowych, które w niczym nie przypominały tych z głównego nurtu, a były starannie wyselekcjonowane pod kątem klimatu. Wyszli na scenę nie ubrani na czarno, lecz na kolorowo - przeważał róż i motyw kwiatowy (wiem, nie widać tego na czarno-białych zdjęciach), a wprowadziła ich puszczona w tle humorystyczna zapowiedź. Później były sympatyczne jeszcze zaczepki fanów w pierwszych rzędach i zachęty do zabawy w najlepsze. Na finał natomiast rzucane w publikę gitarowe kostki przy akompaniamencie "It's Raining Man", z pasującym do konwencji utworu wyposażeniem w postaci parasoli. Takie koncerty zapadają głęboko w pamięć, a jeśli są przy tym doskonałe muzycznie i odbywają się w miejscach, gdzie da się uzyskać pełną selektywność brzmienia, to wspomnienia są jeszcze silniejsze. To był prawdziwy raj dla koneserów, którzy cenią jakość, charyzmę i oryginalność, nie stroniąc od bezpośredniego kontaktu muzyków z publicznością. Brzmi jak koncert idealny, prawda?
Bezpośredniego kontaktu z fanami i fajnej energii wyrażonej skokami, tańcami, okrzykami i rękami w górze nie brakowało też podczas występu Signs Of The Swarm. Zespół cieszył się szczerze i ogromnie z wizyty w Polsce i nie omieszkał tego podkreślić kilkukrotnie, muzycznie było już za to nieco bardziej przewidywalnie - death metal łączył się z punkową ekspresją. Była to mieszanka fajna w odbiorze na żywo, lecz niekoniecznie oryginalna. Był to jednak bardzo dobry występ i świetny wstęp do tego, co stało się później.
Nieco mniej entuzjazmu od publiczności zebrali rozpoczynający wieczór muzycy Clairvoyance, mimo że zagrali naprawdę ciekawie i klimatycznie. Nie była to jednak muzyka do skakania, a zdecydowanie do słuchania i zatopienia się w mrocznej, niepokojącej atmosferze. Nie zmienia to jednak faktu, że był to bardzo dobry występ. Każdy z trzech rozdziałów przewidzianych na środowy wieczór w Hybrydach dostarczył nieco innych, ale równie cennych emocji, przynosząc fanom cięższych brzmień dużo energii i uśmiechu. Właśnie dla takich koncertów warto jechać kilkaset kilometrów.
CLAIRVOYANCE
SIGNS OF THE SWARM
ARCHSPIRE
Zdjęcia podpisane imieniem i nazwiskiem oraz nazwą strony, zamieszczone na tej stronie należą do autora i nie mogą być kopiowane w celach prywatnych ani komercyjnych. Nie wyrażam zgody na pobieranie pojedynczych zdjęć i publikację na portalach społecznościowych bez wcześniejszego ustalenia. Rozpowszechnianie zdjęć jest możliwe wyłącznie poprzez linki do tej strony.
All the photos published on this website, signed with the name and the name of the website, belong to the author and may not be copied for private and commercial purposes. I do not agree to for the publication of the individual photos in social media without prior arrangement. Sharing of photos is only possible using links to this website.